Bez pieniędzy najlepsze pomysły świata nie zmienią

To biznes buduje fundament, bez którego niczego nie da się stworzyć. Ani szkół, ani instytucji kulturalnych, ani wysokiego poziomu życia mieszkańców. Dlatego samorządy muszą o niego dbać – mówi Piotr Głowski, prezydent Piły.

Publikacja: 17.09.2018 08:25

Piotr Głowski prezydentem Piły jest od 2010 roku, wcześniej był senatorem. Przewodniczący PO w Pile

Piotr Głowski prezydentem Piły jest od 2010 roku, wcześniej był senatorem. Przewodniczący PO w Pile

Foto: Marcin Kelich

ZR: Panie prezydencie, co z tym seksem w Pile? Przed laty Pidżama Porno śpiewała, że Piła to „miasto biznesu i seksu”, ale z tym ostatnim chyba słabo, bo wskaźniki demograficzne są zatrważające.

Piotr Głowski: Jestem optymistą. Trendy, które obserwujemy, czyli wybieranie przez młode pokolenie Piły jako małej ojczyzny, pokazują, że nasze miasto jest dobrym miejscem do zamieszkania. Dotyczy to nie tylko tych, którzy w Pile się urodzili, ale również byłych mieszkańców Wrocławia, Szczecina, Koszalina czy nawet Londynu, którzy w ostatnich latach zdecydowali się na stałe związać zawodowo i rodzinnie z naszym miastem. Dodatkowo, w czasie poprzedzającym moją prezydenturę brakowało działek na terenie miasta i pewna część mieszkańców przeprowadziła się do gmin sąsiednich. Jeżeli do tego dołożymy zjawisko tzw. rozlewania się miast, czyli przeprowadzania się mieszkańców na suburbia – nikogo nie powinno dziwić to, co widać w liczbach. Nic odbiegającego od powszechnych trendów światowych w nich nie ma. Dzisiaj pracujemy oczywiście nad tym, by saldo było dodatnie nie tylko dla subregionu pilskiego, ale również na terenie Piły.

Będę się upierał przy swoim zdaniu. Jeszcze w 2002 r. mieszkańcy miasta w wieku przedprodukcyjnym stanowili 22,5 proc. ludności, dzisiaj tylko 14,5 proc. Z kolei odsetek mieszkańców w wieku poprodukcyjnym wzrósł w tym czasie z niespełna 12 do ponad 20 proc.

Piła nie wyróżnia się specjalnie na tle polskich miast, ale również na tle Europy. Społeczeństwo Starego Kontynentu się starzeje i ten proces, co naturalne, dotyka także nas. Aby to zmienić, niezbędna jest mądra polityka państwa, bo możliwości działania samorządów w tej akurat sprawie są ograniczone. Zmiana trendów wymaga także czasu.

Program 500+, którego celem miało być, jak deklarowano, zwiększenie dzietności, nie działa?

Z punktu widzenia samorządowca powiem, że dużo ważniejsze w dziedzinie zwiększania dzietności było wprowadzenie bezpłatnych żłobków i przedszkoli. To rzeczywiście mocno wspomagało rodziców w czasie, gdy byli w pracy. Mamy w Pile minimalne bezrobocie, właściwie wszyscy, którzy rzeczywiście chcą pracować, pracę już mają. To świetnie, ale w tej sytuacji trudno się zdecydować na urodzenie dziecka, bo po prostu jest niewiele czasu, który można mu poświęcić. Kolejna sprawa to pomoc mieszkaniowa. Wynajęcie mieszkania, nie mówiąc już o jego kupnie, utrzymanie go, oznacza duże wydatki. Skutecznie na te wyzwania odpowiadałoby podniesienie kwoty wolnej od podatku, czyli pomaganie tym ludziom, którzy sami już sobie pomogli – znaleźli pracę i zarabiają. Wracając jednak do pana pytania: z seksem w Pile najwyraźniej nie jest tak najgorzej, bo według najświeższych danych tylko w tym roku urodziło się u nas już 807 dzieci.

Uf, czyli nadal Piła jest miastem jak z piosenki Krzysztofa „Grabaża” Grabowskiego.

W popkulturze funkcjonuje kilka sformułowań, które przylgnęły do Piły i mniej lub bardziej obiektywnie nasze miasto oceniają. Tymczasem Piła jest dzisiaj miastem nowoczesnym, z trzema uczelniami wyższymi, bardzo dobrze rozwijającym się nowoczesnym przemysłem, dobrą komunikacją, jest miastem zielonym i wygodnym do mieszkania. Może nastał czas na zupełnie nowe piosenki?

Co innego po dwóch kadencjach na stanowisku prezydenta mógłby pan powiedzieć? Z zewnątrz wygląda to jednak tak, że gospodarka Piły to Philips.

Philips, a właściwie od niedawna Signify, rzeczywiście jest największą firmą w mieście, ale nie jest jedyną. Od początku uważałem, że postawienie na jednego konia jest ryzykowne i na dłuższą metę szkodliwe. To świetnie wygląda, gdy taki inwestor wchodzi do miasta, ale dużo gorzej, gdy się z niego wyprowadza. Bo wtedy dochodzi do załamania lokalnej ekonomii. Bardzo dokładnie przestudiowałem przykład holenderskiego Eindhoven, z którego zresztą Philips się wywodzi. Po tym, jak firma wyprowadzała się z Holandii, władze miasta postawiły na różnorodność, na różne gałęzie przemysłu i przede wszystkim na małe, wysokotechnologiczne firmy. Odrobiłem tę lekcję i wiem, że jeśli ten model działa w Eindhoven, to musi działać również u nas. Dzisiaj w Pile działa ponad 8000 firm, z czego ponad 80 dużych, z kapitałem zagranicznym. Oczywiście nie odrzucamy rekinów, dużych firm, zabiegamy o ich inwestycje w Pile, ale nacisk kładziemy na małe i średnie przedsiębiorstwa. Zwłaszcza na takie, które pracują w przemyśle wysokich technologii, zatrudniają 100–200 osób, przede wszystkim wysoko wykwalifikowaną kadrę. Philips, podkreślam, jest dla nas niezwykle ważny, bo pracuje w nim blisko 5 tys. osób. Ale w Pile mamy też bardzo nowoczesne drukarnie, produkujemy materace dla IKE-i, buty, które sprzedawane są wyłącznie na najbardziej wymagających rynkach, czyli w Stanach Zjednoczonych oraz Danii. Mamy firmę, która wytwarza podzespoły dla Airbusa, a wkrótce powstanie tu fabryka firmy Flex, która wytwarza podzespoły elektroniczne dla niemal wszystkich największych firm elektronicznych na świecie, a korzeniami sięga Doliny Krzemowej. Pochwalę się, że o tę fabrykę ostro walczyliśmy z prezydentem Robertem Biedroniem, który koniecznie chciał, aby powstała ona w Słupsku, ale rywalizacja zakończyła się naszym sukcesem.

Postawił pan więc na, jak to nazywał nieodżałowany profesor Wacław Wilczyński, „kapitalizm ludowy”. Zastanawiam się jednak, czy to zasługa samorządu, że takie małe i średnie firmy powstają. Ludzie chcą zarabiać, więc powołują firmę i działają.

Aby firma mogła funkcjonować, musi mieć miejsce, gdzie będzie produkowała. Zadaniem samorządu jest stworzenie takiego miejsca, gdzie będą optymalne warunki do pracy i dalszego rozwoju. Rolą samorządu nie jest dawanie ryby, ale wędki. Co więcej, rola samorządu nie ogranicza się tylko do miejsca, gdzie przedsiębiorca wybuduje swoją fabrykę. Trzeba przecież wybudować drogę, ścieżkę rowerową – notabene w Pile bardzo wiele osób jeździ rowerami, ja zresztą często również, bo miasto z perspektywy rowerowego siodełka wygląda inaczej niż zza szyb samochodu – linię autobusową, aby pracownicy mogli do firmy dojechać. Potrzeba żłobków, przedszkoli, szkół, aby dzieci pracowników miały dobrą opiekę. Trzeba mieć dobre szpitale, dobre miejsca wypoczynku, dobrze działające instytucje kulturalne. Aby gospodarka mogła się rozwijać, trzeba po prostu stworzyć dobre miejsce do życia, bo to już nie jest dickensowska dziewiętnastowieczna Anglia czy Korea Północna. Ludzie chcą pracować, ale chcą też żyć, konsumować efekty swojej pracy. Tylko w takich dobrych do życia miejscach powstają dobre firmy. Zadaniem samorządu jest stworzenie im dobrego, komfortowego miejsca do życia. I Piła jest takim miejscem. Równie dobrym jak Warszawa, Poznań, Gdańsk, Berlin czy Kopenhaga. O tyle lepszym, że u nas nie ma problemu zanieczyszczenia powietrza, nie ma korków, przez które mieszkańcy wymienionych przeze mnie miejscowości muszą jechać do pracy godzinę lub dwie i tyle samo czasu poświęcać na powrót do domu.

Pod warunkiem że ten dom mają. A z budownictwem mieszkaniowym jest w Pile kłopot.

W Pile buduje się dużo, ale nadal są trudności z kupnem mieszkania, a wynajęcie graniczy z cudem. Ale to się zmienia. Już kilka lat temu, przewidując rozwój miejscowych firm, zmieniliśmy plany zagospodarowania przestrzennego i wkrótce budownictwo mieszkaniowe ruszy pełną parą. Uruchomiliśmy też program „Mieszkanie na start”, czyli program wynajmu mieszkań dla młodych pracowników, którzy są szczególnie potrzebni działającym u nas firmom. Mamy już ponad 100 takich mieszkań, które wynajmuje się na trzy lata z możliwością przedłużenia tego okresu do pięciu lat. Realizujemy ten program we współpracy z Izbą Gospodarczą, która opiniuje wnioski osób starających się o takie mieszkania z poparciem pracodawców. Program „Mieszkanie na start” finansujemy dzięki współpracy z Bankiem Gospodarstwa Krajowego i to jest dobra, efektywna współpraca.

Miałem rację, rozpoczynając ten wywiad od demografii. Wszystko, co pan mówi, świadczy, że demografia stała się barierą dla dalszego rozwoju pilskich firm.

Staramy się temu zaradzić. Niedawno zrobiliśmy wielką akcję w sąsiednich powiatach. Specjalny autobus pojechał do Chodzieży, Czarnkowa, Wałcza i o 5.30 rano, gdy ludzie z tych miejscowości wyjeżdżali do pracy, rozdawaliśmy – mam na myśli pracowników Urzędu Miejskiego, Izby Gospodarczej, właścicieli firm – specjalne wydawnictwo z aktualną ofertą pracy w Pile. Chodziło o to, aby ludzie nie jeździli już do pracy po 70–100 km, ale przyjechali do Piły, gdzie praca, interesująca i dobrze płatna, na nich czeka.

Czyli zorganizował pan na sąsiednie gminy prawdziwą inwazję.

Niektóre samorządy tak to właśnie odebrały. Ale to było racjonalne działanie, w interesie naszego miasta i miejscowych przedsiębiorstw. Bo tych przedsiębiorstw stale u nas przybywa. Wiele lat temu, trochę wzorując się na Wrocławiu, powołaliśmy specjalną spółkę, która zajmuje się przyciąganiem inwestycji, ale też opieką nad inwestorami. Każdej firmie jest przydzielany zespół ludzi, których zadaniem jest usuwanie przed inwestorami wszelkich przeszkód, pomoc w zdobywaniu wszystkich niezbędnych pozwoleń, ale też kontakt z firmą dostarczającą na przykład energię elektryczną, wodę, ciepło. Oczywiście mamy wyznaczone tereny inwestycyjne, w pełni przygotowane, z działkami dla wielkich przedsiębiorstw, ale też dla małych i średnich, gdzie inwestor w każdej chwili może rozpocząć budowę swojej firmy. Moim zdaniem, a mówię to jako człowiek, który przez dziesięć lat prowadził firmę, te warunki są wręcz komfortowe.

A pracownicy z zagranicy? Ich ściąganie to dzisiaj jedyny sposób, aby łatać dziury na rynku pracy. W Pile jest spora grupa obywateli Ukrainy. Rzecz w tym, że jeśli nie zintegruje się tych ludzi z lokalną społecznością, to za chwilę wyjadą oni na Zachód.

Mamy ludzi nie tylko z Ukrainy. Staramy się ich zintegrować, wciągnąć do pilskiej społeczności. Gdy zostałem zaprzysiężony na prezydenta miasta, stało się to 6 grudnia 2010 r., to natychmiast zorganizowaliśmy wielką wigilię dla mieszkańców miasta, w wielkim wypożyczonym namiocie. Chcę to podkreślić – nie była to wigilia dla ludzi biednych, ale dla wszystkich mieszkańców miasta. Wszystkich, również dla zamieszkujących Piłę przedstawicieli innych narodów. I to stało się naszą tradycją, na tej wigilii gości coraz więcej ludzi, którzy tu mieszkają i pracują – Ukraińców, Białorusinów, Ormian, Gruzinów… Dzisiaj w pilskich szkołach przedstawiciele tych społeczności opowiadają o swoich krajach, panujących tam zwyczajach, tradycjach. Od najmłodszych lat nasze dzieci jeżdżą na wycieczki do miast partnerskich, do nas przyjeżdżają dzieci stamtąd. Mamy też co roku dużą grupę zagranicznych studentów, ostatnio bardzo dużo Turków, którzy uczestniczą w programie Erasmus.

„Prawdziwi Polacy” się nie burzą?

Nie, w ciągu ostatnich kilku lat odnotowaliśmy, jeśli dobrze sobie przypominam, zaledwie jeden incydent tego typu. Ktoś tam czasem wymaluje na murze krzyż celtycki, ale to naprawdę incydenty.

Skąd w mieszkańcach Piły tyle tolerancji?

Na pewno znaczenie mają działania edukacyjne, wyjazdy naszych dzieci za granicę. Ale to wynika chyba również z historii naszego miasta. Postanowieniem traktatu wersalskiego Piła została w granicach Rzeszy, w 1945 r. Niemcy stąd wyjechali lub zostali wywiezieni i dopiero wówczas zaczęli tu przyjeżdżać Polacy z różnych regionów. W istocie też imigranci, którzy początkowo czuli się w tym poniemieckim mieście obco. Więc dzisiaj pewnie lepiej rozumieją, co to znaczy być imigrantem. My zresztą, gdy rząd premier Ewy Kopacz zobowiązał się do przyjęcia 7 tys. imigrantów, zgłosiliśmy, że jesteśmy gotowi przyjąć taką rodzinę. Postawiliśmy tylko warunek, aby była to rodzina, bo rodzina lepiej się adaptuje do lokalnych warunków. Od kilku lat przyjmujemy też polskie rodziny, które zamieszkiwały Kazachstan, a które teraz chcą zamieszkać w swojej ojczyźnie. Remontujemy im, przy pomocy pieniędzy rządowych, stare mieszkania, ich dzieci chodzą oczywiście do pilskich szkół, a starsze studiują i w naszym mieście, i w innych ośrodkach akademickich. Do tej pory przyjęliśmy sześć takich rodzin i będziemy przyjmować kolejne.

Jesteśmy społeczeństwem, które ma niskie kompetencje, jeśli chodzi o kapitał społeczny. Wzajemnie sobie nie wierzymy, co jest zabójcze nie tylko dla stosunków ekonomicznych, ale po prostu dla komfortu życia w Polsce. Z pana opowieści o Pile wyłania się nieco inny obraz…

Niedawno obchodziliśmy rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych. Kwiaty składał poseł PiS i politycy Platformy Obywatelskiej, Komitetu Obrony Demokracji i Polskiego Stronnictwa Ludowego, byli ludzie z Kukiz’15 i Młodzieży Wszechpolskiej. Nie było gwizdów, z czym zresztą przez lata bardzo stanowczo walczyłem. Więc te emocje w Pile, ale sądzę, że również w innych miejscowościach tego typu, są nieco mniejsze. Inny przykład – w mijającej kadencji rada miejska przyjęła mniej więcej 700 uchwał, prawie wszystkie jednomyślnie, żadna chyba nie została odrzucona. To efekt dobrej współpracy, wcześniejszych konsultacji, ale to też coś mówi o pilskiej społeczności. Jeszcze więcej mówi reakcja mieszkańców na akcje społeczne zainicjowane przez nasz urząd i lokalną społeczność. „Wymiana ciepła” to akcja zorganizowana w okresie jesienno-zimowym, w ramach której można oddawać ciepłą odzież ludziom potrzebującym. Mamy „Współdzielnię”, gdzie ludzie oddają różne rzeczy osobom potrzebującym, w tym również żywność, ale także czasopisma, książki, zabawki. Tych akcji jest więcej i one dobrze integrują lokalną społeczność.

A wybory? Dwie poprzednie elekcje wygrał pan w pierwszej turze. Jak będzie w tym roku?

Mam chyba trzech kontrkandydatów (data rejestracji kandydatów w PKW w momencie rozmowy jest jeszcze przed nami), ale liczę, że powtórzę wynik z 2010 oraz 2014 r. i wygram w pierwszej turze. Zależy mi na tym, bo to oznacza silny mandat, a silny mandat pozwala lepiej rządzić. Ale oczywiście rozstrzygną wyborcy.

Dużo mówiliśmy o biznesie, ale miasto to nie tylko biznes.

Ale to właśnie on buduje fundament, bez którego niczego nie da się stworzyć. Ani szkół, ani instytucji kulturalnych, ani wysokiego poziomu życia mieszkańców. Dlatego samorządy muszą o niego dbać, bo bez pieniędzy nawet najlepsze pomysły świata nie zmienią i nie zrobią go lepszym.

Uparcie wracam do demografii. Polskie społeczeństwo, w tym również społeczność Piły, mocno się starzeje. Czy Piła jest, że sparafrazuję tytuł filmu braci Coen, „miastem dla starych ludzi”?

Również, przy czym „starość” jest dzisiaj inna niż przed laty. Ludzie, którzy zakończyli już swoje życie zawodowe, chcą żyć pełną piersią i być aktywni. Mamy w mieście dwa uniwersytety trzeciego wieku. Niedawno jeden z nich zorganizował wykład profesora Jerzego Bralczyka, wkrótce będzie tu profesor Waldemar Łazuga z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, historyk. Mamy kluby seniora, które uczą starszych ludzi między innymi informatyki, mamy chór, koła artystyczne. Może jednak najważniejsze jest to, że emeryci mają się gdzie spotkać i po prostu porozmawiać. Od dłuższego czasu realizujemy program „Przycisk życia”. To rozwiązanie jest już w Polsce dobrze znane, ale my stworzyliśmy ten program sami. O ile w innych miastach przyciski życia są przedsięwzięciem komercyjnym, to u nas są bezpłatne. Do ich obsługi wykorzystujemy straż miejską, której nie rozwiązałem, a tylko powierzyłem jej dodatkowe zadania. Wybudowaliśmy Centrum Zarządzania Miastem, które przejęło od policji monitoring miasta, ale przez całą dobę jest tam też funkcjonariusz, który odbiera sygnał z „Przycisku życia” i uruchamia całą procedurę, na przykład wysyła ratowników na miejsce zdarzenia. Z reguły ratownicy, na podstawie umowy, dysponują kluczami do mieszkania wzywającego pomocy, co nie tylko przyspiesza interwencję, ale też pozwala uniknąć niepotrzebnych kosztów w postaci wyłamywania drzwi. Co więcej, nasz system to także „Koperta życia” – pakiet informacji medycznych obejmujący między innymi ostatni wypis ze szpitala, grupę krwi i listę leków zażywanych przez pacjenta. Ta koperta zawsze znajduje się w lodówce, na której umieszczona jest specjalna naklejka. Tylko podczas testowania tego systemu udało się, jak twierdzą lekarze, uratować przed śmiercią pięć osób. Dzisiaj mamy 140 przycisków życia, ale ta liczba będzie rosła. Niedawno uruchomiliśmy kartę seniora, połączoną z kartą miejską, dzięki której starsi mieszkańcy mają zniżki w wielu pilskich firmach. Potrzeby seniorów bierzemy też pod uwagę przy projektowaniu miejskich inwestycji. Choćby chodników, z których zjazdy muszą być obniżone nie tylko ze względu na rowerzystów, na matki z dziecięcymi wózkami, ale przede wszystkim z uwagi na wózki inwalidzkie.

Zawsze staramy się znajdować na te inwestycje dodatkowe pieniądze z Unii Europejskiej. Taką zresztą mamy filozofię – zawsze sprawdzamy, czy na inwestycję uda się zdobyć dotacje. W tym roku na inwestycje w Pile wydamy ok. 60 mln zł. Gdyby nie unijne fundusze, ten budżet byłby dwa razy mniejszy. To oznacza, że będąc członkiem wspólnoty europejskiej, budujemy dwa razy szybciej i więcej.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10