Eksploracja kosmosu to nie fanaberie

Marzy mi się stworzenie miejsca, w którym technologie kosmiczne będą przystosowywane do codziennego życia. I uważam, że jest to jak najbardziej realne – mówi Elżbieta Anna Polak, marszałek województwa lubuskiego.

Publikacja: 16.04.2018 12:00

Elżbieta Anna Polak, marszałek województwa lubuskiego.

Elżbieta Anna Polak, marszałek województwa lubuskiego.

Foto: Fotorzepa/Tomasz Gawałkiewicz

Rz: Jakiś czas temu przegrała pani zakład z jednym z dziennikarzy…

Elżbieta Anna Polak: Nie lubię przegrywać!

Ale się zdarza. Dziwniejsze było to, że wysłała pani temu dziennikarzowi butelkę wina, która była przedmiotem zakładu.

Tak, pamiętam, obstawiał dla mnie kolejną kadencję. No cóż, dotrzymywanie słowa nie jest uważane za immanentną cechę polityków, ale ja dotrzymuję słowa. Uważam, że wiarygodność i przewidywalność jest niezbędną kompetencją do sprawowania funkcji publicznej. Jeśli się tego nie rozumie, lekceważy, to nie powinno się wybierać tego zawodu. W polityce, zwłaszcza w polityce samorządowej, niesłowność czy mataczenie bardzo szybko wychodzi na światło dzienne. Może na szczeblu centralnym łatwiej to ukryć, ale tutaj nie jest to możliwe, bo nasze decyzje i zaniechania natychmiast są przez ludzi dostrzegane i weryfikowane. Jeśli ma się tego świadomość, jeśli człowiek jest przywiązany do odpowiadania za swoje słowa, to pamięta się również o przegranym zakładzie.

Jeśli już rozmawiamy o weryfikacji, to zapytam o nadchodzące wybory samorządowe. Nie brakuje opinii, że zmiany w ordynacji wyborczej, w tym powołanie komisarzy, z których wielu to ludzie ministra Ziobry, nadzwyczaj duża rola ministra spraw wewnętrznych, nie będą służyły uczciwej elekcji.

Podzielam te obawy. Nowe rozwiązania wprowadzono w nadzwyczajnym trybie, bardzo pospiesznie, nocą, i to bez konsultacji nie tylko z opozycją, nie tylko z samorządowcami, ale nawet z Państwową Komisją Wyborczą. Jestem zdania, że każde prawo należy doskonalić i ta zasada dotyczy również ordynacji wyborczej, ale wiele zapisów nowej ordynacji prawa nie doskonali. Niepokoi mnie sposób oddawania głosu, a przede wszystkim sposób zaznaczania kandydata, na którego oddaję swój głos. Teraz już nie musi to być znak iksa, co oznacza, że łatwo będzie zmienić wybór dokonany przez wyborcę. W tej sytuacji wprowadzenie przezroczystych urn wyborczych…

To akurat służy transparentności!

Owszem, ale w sytuacji, gdy łatwo można zmienić znak na karcie wyborczej, przezroczysta urna nie ma żadnego znaczenia. Dodajmy do tego pośpiech, z jakim nowe prawo jest wprowadzane. I oderwanie od rzeczywistości warszawskich polityków, którym wydaje się, że szybki internet jest dosłownie wszędzie i przeprowadzenie transmisji online z głosowania to tylko kwestia zakupu kamer. Otóż nie, zupełnie nie. Akurat robimy teraz w województwie lubuskim, wspólnie z Orange Polska, wielki projekt wprowadzania szybkiego internetu. Wcześniej położyliśmy światłowody i teraz możemy już budować „ostatnią milę”. Efektem tego projektu będzie dostarczenie szybkiego internetu do 53 tysięcy gospodarstw domowych i 430 szkół. Wynika z tego, że te szkoły na razie szybkiego internetu nie mają i transmisja online jest niemożliwa. A gdzie są komisje wyborcze? Właśnie w szkołach. Ten przykład pokazuje, jak daleko od realiów są warszawscy politycy, którym wydaje się, że wystarczy coś zadekretować i oto staje się jasność. Nie, nie staje się. Rzeczywistość zmienia się ciężką mozolną pracą, a nie dekretami.

Akurat w walce z wykluczeniem cyfrowym województwo lubuskie maszeruje w pierwszym szeregu.

To prawda, dostępność transportowa i teleinformatyczna to, obok służby zdrowia, jeden z moich priorytetów. Jako pierwszy region w Polsce zbudowaliśmy autostradę światłowodową i dzięki temu teraz możemy już robić „ostatnią milę”. Lubuskie sąsiaduje z Europą, ale robimy wszystko, aby ta Europa była tutaj. To się udaje, ale musi potrwać. Mogę wymienić ze trzydzieści projektów z zakresu teleinformatyzacji, które obecnie realizujemy – radiologia, zdrowie, e-urząd, geodezyjny system informacji przestrzennej – ale moim prawdziwym konikiem jest informatyzacja szkół. Uważam to za rzecz pilną i niezbędną. Może dlatego, że mam siostrzenicę, która ze względu na chorobę ma indywidualny tok nauczania i widziałam kiedyś, że dzięki internetowi mogła brać udział w normalnej lekcji. Widziałam, jakie to było dla niej ważne, że oto nagle może się stać częścią społeczności, uczestniczyć w jej życiu. Nie tylko zresztą dla niej. Iga zgłaszała się do niemal każdej odpowiedzi i inni uczniowie ciągle prosili prowadzącego lekcję nauczyciela, aby właśnie jej oddał głos. To było piękne doświadczenie, które dobitnie uświadomiło mi, jak ważna jest walka z wykluczeniem cyfrowym. Ta walka będzie skuteczna tylko wówczas, gdy stworzy się odpowiednią infrastrukturę. Byłam nie tak dawno na konferencji na temat wykorzystania w edukacji inteligentnych narzędzi informatycznych, gdzie mówiłam o lubuskich doświadczeniach w tej dziedzinie. I nauczyciele, którzy uczestniczyli w tym spotkaniu, nieustannie podkreślali, że to wszystko są szczytne idee, ale w ich szkołach internet albo wcale nie działa, albo co chwila zrywa się połączenie. Walczymy, aby te niedogodności wyeliminować. I dzisiaj mogę powiedzieć, że wkrótce tę walkę wygramy. A to jest wojna ważna ze względów ekonomicznych, ale również społecznych.

Tyle że problem nie tylko w infrastrukturze, ale także w mentalności. Pytanie, czy ludzie, w tym nauczyciele, są przygotowani do stosowania tych nowoczesnych narzędzi.

Na pewno nie będą do tego przygotowani, jeśli ich im nie damy. Gdy damy, gdy dostrzegą ich zbawczy wpływ na edukację, to będą z nich korzystali. Trudno wymagać od ludzi, aby uczyli się rzeczy, które nie są im w życiu potrzebne, bo nie mogą ich stosować.

Dostrzegam w pani marszałek fascynację nowoczesnymi technologiami. Czy pani aby nie marzy się rola „polskiego Elona Muska”? W podzielonogórskim Nowym Kisielinie budujecie park kosmiczny…

Dlaczego „polskiego Elona Muska”? Europejskiego… Ale poważnie.

Zamierzacie uczynić z Zielonej Góry europejski Przylądek Canaveral?

Nie zamierzamy nikogo naśladować, idziemy własną drogą. Pomysł Parku Technologii Kosmicznych może się wydawać nieco odjechany, ale wcale taki nie jest. Choć przyznaję, że to pomysł odważny. Lubię takie wyzwania. Trochę ich zresztą podczas mojego dziesięciolecia pracy we władzach województwa lubuskiego było. Choćby szpital uniwersytecki, do którego powstania się przyczyniłam. Choćby projekt oddłużenia służby zdrowia, który w opinii wielu ludzi uważany był za nierealny. I co? Kiedyś lubuskie szpitale były zadłużone bardziej niż Centrum Zdrowia Dziecka, dzisiaj tego problemu już nie mamy. Projekt eksploracji kosmosu pojawił się przed wielu laty, bo Uniwersytet Lubuski ma świetny Wydział Astronomii. Przed laty, dzięki jego dziekanowi, świętej pamięci profesorowi Januszowi Gilowi, znakomitemu astrofizykowi, udało się załatwić pieniądze na budowę w Zielonej Górze radioteleskopu. Później w rozmowach z przedstawicielami Centrum Badań Kosmicznych doszliśmy do wniosku, że wobec śmierci profesora Gila trzeba ten projekt, chodziło o ponad 60 milionów złotych, zmodyfikować. Tak powstał projekt Parku Technologii Kosmicznych. Czegoś takiego w Polsce nie ma.

Czyli jednak kosmos się pani marzy…

Marzy mi się stworzenie miejsca, w którym technologie kosmiczne są przystosowywane do codziennego życia. I uważam, że jest to jak najbardziej realne. Wielu ludziom wydaje się, że eksploracja kosmosu to tylko fanaberie i trwonienie pieniędzy, które lepiej spożytkować na ziemi. Tymczasem wiele codziennie dziś używanych technologii wzięło swój początek z badań kosmicznych. Choćby odżywianie pozajelitowe, dzięki któremu ratuje się na świecie miliony dzieci, czujniki dymu i czadu, katalizatory spalin używane w samochodach, tomografy komputerowe, osobiste monitory pulsu serca, nawet bezprzewodowe słuchawki. Przykłady można mnożyć.

I Lubuskie nagle stanie się potęgą polskiego przemysłu kosmicznego? Obawiam się, że wątpię.

Nie nagle. To inwestycja na wiele lat, ale aby coś owocowało za ileś lat, trzeba zrobić początek. Zawsze. Pan jest sceptyczny, ale nasz region nie startuje od zera. Mamy Uniwersytet Zielonogórski, czyli zaplecze naukowe, bo nasza uczelnia kształci już na kierunku inżynieria kosmiczna. Mamy też niezwykle prężnie rozwijającą się spółkę Hertz System, która wykorzystuje technologie kosmiczne oparte na GPS do produkcji cywilnej i wojskowej. Ta firma powstała w 1989 roku, a od sześciu lat działa w sektorze kosmicznym, współpracuje między innymi z Europejską Agencją Kosmiczną, Polską Agencją Kosmiczną, z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk i wreszcie z NATO. Hertz System uczestniczy w projekcie budowy pierwszego polskiego komercyjnego satelity. Wbrew pańskiemu sceptycyzmowi fundamenty, i to mocne fundamenty, już w województwie lubuskim istnieją. Projekt Parku Technologii Kosmicznych, przygotowany wspólnie z Centrum Badań Kosmicznych PAN, jest gotowy, a co więcej ma poparcie wielu polityków, także premiera Morawieckiego.

Powstaną nowe miejsca pracy?

I to w najnowocześniejszych sektorach gospodarki. Jestem przekonana, że doprowadzimy ten projekt do finału. Także dlatego, że mamy niemałe doświadczenie w tworzeniu tego typu struktur. Wcześniej powołaliśmy Instytut Nowoczesnych Technologii dla Zdrowia, Instytut Nowoczesnych Technologii Informatycznych, Technologii w Energetyce, Zrównoważonego Budownictwa, Agrotechniczny i Biogospodarki. W Parku Technologii Kosmicznych, to już pewne, będą też produkowane części do satelitów.

Od czasów Gomułki mówi się o tym, że polska nauka coś tam tworzy, ale nie ma to żadnego przełożenia na gospodarkę. Gwarantuje pani, że wasze instytuty zdołają przełamać rozdźwięk między nauką a biznesem?

Tak, ale wyznacznikiem rozwoju jest zdolność do zmian. Także dlatego, że przełamujemy pewien schemat działania. Nie dajemy już pieniędzy uczelniom, dajemy pieniądze biznesowi. I to biznes zamawia u naukowców konkretne badania, których celem jest stworzenie na przykład nowych technologii. To jest model, który funkcjonuje na całym świecie i skoro tam przynosi efekty, to szybko zacznie przynosić efekty także w Polsce. Już zresztą przynosi.

Oby racja była po stronie pani marszałek. Zostawmy gospodarkę. Jest pani przewodniczącą Rady Dialogu Społecznego w województwie lubuskim. To u was prowadzi się jakiś dialog?

Oczywiście.

Dla mnie nie jest to wcale oczywiste, bo na szczeblu krajowym żadnego dialogu od dawna już nie ma. Jest nieustanna, wyniszczająca państwo kłótnia. A właściwie awantura.

U nas wygląda to chyba nieco lepiej, choć muszę przyznać, że do ideału nam jeszcze daleko. Uważam, że dialog jest niezbędny. Musimy się nauczyć lepiej komunikować z obywatelami, kłaść większy nacisk na konsultacje społeczne, zachęcać ludzi do współuczestnictwa w rządzeniu, podejmowaniu decyzji. Demokracja to nie tylko uczestnictwo w wyborach, to codzienna aktywność. To wciąż przed nami, ale bez dialogu, bez uczestnictwa ludzi w podejmowaniu decyzji nie zbudujemy społeczeństwa obywatelskiego.

Tyle że nie wszystkim chyba na zbudowaniu społeczeństwa obywatelskiego zależy.

Mieliśmy już taki model państwa, w którym to partia wiedziała lepiej, czego chce i potrzebuje obywatel. To państwo nazywało się PRL i zakończyło się wielką klapą. Polacy to pamiętają i jestem przekonana, że jednak wolą demokrację do autorytaryzmu. Rzeczywiście, mamy dzisiaj powrót do centralizmu i nikt nie odczuwa tego bardziej niż samorządowcy. Ale to długo nie potrwa, bo ludzie nie chcą, aby państwo ingerowało w ich życie, narzucało swoje reguły. Wbrew temu, co twierdzą niektórzy socjologowie, Polacy chcą uczestniczyć w podejmowaniu decyzji. Trzeba im tylko dać instrumenty. Dobrym tego przykładem jest sukces budżetów obywatelskich. My również mamy w Lubuskiem takie budżety, w tym też, co nie jest w Polsce regułą, na szczeblu wojewódzkim. Sztandarowym przykładem jest program Młodzi On-Life, który ma zatrzymać młodych ludzi u nas, sprawić, aby chcieli pracować i budować swoją przyszłość w kraju, a nie za granicą. W tworzeniu tego programu brał udział Jurek Owsiak, który ma świetny kontakt z młodymi ludźmi, a poprzez organizację festiwalu Woodstock w Kostrzynie nad Odrą jest z mieszkańcami naszego regionu związany. Ten program powstał z rozmów, które ja i moi współpracownicy odbyliśmy z młodymi ludźmi. Ale my stworzyliśmy tylko ramy i ogłosiliśmy, że na realizację pomysłów młodych ludzi przeznaczamy milion złotych. Dosłownie zostaliśmy zasypani pomysłami – wpłynęło ponad 700 projektów, wiele znakomitych. I one są realizowane. Jeszcze bardziej zaskoczyli nas seniorzy. Zrobiliśmy program Seniorzy On-Life i włączyliśmy osoby starsze do dialogu i życia w województwie. Przygotowaliśmy na realizację pomysłów zgłaszanych przez starszych mieszkańców naszego województwa 300 tysięcy złotych, a wpłynęły projekty opiewające na ponad milion złotych! Widzi więc pan, że dialog i rozmowa są ważne i potrzebne. Niezbędne!

Gdy na początku lat 90. pisałem reportaże o ówczesnym województwie zielonogórskim i gorzowskim, było tu wiele nadziei na współpracę z Niemcami. Czy po blisko 30 latach te marzenia się ziściły?

To jest zupełnie inny świat. Na naszych oczach dzieje się historia, rzeczy, o których 30 lat temu nawet baliśmy się marzyć. W województwie lubuskim jest ponad 600 firm z kapitałem zagranicznym, z czego połowa to firmy niemieckie. Oni chętnie u nas inwestują i to wcale nie dlatego, że tu jest taniej. Po prostu cenią sobie współpracę z polskimi pracownikami. Ale nie to jest najistotniejsze. Przecież miasta, które kiedyś dzieliła Odra, dzisiaj po prostu się łączą – polski Gubin z niemieckim Guben, Słubice z Frankfurtem. Powstaje nowa społeczność. Polacy pracują w zaodrzańskich firmach, Niemcy pracują u nas. Kupujemy w tych samych sklepach, chodzimy do tych samych restauracji, bawimy się na wspólnych spotkaniach. Niemcy kupują u nas, Polacy leczą się w niemieckich przychodniach i szpitalach. To już jest codzienność, a nie wizje futurologów. Jestem przekonana, że te procesy będą się pogłębiały.

Skoro już rozmawiamy o „obcych”. Kiedyś ten region był „niezatapialnym lotniskowcem Armii Czerwonej”. Dzisiaj stacjonują tu jednostki US Army. Widzi pani różnicę?

Kolosalną. A może inaczej – tego po prostu nie da się porównać. Wiem, co mówię, bo w latach 80. mieszkałam w sąsiedztwie poligonu w Świętoszowie. Do pobliskiego lasu nie mogłam wchodzić, bo był ogrodzony. Naiwnie wówczas myślałam, że ludowa Polska tak pieczołowicie chroni przyrodę, a to po prostu armia sowiecka otoczyła las drutem kolczastym. Nie wiedziałam, co jest za tym drutem, choć w jego sąsiedztwie się wychowałam! Tymczasem wojska amerykańskie są niezwykle otwarte, uczestniczą w wielu projektach, są obecni w szkołach, dzielą się swoim potencjałem, dorobkiem, pomysłami. Niedawno w Gorzowie Amerykanie urządzili pokazy ratownictwa, demonstrowali, jakim sprzętem dysponują, żołnierze rozmawiali z ludźmi zupełnie otwarcie. Amerykanie odwiedzają też nasze szkoły mundurowe, które u nas istniały zawsze, bo przecież mieliśmy tu nie tylko dużo wojska sowieckiego, ale również wiele polskich jednostek, więc tradycja pozostała. W ostatnich latach wręcz mamy tu modę na szkoły mundurowe.

Dzięki armii amerykańskiej rozwijają się usługi. To zabawne, ale mamy prawdziwą eksplozję pierogarni, bo Amerykanie naprawdę zajadają się polskimi pierogami. Ale stworzyli nam też niepowtarzalną okazję do promocji. Przecież podczas ostatniego finału ligi amerykańskiej, tzw. Super Bowl, odbyła się bezpośrednia transmisja ze Świętoszowa! Promocja za darmo w najlepszym, wymarzonym paśmie w Ameryce, gdzie za 30-sekundowy spot reklamowy firmy płaciły 5 milionów dolarów! Jak się mieszka w najpiękniejszym regionie Polski, który ma najlepszą dostępność transportową w Europie, gdzie jest pół tysiąca jezior i wspaniałe lasy, gdzie żyje najbardziej tolerancyjna ludność w Polsce, to ma się właśnie takie „strzały”.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej