Najwięcej produktów regionalnych jest na Podkarpaciu – 226, bogato jest w Małopolsce – 208, silna jest regionalna tradycja na Śląsku (145) i w Łódzkiem (135), ponad 100 produktów jest na Mazowszu. Z niewiadomych powodów najmniej jest ich na Warmii i Mazurach, tylko 31, niewiele wpisów na liście pochodzi z Zachodniopomorskiego i Dolnośląskiego (po 49), a przecież byłoby je z czego zrobić, co udowadnia Lubuskie (69). Tyle że jakoś nie ma do tego chętnych. Kiedy związek Pracodawców Pomorza Zachodniego organizował misję branży spożywczej do Niemiec, wyjazd nie doszedł do skutku, bo praktycznie nie było chętnych.
Wśród zarejestrowanych regionalnych i lokalnych produktów tradycyjnych są sery, nalewki, wędliny, przetwory owocowe i warzywne. Jest drób, jagnięcina, dania z wieprzowiny i ryb. Samorządy zaś bardzo dbają o wzmocnienie wizerunku regionów właśnie poprzez promowanie kuchni i produktów regionalnych.
Hucuł od Greka
– Mam mieszane uczucia, kiedy słyszę o liście produktów i potraw regionalnych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi – mówi Artur Michna, krytyk kulinarny. Nie do spełnienia wydaje mu się warunek, żeby receptury na te produkty przechowywały się w formie pisanej. – Przecież przepisy na ser, babkę ziemniaczaną, konfitury czy nalewki w każdej rodzinie matka przekazywała córce i w domach z tradycjami nikt niczego nie zapisywał, wszystko było w głowie, a gospodynie nawzajem wymieniały się przepisami – mówi. Jego zdaniem polskie produkty regionalne i cała kuchnia są znacznie ciekawsze w województwach „zewnętrznych”, chociaż są dwa wyjątki – Dolnośląskie, gdzie regionalne wpływy przebijają się z trudem i Kujawsko-Pomorskie – gdzie z kolei kucharze i koła gospodyń wiejskich oraz lokalni działacze ostro i z powodzeniem walczą o swoje miejsce na kulinarnej mapie Polski.
Zdaniem Artura Michny renesans produktów regionalnych i ich docenianie zaczęło się wraz z migracją z wielkich aglomeracji na wieś, gdzie miastowi ludzie szukali pomysłu na życie i w najbliższej okolicy szukali inspiracji do nowej pracy zarobkowej. Odkopywali przepisy, gdzie się tylko dało, słuchali ludzi. Stąd nagle pojawiły się regionalne owcze i kozie sery, wędliny.
W Bieszczadach mieszka Grek Nikos Molonopulos, który hoduje ponad 200 owiec, 30 kóz i 13 krów. Sprzedaje krowiego hucuła, bundz, sery solankowe. Nikos, jak na niego mówią w okolicy, chciał stworzyć serowe zagłębie, szkolił 50 osób. Nie do końca się udało, bo tylko dwie z nich rzeczywiście tym się zajęły. Też nietutejsze. Najlepsze sery korycińskie na Podlasiu robi Marcin Bielec z żoną Agnieszką (wcześniej budowlaniec w Wielkiej Brytanii i kurator sądowy). Ale w rodzinie Agnieszki przetrwała tradycja robienia serów. Wytwarzają je zgodnie z recepturą zastrzeżoną przez Komisję Europejską w 2012 roku, posługują się znakiem Chronione Oznaczenie Geograficzne i sprzedają nie tylko w Polsce, ale w W. Brytanii, Włoszech i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Na turystach zarobi każdy
Najłatwiej jest wypromować żywność, rozwijając turystykę. – Turysta, który przyjeżdża do regionu, tylko 30 proc. pieniędzy wydaje na usługi typowo turystyczne, jak nocleg czy zwiedzanie. Ta reszta, w tym właśnie jedzenie, stanowi wartość, o którą coraz częściej walczą producenci regionalnej żywności – mówi Jarosław Reczek, działacz regionalny z Podkarpacia, były prezes regionalnej organizacji turystycznej. Z kolei według Culinary Tourism Association przeciętny turysta wydaje średnio na podróż 1,2 tys. dolarów, z czego ok. połowy na żywność. Dlatego właśnie powstały Podkarpackie Smaki, czyli klaster wspierający turystykę kulinarną, który pomaga się odradzać regionalnym produktom. Należy do niego w tej chwili 63 przedsiębiorców. – Mamy blisko 400 wyrobów z różnych segmentów z kilkudziesięciu zakładów, zrzeszonych w Klastrze Podkarpackie Smaki – mówi Ewelina Nycz ze stowarzyszenia Pro Carpatia. Klaster ma swój sklep internetowy, gdzie można kupić tradycyjne pieczywo, wyroby mięsne w słoikach, np. kiełbasiankę, konfiturę z płatków róży, miody, oleje z pierwszego tłoczenia, słodycze i zakąski. Wszystko, co się szybko nie zepsuje. Klientami sklepu są przede wszystkim mieszkańcy Olsztyna, warszawiacy, ale i np. Francuzi, którzy kupują płatki róży w cukrze i zakwas na żurek.