Rz: 29 grudnia czeka nas premiera „Autostrady” w Teatrze im. Węgierki w Białymstoku. O czym jest ten spektakl, w którym zagra pan główną rolę?
Sławomir Popławski: Ma przede wszystkim dać nadzieję ludziom, którzy znaleźli się w sytuacji niespodziewanej tragedii. Odpowiada na pytanie „jak przejść ze stanu totalnego załamania do znalezienia nadziei i sensu życia?”. Charlie Cox jako życiowy przeciętniak nie dałby sobie rady, gdyby nie przypadek – spotkanie kobiety życia. By wszystko nie było za proste, sprawę komplikuje odwieczny konflikt śmierci i miłości. Obie występują w sztuce w odrealnionej postaci i mają swoje do zrobienia. Czasami trzeba dotknąć śmierci, by zacząć żyć. Aby nie było nazbyt tragicznie – „Autostrada” jest napisana z humorem i lekko.
Czy zdarzyły się panu bądź wśród znajomych, w rodzinie – sytuacje, które zmuszały do namysłu nad spotkaniem ze śmiercią?
Tak. Niestety spotkała mnie taka sytuacja, kiedy na chorobę Alzheimera zapadła moja mama. Choroba początkowo rozwijała się podstępnie, a potem, po kilku latach, mama odeszła. Wcześniej, tak jak przywoływana w spektaklu sąsiadka głównego bohatera, była karmiona, pielęgnowana i otoczona troską. Kiedy kilkakrotnie dotykamy podobnej sytuacji na scenie, mam przed oczami moje osobiste, bardzo bolesne doświadczenie.
Jak współpracuje się panu z reżyserem Andrzejem Mastalerzem? Znaliście się wcześniej?