Wszystko można, tylko jakie są tego efekty?
Czyli nie jest przesądzone, że po 2020 r. regiony będą dzielić mniej pieniędzy?
To kwestia otwarta, do negocjacji, ale my jako samorządowcy z poziomu wojewódzkiego, będziemy bronili jak niepodległości tego obszaru naszej odpowiedzialności za dystrybucję funduszy UE. Nikt mi nie wmówi, że w ministerstwach wiedzą lepiej.
Rząd może jednak powiedzieć, że przecież zarządzanie różnymi sprawami wcale nie odbywa się z poziomu Warszawy. To znaczy, że administracja rządowa ma swoje lokalne struktury i urzędy, dzięki którym decyzje mogą być cedowane w dół.
Można cofnąć decentralizację, można niszczyć konstytucję, można Trybunał Konstytucyjny pozbawić autorytetu, można ubezwłasnowolnić sądy, można w jedną czy dwie noce wprowadzić pełną błędów ordynację wyborczą czy masę niekonstytucyjnych ustaw, można cały kraj po prostu zdewastować… Tylko po co? Myślenie w kategoriach systemu jednopartyjnego i centralnego zarządzania powinniśmy mieć już dawano za sobą, bo te czasy już minęły, komunizm minął!
Wprowadzenie reformy samorządowej było jednym ze źródeł naszego sukcesu po 1989 r., bo ludzie zaczęli być odpowiedzialni za swoje wspólnoty. Jeżeli mamy państwo nowocześnie zbudowane, mamy podmioty polityki regionalnej, jakimi są samorządy, to dlaczego mamy od tego wszystkiego się odwracać i dawać władzę tylko urzędnikom rządowym?
Myślę, że jednak rząd nie chce likwidować samorządu terytorialnego. Ale relacje są rzeczywiście trudne. Jak pan myśli dlaczego? Z powodów ideologicznych czy może pewnej złośliwości, bo PiS nie jest silny w regionach?
Pewnie po trochu jedno i drugie. Choć nie jest prawdą, że PiS nie ma w ogóle reprezentacji w samorządach. Proszę pamiętać, że w 2014 r. na poziomie sejmików PiS wygrał wybory, tylko nie miał zdolności koalicyjnej, dlatego samodzielnie rządzi tylko na Podkarpaciu. Rządzi też lub współrządzi w ok. jednej trzeciej powiatów, w wielu gminach i mniejszych miastach, na Mazowszu też. Działania antysamorządowe uderzają także w samorządowców z PiS.
Uważam więc, że w tych działaniach sporo jest doktryny – budowy etatystycznego państwa, w którym wszystkim rządzi i kieruje jedna partia, w tym przypadku PiS, a rola innych pozapartyjnych instytucji jest mocno ograniczana. Popatrzmy na to, co się stało na Węgrzech, na model, który wprowadził premier Viktor Orbán. Tam sprowadzono samorządy do fasadowej roli. Mam nadzieję, że w Polsce to się nie uda.