Rzeczpospolita: Rok zakończył pan efektownym pchnięciem kulą w ścianę na treningu, co zostało uwiecznione na nagraniu w internecie. Ale jeśli chodzi o swoje możliwości, to do ściany chyba jeszcze pan nie doszedł?
Konrad Bukowiecki: Tamta próba była oczywiście wykonana z przymrużeniem oka, ponieważ wziąłem akurat lżejszą kulę. Był to jednak element treningu, bo czasami trzeba też trochę popracować nad szybkością w kole. Ale faktycznie, pchnięcie wyszło mi całkiem nieźle, dlatego uznałem, że warto to wrzucić do sieci. Jeśli natomiast chodzi o moje możliwości, to wiem, że mam jeszcze duże rezerwy. Mam nadzieję, że będę je odnajdywał.
W ubiegłym roku w hali było świetnie, ale na stadionie nieco gorzej.
Z jednej strony mogę czuć pewien niedosyt, ale z drugiej – mam dopiero 20 lat i cały czas się rozwijam. Kolejne lata treningów robią swoje, z każdym startem nabieram doświadczenia. Sezon halowy to była dla mnie bajka, marzenie. Każdy start kończyłem na podium, a większość tych miejsc było na samej górze. A lato? Były wzloty i upadki, ale tak naprawdę i tak swoje zrobiłem. Wygrałem mistrzostwa Europy do lat 23, czyli w swojej kategorii robotę wykonałem. Na mistrzostwach świata seniorów w Londynie byłem w ścisłym finale i wydaje mi się, że dla 20-letniego gościa nie jest to porażka.