Na każdym kroku warunkom zabudowy wytyka się wady. Lekarstwem mają być zmiany w przepisach. Zawiera je projekt kodeksu urbanistyczno-budowlanego oraz tzw. ustawa inwestycyjna. Prace nad nimi stanęły na razie w miejscu. Rząd skupił się na programie Mieszkanie+. Politycy zapowiadają jednak, że po wyborach samorządowych wyciągną je z szuflady.
Główną barierą dla tych, którzy decydują się na inwestycje budowlane, są warunki zabudowy. Takie wnioski można wysnuć, czytając raporty Polskiego Związku Firm Deweloperskich dotyczące największych polskich miast. Ukazują się one co roku od siedmiu lat, ostatni został opublikowany w grudniu ubiegłego roku.
Wynika z niego, że tylko niespełna 11 proc. warunków zostało wydanych na czas, czyli w terminie do 60 dni, jak przewiduje kodeks postępowania administracyjnego. Natomiast aż 71 proc. urzędnicy wydali w przedziale 60–180 dni, na 20 proc. decyzji trzeba było czekać od 180 dni do roku, a na 3 proc. – powyżej roku. Przykładowo w Białymstoku 20 proc. warunków zostało wydanych w terminie 60 dni, natomiast w Bydgoszczy żaden inwestor nie otrzymał warunków w terminie. Podobnie było w Gdańsku, Katowicach czy Gorzowie Wielkopolskim. Skąd problemy z warunkami zabudowy? Powodów jest wiele. Jednym z głównych są liczne odwołania. Na rynku pojawiły się osoby i firmy, które chcą zarobić. Blokują inwestycje, licząc, że inwestor pod wpływem nacisku się ugnie. Pojawiają się również protesty społeczne. Zawiązują się stowarzyszenia, które latami walczą w sądach.
Ale czas oczekiwania na warunki zabudowy to niejedyny problem.
Krytykuje się je również za ogromną uznaniowość. Bo zbyt wiele zależy tak naprawdę od urzędnika. Poza tym dla jednej nieruchomości można wydać nawet kilkadziesiąt tego typu decyzji. Każda z nich może dotyczyć innego rodzaju inwestycji. Nie ma też ograniczenia w czasie. Warunki wydane dziesięć lat temu wciąż są ważne, choć przez te lata wiele się zmieniło i odstają już od obecnych realiów.