Zawsze interesuje mnie wynik

Oponenci, którzy zastanawiali się, „po co taki duży stadion”, dziś pytają mnie, „kiedy kolejne inwestycje” – mówi Małgorzata Mańka-Szulik, prezydent Zabrza.

Publikacja: 30.09.2018 23:30

Małgorzata Mańka-Szulik – nauczycielka i działaczka samorządowa,  od 2006 r.  prezydent Zabrza. Z wy

Małgorzata Mańka-Szulik – nauczycielka i działaczka samorządowa, od 2006 r. prezydent Zabrza. Z wykształcenia matematyk, ukończyła studia na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. W 2015 roku została wybrana na stanowisko przewodniczącego Zarządu Górnośląskiego Związku Metropolitalnego. Pełniąc tę funkcję przyczyniła się do utworzenia pierwszego w kraju Związku Metropolitalnego – Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii

Foto: Bogusław Makar

ZR: Dlaczego kierowanie miastami zdominowali mężczyźni?

Małgorzata Mańka-Szulik: Trudne pytanie. Myślę, że jako kobiety najpierw staramy się wywiązać z opieki nad dziećmi, rozwoju rodziny i dopiero wtedy podejmujemy inne zobowiązania. Mężczyznom chyba jest nieco łatwiej.

Pytam nie bez powodu – miała pani 50 lat, odchowaną czwórkę dzieci, kiedy w 2006 r. stanęła pani do wyborów na fotel prezydenta Zabrza. Wcześniej nie angażowała się pani w politykę. To był ten dobry czas?

Tak, dzieci się usamodzielniły, zaczęły decydować same o sobie, łatwiej mi było podjąć tą decyzję. Kierowanie miastem to bardzo odpowiedzialne zadanie. Jeśli ktoś chciałby to potraktować jedynie jako zwykłą pracę, to chyba lepiej, aby zajął się inną sferą aktywności zawodowej.

Matematyk, dyrektor szkoły artystycznej… Dlaczego postanowiła pani poświęcić czas dla miasta? 2006 rok to był trudny okres dla Zabrza. Kończyła się praca w górnictwie, bezrobocie wynosiło blisko 20 proc., strajki mieszkańców huty, która sprzedała lokatorów mieszkań zakładowych prywaciarzowi razem z mieszkaniami były głośne w całej Polsce.

Chyba ta trudność zdecydowała, że postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Widzieliśmy, że pewien etap rozwoju Zabrza się skończył, ale widzieliśmy wiele niewykorzystanych możliwości, szczególnie pozyskiwania funduszy zewnętrznych. Wiele obszarów, gdzie należało przyspieszyć rozwój, pogrążonych było w stagnacji. Wtedy grupa przyjaciół przekonała mnie, że powinnam bardziej zaangażować się w rozwój mojego miasta.

I została pani wtedy jedną z czterech kobiet prezydentów miast w Polsce. Teraz kobiet na tym stanowisku jest dziewięć – wciąż niewiele na 106 miast, którym szefują mężczyźni. Poza Warszawą mamy panie prezydent w miastach z problemami społecznymi: w Rudzie Śląskiej, Jastrzębiu-Zdroju, Gorzowie Wielkopolskim, Łodzi. Czy to coś znaczy, czy to przypadek?

Nie myślałam o służbie publicznej w takich kategoriach, ale może dotykamy sedna sprawy. Tam, gdzie występuje nagromadzenie problemów, trzeba szczególnie dużo serca włożyć w ich rozwiązywanie. Niejednokrotnie jest to praca od świtu do nocy. Może istnieje prawidłowość w tym, że kobiety nie boją się wielkich wyzwań? Panowie też potrafią włożyć serce w pracę dla dobra ogółu, choć może mniej to okazują.

W którymś z wywiadów powiedziała pani, że kobiet w polityce powinno być więcej, bo mężczyźni często dają obietnice bez pokrycia.

Na pewno bardziej ważymy słowo, choć nie chciałabym ludzi oceniać wyłącznie przez pryzmat płci. Kobiety bardziej starają się wywiązać z danej obietnicy, a panowie szybciej się usprawiedliwiają? Ale w wielu miastach widzimy prezydentów oddanych społeczności lokalnej.

Zabrze – jedyne miasto w regionie na taką skalę – wykorzystało pokopalniany i pohutniczy bagaż jako podwaliny pod nową jakość; turystykę postindustrialną. Z problemu zrobiła pani zaletę. Dziś to oczywiste, ale dekadę temu tak nie było.

Na zamykanie kopalń nie mieliśmy wpływu – to decyzja państwa. Ale tam, gdzie mogliśmy coś zrobić, zrobiliśmy to. Restrukturyzacja przemysłu ciężkiego, z którym niegdyś utożsamiano Zabrze, rzeczywiście przyniosła ogromne koszty społeczne. Udało się jednak spowodować, że dziesiątki tysięcy miejsc pracy zlikwidowanych w kopalniach czy kombinatach okołogórniczych powstało w innych gałęziach gospodarki związanych z usługami, produkcją opartą o nowoczesne technologie, medycyną, nauką, turystyką. Nie można jednak zapominać o pozycji, z której rozpoczynaliśmy pracę. Musieliśmy m.in. uporać się z degradacją ekologiczną spowodowaną przez przemysł. Dzisiaj, gdy brakuje rąk do pracy, już mało kto pamięta Zabrze sprzed ponad dekady, gdy bezrobocie przekraczało 20 proc. Ja wciąż pamiętam przygnębiający obraz pozostawionych obiektów poprzemysłowych. Pamiętam, jak musiałam przekonywać, by zająć się tym, co pozostało, zrewitalizować ten dorobek – to wcale nie było ani proste, ani powszechnie akceptowane. Nawet swoim współpracownikom musiałam udowadniać, że to ma sens, pokazywać dobre przykłady w Europie, chociażby w Essen w Niemczech, na północy Francji.

Udało się. To dziś wizytówka Zabrza znana w świecie. Zrobiła się moda na postindustrializm.

Dzięki temu Zabrze na mapie postindustrialnej turystyki jest bardzo czytelnym miejscem i chętnie odwiedzanym. Udało się za ponad 200 mln zł zrewitalizować kopalnię Guido, sztolnię i skansen królowa Luiza. Przeważającą większość tych funduszy uzyskaliśmy ze źródeł zewnętrznych. Dzięki temu udało się stworzyć naprawdę wspaniały obiekt, wydobyć piękno inżynieryjne. To tutaj spotykają się ludzie wszystkich pokoleń. Pod ziemią można pływać łódkami, na poziomie 320 odbywają się koncerty m.in. Międzynarodowego Festiwalu im. Krzysztofa Pendereckiego. To są dziś miejsca, które żyją drugim, pięknym życiem. Jeszcze na tym nie zarabiamy, ale jesteśmy dobrej myśli. Cieszy nas, że przy obiektach funkcjonuje gastronomia, transport, hotelarstwo.

Czy chciałaby pani pozyskać majątek po ostatniej kopalni w mieście – Makoszowy – która niedawno została przeznaczona do likwidacji i włączyć ją w sieć obiektów turystycznych?

Mimo podejmowania licznych prób niestety nie udało mi się przekonać rządu do utrzymania wydobycia w KWK Makoszowy, mimo że kopalnia posiadała wystarczające na dziesięciolecia eksploatacji złoża węgla i była jedną z najbezpieczniejszych dla górników. Na pewno w dobie, kiedy zainteresowanie węglem jest wysokie, kopalnia ma potencjał, a jej zamykanie budzi niezadowolenie. Ale wracając do naszych możliwości – wielokrotnie pokazaliśmy, że tam, gdzie jest trudno, trzeba wysiłku, aby miejsce na powrót ożyło. Myślę, że nie można zostawić tego obszaru, jestem przekonana, że wspólnymi siłami zawalczymy o to miejsce i – jak do tej pory udało się, chociażby z mieszkaniami zakładowymi po hucie, które odkupiliśmy – tak uda się i teraz.

A celem byłoby stworzenie w miejscu kopalni Makoszowy miejsc pracy czy raczej rekreacji?

W Zabrzu potrzeba i miejsc pracy, i przestrzeni uporządkowanej. Ten teren posiada wiele interesujących walorów, jest wyjątkowy, jeśli chodzi o infrastrukturę. Nie wolno tego obszaru zostawić. Jesteśmy w kontakcie ze Spółką Restrukturyzacji Kopalń, ale nie chcę na razie składać deklaracji, bo jak już pani wie – nie lubię rzucać słów na wiatr.

Właśnie zakończyliśmy inwestycję w gospodarkę wodno-ściekową, to ogromny projekt obejmujący poprawę infrastruktury nadziemnej i podziemnej w całym mieście o wartości miliarda złotych. To było ogromne wyzwanie. Więc jedne zadania kończymy, kolejne realizujemy, a następne – planujemy.

Takim ogromnym projektem, który otworzył Zabrze na nowo, była budowa Drogowej Trasy Średnicowej – to trasa szybkiego ruchu ciągnąca się od Katowic do Gliwic. Nie było łatwo. Właściwie to pani się uparła, żeby dociągnąć średnicówkę do Zabrza.

Bez środków unijnych na pewno byśmy sobie nie poradzili. Kiedy ten projekt był realizowany, nastąpiła zmiana decyzji – w efekcie Zabrze musiało do inwestycji dołożyć ok. 50 mln zł z własnego budżetu. To było dla nas ogromne obciążenie, bo każdą złotówkę przed wydaniem oglądaliśmy kilka razy. Gdybyśmy nie dofinansowali inwestycji, to najprawdopodobniej nie byłoby średnicówki, z jakiej dziś korzystamy. Dzięki nam kontynuowano potem odcinek gliwicki.

Długo się pani zastanawiała, czy wyłożyć te 50 mln zł?

Nie było czasu się zastanawiać. Zostaliśmy zaskoczeni takim przebiegiem sprawy tuż przed Wielkanocą. Była wielka mobilizacja i… improwizacja. Ale wiedzieliśmy, że jeśli drogowy „krwiobieg” regionu nie będzie zbudowany, to będzie nam znacznie trudniej pozyskiwać inwestorów i zapraszać do miasta turystów.

Dzięki temu Zabrzem zainteresowała się IKEA, która chce tu wybudować największy sklep w Europie.

Bez wątpienia DTŚ-ka tej inwestycji pomogła, choć dziś trwa przeliczanie możliwości inwestora. Powodem wstrzymania decyzji o kontynuacji budowy są czynniki zewnętrzne – decyzja rządu o niehandlowych niedzielach i trudna sytuacja na rynku budowlanym w całej Europie. W pierwszych dniach października spotykam się z przedstawicielami IKEI. Wierzę, że wróci się do tego projektu, nawet po modyfikacjach. IKEA kupiła grunt, przeprowadziła pierwsze prace… Zapewniliśmy temu inwestorowi dobre warunki…

…dzięki strefie ekonomicznej, jaką udało się poszerzyć w Zabrzu. To również pani „wychodziła”.

Najpierw było to niespełna 10 hektarów, obecnie nasza strefa ekonomiczna to 157 hektarów podzielonych na 45 nieruchomości o wielkości od 0,5 do 21 hektarów. 65 mln zł, które przeznaczyliśmy na kompleksowe uzbrojenie terenów i przygotowanie ich dla inwestorów, daje efekty w postaci 18 firm, które budują w Zabrzu infrastrukturę za 300 mln zł i stworzą co najmniej 500 nowych miejsc pracy. Nam bowiem chodzi o rzecz długofalową: miejsca pracy i podatki, które powodują rozwój miasta.

Co jest dla pani celem na przyszłość? Walka ze smogiem?

Wraz z rozwojem miasta zmieniają się również problemy, które musimy rozwiązywać. Ale walka o poprawę jakości powietrza wciąż jest jednym z naszych celów. Wydaliśmy już 150 mln zł na działania ekologiczne. Prowadzimy m.in. termomodernizację budynków i nadal konsekwentnie będziemy realizować ten program, który – oprócz skutków ekologicznych – przynosi też efekty w postaci oszczędności w opłatach za ogrzewanie. No i budynki są znacznie bardziej estetyczne. Wiemy jednak, jak ważna jest edukacja mieszkańców – uświadamianie, że smog to nie jest problem wydumany, to kwestia warunków życia i utrzymania lub utraty zdrowia.

A pozostałe wyzwania?

Pamiętajmy, że Zabrze to miasto medycyny, nauki, kultury, nowoczesnych technologii. W tych dziedzinach trzeba szukać rozwoju. Chcemy stawiać na innowacyjność, proszę zauważyć, że medycyna w Zabrzu jest silna. Udało nam się utworzyć na Śląsku Park Technologii Medycznej.

Zabrze słynie z wysokiej klasy usług medycznych, w tym kardiochirurgii, którą tu stworzył i rozwinął prof. Zbigniew Religa. Śląskie Centrum Chorób Serca mieści się w Zabrzu. Ostatnio udało się tu wszczepienie całkowicie sztucznego serca – dokonał tego syn prof. Zembali.

Jesteśmy z tego niezwykle dumni. Także nasz Szpital Miejski cieszy się ogromną renomą w dziedzinie położnictwa, zdrowia kobiety i dziecka. Solidną markę zyskały też m.in. chirurgia oraz ortopedia dzięki prof. Hawrankowi i jego zespołowi. Tworzymy w Zabrzu prężny ośrodek akademicki. Wydział Inżynierii Biomedycznej Politechniki Śląskiej nawiązał współpracę z koncernem Philips. Jego efektem jest stworzenie przy wydziale Śląskiego Centrum Inżynierskiego Wspomagania Medycyny i Sportu. To wszystko nie byłoby możliwe, gdybyśmy kilka lat temu nie podjęli decyzji o przekazaniu Politechnice Śląskiej budynków zajmowanych przez Powiatowy Urząd Pracy i Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. Obie placówki mają teraz siedziby z prawdziwego zdarzenia, a kampus uczelni przy ulicy Roosevelta funkcjonuje z coraz większym rozmachem. Rozwija się także baza dydaktyczna Śląskiego Uniwersytetu Medycznego z rewitalizowanym kampusem w Rokitnicy. Uniwersytet przy ulicy Dworcowej finalizuje budowę nowoczesnego centrum symulacji.

Trzy kadencje ma pani za sobą. Czego pani żałuje?

Jestem matematykiem i interesuje mnie wynik. Nic bym nie zmieniła, bo podejmowane decyzje były głęboko przemyślane, służyły rozwojowi Zabrza i… przynoszą efekty. Majątek gminy w ciągu dekady z 900 milionów zł wzrósł do ponad 3,5 miliardów zł. Pozyskaliśmy przeszło miliard złotych z UE. To perfekcyjne układanie puzzli.

I nadal pani uważa, że budowa kosztownego i znacznie przekraczającego budżet stadionu Górnika Zabrze była słuszna?

Nie oceniałabym tego tak. To była inwestycja bardzo społecznie oczekiwana – dziś na stadion, na mecze przychodzą tłumy, całe rodziny. W poprzednim sezonie mecze oglądało 400 tys. widzów, a średnie wypełnienie stadionu na meczu to 19 tys. kibiców, co stanowi drugi wynik w skali całego kraju! To jest tak jak z wspomnianą wcześniej DTŚ-ką – czy mogliśmy nie zainwestować tych pieniędzy? Dziś już nikt nie pamięta, że przed każdym sezonem wylewaliśmy kilkadziesiąt kubików betonu, żeby stabilizować sytuację na starym stadionie, żeby dostać zgodę na rozgrywanie meczów.

Pamiętam te czasy, kiedy policja dzień przed meczem wydawała Górnikowi ostatnią już zgodę na mecz na jego stadionie, bo nie spełniał podstawowych wymogów bezpieczeństwa. Zasadności budowy nikt nie kwestionował, chodziło o zbyt wysokie koszty.

Ci oponenci, którzy mówili: „Po co taki duży stadion”, dziś często mnie pytają: „Kiedy realizujemy dalsze inwestycje na tym stadionie”. A Górnik Zabrze to jest tradycja, kawał wspaniałej, 70-letniej historii. Kibice Górnika, ale i zwykli mieszkańcy miasta nie wybaczyliby mi, gdybym nie przeciwdziałała groźbie upadku tej marki. Nie wiem, gdzie grałby Górnik Zabrze dziś, ale na pewno nie w Ekstraklasie. Ważne jest również to, że Górnik stawia na młodzież. Z jednej strony chcemy wielkich sukcesów, w pucharach, na mistrzostwach, ale z drugiej musimy myśleć o tym, by stworzyć podwaliny dla tych sukcesów. W Zabrzu stawiamy na młodych, na ich szkolenie. Dotyczy to zresztą zarówno piłki nożnej, jak i ręcznej.

Gdybym miała raz jeszcze podjąć tę decyzję – podjęłabym ją.

Dziś przed taką decyzją stoi prezydent Katowic. Zapadła decyzja o budowie stadionu GKS Katowice – dla wielu mieszkańców decyzja kontrowersyjna.

I proszę popatrzeć, gdzie dziś w tabeli wyników jest GKS Katowice, który nie ma stadionu z prawdziwego zdarzenia? „Z niczego nie ma nic” – jak mawiała Świątkowa.

W 2015 r. została pani szefową GZM – Górnośląsko-Zagłębiowskiego Związku Metropolitalnego, który dał podwaliny pod metropolię. Miasta muszą zacząć myśleć dobrem wszystkich, a nie już tylko swoim własnym, trochę zrezygnować z konkurowania między sobą. To się sprawdzi? To jest w ogóle możliwe?

Moja, nasza determinacja, by metropolię stworzyć, była ogromna, udało się nam zaangażować wszystkich bez względu na polityczne barwy. Metropolia to milowy krok naprzód, który ma pozwolić 41 sąsiadującym ze sobą gminom rozwijać się w bardziej zrównoważony sposób. Musimy połączyć wysiłki, aby uzyskać efekt synergii w wielu dziedzinach życia, za które odpowiadają samorządy. Mamy oczywiście ogromy potencjał, ale też zdajemy sobie sprawę, jak wiele zadań jest do wykonania. Tak więc dodatkowe środki na poziomie 300 mln zł stanowią dobrą inwestycję w region. Cieszy nas też to, że są następne gminy, które chcą wejść do metropolii.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10