– Zawłaszczenie internetu jest dziś tak potężne, że rzeczywiście nie wiadomo do końca, co o tym sądzić, ale pewne jest, że przez osiem lat rządów Platformy jej politycy nie robili nic w sferze ideowej, tymczasem w Polakach jest potrzeba informacji, że coś się dzieje, nawet jeśli są to informacje tak szkaradne i ohydne jak te podawane w „Wiadomościach”: atakowanie młodych lekarzy czy reakcje Rafała Ziemkiewicza na samospalenie się przed Pałacem Kultury i Nauki Piotra S. A mimo to propaganda działa. Pewnie Kaczyński i jego zaplecze zrozumieli, że ważne jest wyznaczanie kierunku, politycznego horyzontu.
Wykluczeni
Przez 27 lat w odbiorze Jarosława Kaczyńskiego można wyodrębnić trzy tendencje. Pierwsza dotyczy bezkrytycznych zwolenników i wyznawców. Druga to totalna krytyka od czasów, gdy Kaczyński rzucił hasło „przyspieszenia”, próby wykluczenia jego i Porozumienia Centrum z polityki, co mogło zaowocować odwetem PiS. Trzecia jest najbardziej złożona: dotyczy tych Polaków, którzy dostrzegali słuszność choćby części podnoszonych przez prezesa PiS problemów, w tym lekceważenia dużych grup społecznych przez liberalne elity. A jednak odwracają się od Kaczyńskiego z powodu formy uprawiania przez niego polityki.
Monika Strzępka w II turze wyborów prezydenckich w 2010 roku oddała głos na Jarosława Kaczyńskiego. – Nie mam się czego wypierać – mówi reżyserka, której wiele spektakli walczyło z wykluczeniami społecznymi, uderzało w liberalne elity i neoliberalną politykę, nonszalancję PO. – Były jednak inne czasy, inna Polska, społeczeństwo, w którym wiele osób nie miało prawa głosu i mogło się im wydawać, że nie istnieją. Dziś przepełnia mnie rozpacz w związku z tym, co PiS robi z teatrami we Wrocławiu i Krakowie. Pokazuje, że my już byliśmy, a teraz przyszedł czas na nich. Robiąc jednak spektakl, nawet jeśli nie kocham wszystkich jego bohaterów, muszę ich zrozumieć. Zastanawiam się, co kieruje dzisiejszymi procesami politycznymi i co sprawia, że przez wielu są akceptowane. Nie dziwię się ani tym ludziom, którzy PiS popierają, ani samej formacji, że teraz dawne elity tak bardzo karci. Jednocześnie jestem przekonana, że tworzone obecnie podziały będziemy zasypywać długo. Diagnozy PiS mogły być słuszne, tyle że PiS leczy Polskę napalmem. Problem polega na tym, że wielu ludzi popiera taką formę odwetu, podoba się im, że wszędzie wycina się dawne elity. W ten sposób buduje się nowe społeczeństwo. Ale ja w takim społeczeństwie nie chcę żyć. Jest rzecz gorsza: gdyby nie taka forma budowania społeczeństwa, jaką realizuje PiS, poparcie dla niego by nie rosło. Łączy się ono z odczuwaniem satysfakcji po latach bycia obywatelem III klasy w trzeciej RP.
Ten stan można nazwać „Teraz k… my”, dawnym krytycznym określeniem wobec elit III RP. – Najgorsze jest to, że współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego biją rekordy niekompetencji i mają znacznie krótszą ławkę kadrową niż poprzednicy – mówi Paweł Demirski. – Dlatego pozyskiwanie wsparcia połączone jest z obdarowaniem jak największej grupy swoich popleczników splendorami finansowymi. Uznając sytuację, jaka jest, paradoksalnie wolałbym, żeby w konkursie na dyrektora Starego Teatru startował kandydat lub grupa twórców, z którymi się nie zgadzam, bo mają, na przykład, poglądy antyemigranckie, szowinistyczne, ale reprezentują wysoki poziom artystyczny. Ale jak się okazuje, nikogo takiego nie ma. Chwalenie poziomu spektakli Teatru Polskiego we Wrocławiu pod dyrekcją Cezarego Morawskiego jest objawem totalnej hipokryzji, ale i sygnałem, że władze znalazły się w pułapce, z której wyjściem jest mówienie, że ci, którzy rządzili wcześniej, byli gorsi i do tego kradli.
Metoda krzyku
Scenografia jest debiutem Arka Ślesińskiego, kostiumografa, z którym między innymi pracowali przy „Triumfie woli” i serialu „Artyści”. – Świetne, że udało nam się go do tego namówić. Ważne jest i to, że współpracujemy z kompozytorem Tomaszem Sierajewskim, gitarzystą, twórcą muzyki alternatywnej, w tym przypadku mocnych, gitarowych dźwięków – mówi autor. – Aktorzy w czasie przestawienia będą używali swoich aparatów głosowych w sposób nieoczywisty, pobierali lekcję screamingu, wydobywania dźwięku na tak zwanych fałszywych strunach głosowych, co daje jakiś rodzaj mrocznego, pierwotnego wymiaru. Zanim napisałem pierwszą scenę, Tomek przyniósł trzy skomponowane tematy muzyczne, oparte na luźnych rozmowach o spektaklu. Słuchając trzeciego z nich, zrozumiałem, jaki ma być finał przedstawienia. Na kilka tygodni przed rozpoczęciem pracy w teatrze, muzyka wiele w nas uruchomiła. Poszliśmy w jej stronę, jej ciężaru. Tomek rozumie naszą emocjonalność, my rozumiemy jego. To się na siebie przekłada. Nigdy nie wiadomo, jak odbiorą to widzowie, ale sam proces twórczy był bardzo ciekawy.