Rz: „Miny polskie” to znakomity tytuł, który lokuje nas w samym centrum gombrowiczowskiego patrzenia na polskość, które intryguje pana od lat i napędza pana twórczość. Czego tym razem możemy się spodziewać w spektaklu?
Mikołaj Grabowski: Historia powstania tego tekstu jest następująca: parę lat temu przyszedł do mnie Tadeusz Nyczek z propozycją przeczytania scenariusza, który nosił intrygujący tytuł „Miny polskie”. Przeczytałem i pomyślałem – co to za szatański pomysł! Poprosiłem Tadzia o możliwość wtrącenia swoich trzech groszy do jego adaptacji. Pozwolił. Dodałem parę tekstów, on w odwecie podsunął nowe, na co ja odpowiedziałem kolejną zmianą. I tak, wędrując od Nyczka do Grabowskiego, powstał tekst, którego premiera miała miejsce w Toruniu w grudniu 2014 roku. Scenariusz grany w Teatrze Polskim jest mocno zmieniony. Przede wszystkim pojawiło się w nim nazwisko księdza Jędrzeja Kitowicza z jego „Opisem obyczajów”. Zmiana dość zasadnicza, bo do starej trójki autorów – Bogusławskiego, Wyspiańskiego i Gombrowicza – doszedł autor może przez Polaków niedoceniony i mało czytany, ale diagnozujący rzeczywistość XVIII wieku jak nikt inny. Chcąc być precyzyjnym, muszę jeszcze powiedzieć o włożonych do scenariusza małych fragmentach zaczerpniętych z „Pamiątek Soplicy” Henryka Rzewuskiego. Teksty tej czwórki tworzą niezły pasztet, a właściwie bigos polski. Pracując nad nimi, muszę przyznać, że się łatwo w spektakl nie składają.
Na czym polega ta trudność?
W tym, można powiedzieć, tańcu polskim teksty autorów przeglądają się w sobie nawzajem. Kłócą ze sobą, spierają się, czasem chodzą pod rękę, a czasem wystawiają język. W tym wszystkim jest sporo zabawy literackiej; możemy obserwować nakładanie się, wzajemne przenikanie gatunków literackich, stylów epoki, a także idących za tym rodzajów teatru. Ale oczywiście zabawa literacka nie jest tutaj najważniejsza. Najważniejsze jest podkładanie luster nam współczesnym i rywalizacja powstających odbić. To stwarza dobrą okazję do przyjrzenia się minom, które autorzy robili lub usiłowali robić sobie współczesnym, a już na pewno nam – dzisiaj żyjącym. Każda z tych min wyrasta z innej rzeczywistości i przyprawia inną gębę. Nie podejrzewam, żeby ci autorzy mieli pełną świadomość, jak bardzo zaciążą nad widzami lub czytelnikami czasu dzisiejszego. A jednak, według mnie, robią to dość perfidnie.
A skąd wziął się Bogusławski, założyciel Teatru Narodowego?