Rz: Jak ważne jest otoczenie, w jakim pan pracował nad „Idiotą” Dostojewskiego, miasto – w tym przypadku Rzeszów?
Szymon Kaczmarek: Miasto staje się kontekstem przedstawienia, czy chcemy tego czy nie. Na początku pracy wyznacza perspektywę patrzenia, a na jej końcu staje się podstawowym odbiorcą przedstawienia. Oczywiście, jeśli nie będziemy go traktować jako sterty poukładanych w odpowiedniej kolejności kamieni, tylko jako społeczność. Rzeszów to centrum południowo-wschodniej Polski i brama na Wschód. Miasto, które dynamicznie się rozwija i ma bardzo duże ambicje. Tak jak Moskwa czy Petersburg chce być jednostką wyznaczającą perspektywy. Dostojewski patrzy na Moskwę i Petersburg z perspektywy radykalnego krytyka. Przyglądanie się własnym ambicjom i rozpoznawanie niebezpieczeństw uważam za niezwykle potrzebne właśnie w tym miejscu.
Dlaczego zdecydował się pan na wystawienie „Idioty” Dostojewskiego?
Po pierwsze, z chęci opowiedzenia historii Nastazji Filipownej – osieroconej siedmioletniej dziewczynki, która z biedy i rosyjskiego błota trafia pod skrzydła bogatego arystokraty Tockiego. Ten obsypuje ją pieniędzmi, zapewnia wychowanie i wykształcenie – można powiedzieć: daje nowe życie i czyni z niej człowieka na własny obraz i podobieństwo. Ale też wykorzystuje ją seksualnie, pozostawiając w psychice rany, które nigdy się nie zagoją. Kiedy ich historia i relacja zaczyna mu ciążyć – rozpad ich relacji jest jednocześnie początkiem akcji powieści, próbuje zaaranżować jej małżeństwo z innym. Wystawia ją na sprzedaż, czyni z niej obiekt powszechnego pożądania. Po drugie, sięgam po „Idiotę” z chęci podążania za pokrętnym pomysłem Dostojewskiego na zbawienie patologii świata przez akceptującego ten rodzaj idiotę, który ma zaburzyć zastany porządek i rozmontować tworzące go zasady. Interesuje mnie ta przewrotna i radykalna koncepcja, w której to pseudozbawiciel zadaje w tym świecie podstawowe pytania.