A skłamałam choćby w jednym słowie? Mówię, jak jest, i się tego nie boję. Ten tweet był odpowiedzią na graficzną zapowiedź kolejki, która wyglądała jak żałoba, a nie coś, co ma zachęcić kibica do przyjścia na mecz. Do obejrzenia spotkania w telewizji, rzecz jasna, nie nawiązuję, bo takich transmisji póki co nie ma, chyba że klub sam sobie je załatwi lub kupi. Ktoś powie, że cały czas krytykuję, ale co mam chwalić? Rozumiem, że jest ciężko, lecz my, kluby, chodzimy od drzwi do drzwi, namawiając kolejne firmy do sponsorowania. Wymyślamy akcje społeczne, kampanie marketingowe, które mają przyciągać zainteresowanie mediów, kibiców, a co za tym idzie – sponsorów. Władze ligi mają 13 razy łatwiej, bo tyle klubów mają do zaoferowania potencjalnym sponsorom, z tylu miast Polski i z tyloma niesamowitymi potencjałami. Tylko trzeba chcieć, mieć pomysł, plan i pracować, a nie tylko mówić, że się pracuje.
Od stycznia liga ma sponsora tytularnego – Energę.
Cieszę się, że ktoś nowy pojawił się przy koszykówce i być może da jej impuls czy też tę tytularną „energię”. Oby tak było, bo potencjał dyscypliny jest ogromny! Nie bez przyczyny, to drugi najpopularniejszy sport zespołowy na świecie. Mam nadzieję, że praca marketingowa i obsługa nowego kontraktu będzie lepsza niż polityka komunikacyjna ligi. Bo za wielkie faux pas uważam fakt, że jako kluby tworzące tę ligę o nowym sponsorze dowiadujemy się z Twittera. Zresztą jakość portali społecznościowych ligi i osób nią zarządzających to temat na inną dyskusję. Zbigniew Boniek, prezes PZPN, jest gwiazdą mediów społecznościowych. Za takimi ludźmi idą firmy – sponsorzy, którzy chcą się pokazać i reklamować obok kogoś takiego. Profile najważniejszych osób w koszykówce nie są źle prowadzone, ich po prostu nie ma. A gdy kogoś nie ma, to, niestety, nie istnieje. Brutalne, ale w dzisiejszych czasach prawdziwe do bólu.
Jak pani przekonuje sponsorów?
To bardzo trudne pytanie. Ślęza do dzisiaj nie ma sponsora tytularnego i to moja wina, jako prezesa klubu. Tylko ja już naprawdę nie wiem, co mam robić i jak. Prób sprzedaży, czyli – mówiąc wprost – znalezienia zarówno sponsora tytularnego, jak i innych oraz partnerów, podjęliśmy wiele. Pisaliśmy listy, przygotowywaliśmy oferty, organizowaliśmy specjalne sesje zdjęciowe, kręciliśmy filmy reklamowe, wszystko dla potencjalnych sponsorów. I absolutnie nic nie działa. Co więcej, wielu nas chwali, klepie po ramieniu i mówi: superrobota, ale my nie możemy was wesprzeć, bo… i tutaj zaczyna się lista powodów. Mój ulubiony to „decyzyjność” – w Rio de Janeiro, Paryżu, Nowym Jorku itp., itd. A my przecież nie przychodzimy po jałmużnę, lecz przynosimy ofertę, na której firma może skorzystać. Ale żeby tak się stało, wystarczy tylko – albo aż – chcieć. A odpowiedzi, nawet odmowne, należą do rzadkości. Dużo częściej zbywa się nas milczeniem, nieodbieraniem telefonów, nieodpisywaniem na e-maile albo przesuwaniem decyzji na święty nigdy. Ale nie poddajemy się, bo nasz produkt – Ślęza Wrocław – zasługuje na to, żeby o niego walczyć. Mamy dobre wyniki medialne, sportowo jesteśmy jedną z czołowych polskich ekip, nasza hala jest pełna kibiców, akademia prężnie się rozwija. Jak to się mówi: żeby złowić rybę, trzeba zarzucić wędkę, i my po raz kolejny to zrobimy, bo wierzę, że w końcu się uda. Nie wciskamy nikomu zgniłych jabłek, tylko koszyk fajnych i czerwonych. Ktoś w końcu zrobi z nich pyszną szarlotkę.
Swojej drużyny też pani nie oszczędza: „A tymczasem w Krakowie żenujący spektakl prezentujemy… aż wstyd przed kibicami, którzy pojechali to oglądać”. To o meczu z Wisłą CanPack Kraków. Nie za ostro?