Propozycja budżetu UE na lata 2021–2027, przedstawiona przez Komisję Europejską, jest rozczarowująca – komentuje Mieczysław Struk, marszałek Pomorza. – Nie do końca zrozumiałe jest, dlaczego pomimo dowodów potwierdzających prowzrostowy i prosolidarnościowy charakter polityki spójności zdecydowano się na redukcję środków na jej realizację – wtóruje Witold Stępień, marszałek województwa łódzkiego.
Cięcie o jedną czwartą
Propozycja unijnego budżetu na lata 2021–2027 rzeczywiście jest dla Polski bardzo niekorzystna. Przewiduje, że w ramach polityki spójności dostaniemy 64,4 mld euro, czyli o 23 proc. (19,5 mld euro) mniej niż z budżetu na lata 2014–2020. Bruksela tłumaczy ten spadek głównie zmianą priorytetów – więcej potrzeba na inne cele, np. na poradzenie sobie z wielkim problemem migracji, wspólną politykę obronną, walkę z bezrobociem młodych. Razem z Polską mocno stracić mają kraje Europy Wschodniej, a skorzystać – te z południa Europy.
Polski rząd ostro zaprotestował przeciwko tej propozycji, nie przypadła też ona do gustu – z oczywistych względów – polskim samorządowcom. Bo mniej unijnych pieniędzy to wolniejszy rozwój całego kraju. Mniej pieniędzy pójdzie na inwestycje przedsiębiorców i na inwestycje publiczne, w tym samorządowe.
Dziś głównie dzięki funduszom unijnym możemy obserwować, jak w przyspieszonym tempie zmienia się krajobraz Polski – od nowych dróg i tras kolejowych, po szkoły, szpitale, urzędy, muzea, centra kultury itp. Warto dodać, że około 60 proc. publicznych inwestycji projektów prorozwojowych (jeśli chodzi o ich wartość) jest dofinansowywanych z funduszy Unii Europejskiej.
Ich rolę możemy gołym okiem dostrzec w każdym obszarze naszego życia i ich zmniejszenie możemy odczuć boleśnie. Ryzyko spowolnienia wzrostu gospodarczego, osłabienia tempa gonienia bardziej rozwiniętych krajów UE, jeszcze większego zróżnicowania w rozwoju regionalnym, jest bowiem dosyć duże.