Jasne, że wmuszono go nam w upokarzający sposób. Jasne, że nawet sama nazwa – jeżeli tylko trochę bardziej zwrócimy na nią uwagę – okaże się jakimiś Himalajami pretensjonalnego kiczu. Jednakże mimo wszystko Pałacu nie należy niszczyć. Wrósł on mocno w codzienne życie Warszawy. Mówiąc prawniczo – zasiedzieliśmy już ten brzydki skądinąd budynek. Mentalnie, tożsamościowo i kulturowo.
Oczywiście, że sentymenty możemy mieć wzajemnie zróżnicowane. Dla jednych okoliczności powstania Pałacu wciąż pochłaniają wszelkie pozytywne zjawiska. Ale nie da się ukryć, że przez lata wrastał on mocno w życie Warszawy. Pojawiał się w filmach (ach, ten Ochódzki wbiegający na najwyższe piętro w „Misiu”), książkach (Konwicki i jego rozrachunki), a także zapewne nieco bardziej prywatnie, w życiu wielu z nas. Dosyć wspomnieć, że jeżeli przybywamy do Warszawy, to chcąc nie chcąc, Pałac Kultury jest głównym punktem odniesienia. Dojrzymy go z samolotu, z samochodu (jeszcze znajdując się w odległości wielu kilometrów od centrum), a gdy dojeżdżamy pociągiem, to na Dworcu Centralnym znów, czy to nam się podoba, czy nie, przynajmniej przez chwilę spojrzymy na Pałac. Pałac stał się miejscem wielu wydarzeń kulturalnych (przywołajmy choćby świetną Kinotekę), naukowych (siedziba Polskiej Akademii Nauk, licznych posiedzeń jej komitetów), a także zupełnie prywatnych. Ileż to czasem romantycznych, czasem sentymentalnych spacerów wokół Pałacu dokonano, ile dzieci – tak, jak jedna bohaterka serialu „Dom” – z rozmarzeniem spoglądało na Warszawę z najwyższego piętra.
Jednym słowem – różnych publicznych i prywatnych historii uzbierało się w Pałacu. Te najważniejsze uporządkowała świetnie Beata Chomątowska w uznanej „biografii” tegoż miejsca. Oczywiście, nie zestawimy go z nowoczesnymi budynkami, np. „Żaglem”. I nie da się ukryć – PRL jest tu widoczny na każdym kroku. Ale czy na pewno to tak bardzo źle? I czy obecnie – w roku 2018 – niszcząc Pałac Kultury i Nauki, nie zniszczylibyśmy trochę naszych wspomnień, naszej historii? Prawda, może czasem z trochę nieprawego łoża, ale mimo wszystko ważnego punktu odniesienia.
Nie niszczmy więc PKiN-u. Wciąż dobrze pełni swoją rolę. Przypomina dobre i złe strony przeszłości. I czy się to komuś podoba, czy nie, jest elementem naszej tradycji.