Papieże byli mecenasami sztuki, ale rzadko twórcami. Karol Wojtyła, zanim przybrał imię Jan Paweł II, fascynował się poezją i teatrem, o czym wspominał podczas swojej słynnej rozmowy z wiernymi na rynku rodzinnych Wadowic. To tam „wszystko się zaczęło”, w tym teatr. A po szkolnej „Antygonie” był niezwykle ważny rozdział sceniczny związany z historią Teatru Rapsodycznego w Krakowie.
Praktykowanie życia scenicznego i udział w spektaklach opartych na dziełach naszych romantyków miało z pewnością wpływ na napisanie sztuki „Brat naszego Boga”, którą Wojtyła tworzył w latach 1944–1950. Jej głównym bohaterem jest Adam Chmielowski, powstaniec styczniowy, malarz. Ostatecznie wybrał posługę Bogu i zajął się opieką nad bezdomnymi. Sam autor napisał w didaskaliach: „Będzie to próba przeniknięcia człowieka (…), aby odnaleźć (…) ten szczególny błysk na ciemnym tle tej rzeczywistości”.
Wewnętrzne rozdarcie
Biorąc pod uwagę artystyczne fascynacje Wojtyły, a także jego religijne powołanie, można dopatrzyć się w sztuce dylematów człowieka, który chciał być artystą, a ostatecznie przeszedł wszystkie szczeble Kościoła, by stanąć na jego czele. Dramat, m.in. w związku z podjęciem wątku rewolucyjnego, w PRL objęty był zakazem druku i ukazał się dopiero w 1979 roku na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Ekranizował go Krzysztof Zanussi w 1997 roku. Wcześniej Jan Paweł II kanonizował brata Alberta.
Pod koniec listopada sztuka miała premierę w gorzowskim teatrze w reżyserii i adaptacji Artura Nełkowskiego.
Ponieważ tekst dotyczy fundamentalnych kwestii, nie można nie zapytać reżysera, czy do zajęcia się tą sztuką skłoniło go rozdarcie pomiędzy światem artystycznym i duchowym.