W Poznaniu chodzi o tzw. premetro, czyli schowanie linii tramwajowych na pewnych odcinkach w tunelu. To nie jest science fiction, tylko dokończenie tego, co w Poznaniu zaczęło już w latach 80. Wówczas ruszyła budowa Poznańskiego Szybkiego Tramwaju, zwanego Pestką, który jest właśnie rodzajem premetra, bo część tras przebiega w specjalnych wykopach. Projekt nie został jednak dokończony, dopiero po transformacji udało się dociągnąć linie do Dworca Głównego. Ale trasy na południe, która ma już zarezerwowane miejsce w poznańskich korytarzach transportowych, nie udało się zrobić do dziś. To trzeba koniecznie zrealizować. Z takich miejscowości jak Luboń, Puszczykowo, Mosina czy z węzła Dębina na autostradzie wjeżdża do Poznania mnóstwo samochodów, tworząc gigantyczne korki. Kluczowa jest też budowa linii wschód-zachód, przebiegająca przez śródmieście. To nie żaden kosmiczny projekt, jak mówi opozycja. Premetro to tramwaj z bezkolizyjnymi połączeniami, wjeżdżający w tunele, w Poznaniu potrzebny on jest natychmiast. Poznaniacy dzięki niemu zyskają szybsze przemieszczanie się, oszczędność czasu dojazdu, np. do pracy, oraz czystsze powietrze.
A koszt takiego przedsięwzięcia?
Koszty budowy premetra eksperci szacują na kwotę zbliżoną do budowy miejskiego stadionu przy Bułgarskiej. Poznań zatem na to stać. Zaznaczę, że możliwe jest zdobycie dofinansowania z UE do 85 proc. kosztów budowy. Budowa premetra nie rozwiąże oczywiście wszystkich potrzeb transportowych Poznania. Bardzo pilny okazuje się problem braku wiaduktów nad trasami kolejowymi. Ostatnio uruchomiono w ramach współpracy z gminami ościennymi Poznańską Kolej Metropolitalną, przygotowujemy się do kolei obwodowej. To dobry pomysł. Okazuje się, że mieszkańcy Wielkopolski z tych połączeń bardzo chętnie korzystają i częstotliwość ruchu pociągów będzie zwiększana. Jednak zapomniano, że te trasy kolejowe szatkują miasto na części i potrzebne są wiadukty nad nimi. Rozmawiałem ostatnio z mieszkańcami Starołęki, którym obiecano wiadukt w latach 50. Do dziś go oczywiście nie ma, a oni boją się, że zostaną odcięci od miasta, bo szlaban na torowisku będzie wkrótce zamknięty nie przez jedną czwartą doby jak obecnie, ale przez jedną trzecią doby czy nawet dłużej. Należałby więc wybudować sześć, siedem wiaduktów. To nie jest prosta rzecz, ale trzeba zacząć, jestem przygotowany do podjęcia się tego zadania. Musi nastąpić koniec szkiców pomysłów i koncepcji na papierze, czas na realizację!
Rząd PiS mówi – damy samorządom na drogi 6 mld zł rocznie, ale tylko gminom, miastom na prawach powiatu czyli Poznaniowi już nie. Czy to pana nie boli?
Przede wszystkim mobilizuje do myślenia, jak inaczej wszystko zorganizować. Mamy fundusze unijne, można zachęcać do współpracy i partycypacji gminy ościenne i firmy, które skorzystają na budowie premetra. Pod Poznaniem mamy ogromne firmy np. Amazon, Volkswagen, gdzie codziennie do pracy dojeżdża tysiące osób. Wydaje mi się, że jako społeczeństwo dojrzeliśmy już do dobrego partnerstwa publiczno-prywatnego.
Jak ocenia pan cztery lata pracy swojego głównego oponenta, prezydenta Jaśkowiaka?