Pionierzy Przemysłu 4.0

Od zawsze przyświecała mi dewiza: „pierwsi na świecie albo wcale” – mówi dr hab. Janusz Szajna, prezes Digital Technology Poland, prof. Uniwersytetu Zielonogórskiego i jego wykładowca na Wydziale Mechanicznym.

Publikacja: 03.11.2017 22:30

Pionierzy Przemysłu 4.0

Foto: materiały prasowe

Rz: Województwo lubuskie słabo wypada w rankingach innowacyjności, niemniej ma silny sektor informatyczny. Ma pan w tym spory udział. Jak zaczęła się pańska przygoda z tym biznesem?

Dr hab. Janusz Szajna: W naszej małej ojczyźnie mieliśmy szczęście, bo na lokalnej uczelni, czyli Wyższej Szkole Inżynierskiej, pracował na przełomie lat 70. i 80. prof. Ferdynand Wagner, który był jednocześnie pracownikiem Europejskiego Instytutu Badań Jądrowych CERN w Genewie. Pół roku przebywał w Szwajcarii, pół w Polsce. Było to niezwykle ważne. Dzięki jego wysiłkom, pomimo embarga, docierały do nas najnowsze idee z dziedziny informatyki, ponadto elementy elektroniczne, aparatura itp. Praktyczna elektronika i informatyka stosowana uzyskały na Uniwersytecie Zielonogórskim bardzo wysoki poziom. Z kolei dziekan Antoni Wysocki zadbał o odpowiednią atmosferę wokół informatyki. Profesor Wagner przyciągnął wielu entuzjastów. Niemały wkład w jej rozwój regionalnego potencjału miał również pan Jeske, bardzo aktywny nauczyciel informatyki z technikum elektronicznego, bowiem jego uczniowie, zdolni, trafiali na Wydział Elektryczny WSI.

Tak region dorobił się znakomitych kadr informatycznych. Socjalizm upada, a absolwenci świetnie odnajdują się w kapitalizmie.

Profesor Wagner wyjechał, a uczniowie z dorobkiem zostali. Dzięki profesorowi uzyskaliśmy dużą wiedzę. Trzech zielonogórzan, czyli Krzysztof Kolbuszewski, Mariusz Walkowiak i ja, oraz pochodzący z Poznania Andrzej Rybicki założyliśmy w 1995 roku Advanced Digital Broadcast Polska (ADB). Umiejętności nam nie brakowało, nawet kilka lat przed Apple’em zbudowaliśmy tablet, ale nie umieliśmy go sprzedać. Dzięki Andrzejowi Rybickiemu zrozumieliśmy rolę marketingu i niuanse sprzedaży, ponieważ Andrzej miał bardzo duże doświadczenie w tej dziedzinie, wyniesione m.in. z Singapuru i USA. Powstała zupełnie wyjątkowa w skali polskiej firma. Kiedy odchodziłem z przedsiębiorstwa w 2011 roku, ADB sprzedała do najbardziej rozwiniętych państw 30 mln dekoderów TV cyfrowej, w tym np. 3 mln do Izraela, czyli opanowując rynek. W firmie pracowało wtedy 500 inżynierów. Tworzyliśmy polską myśl technologiczną, projektowaliśmy cały hardware i software, a produkcja odbywała się na Tajwanie, w Tajlandii, później w Chinach. Naszymi konkurentami byli tacy potentaci jak Samsung czy Motorola i rywalizację wygrywaliśmy. To była często najlepsza technologia na świecie. Projektowaliśmy dla Grundiga, Thomsona, Philipsa, a oni dawali jedynie logo. Słowem, podbijaliśmy świat. Przyświecała nam dewiza „pierwsi na świecie albo wcale”. I tak było. Na szwajcarskim rynku kablowym opanowaliśmy 50 proc. popytu, jak Silvio Berlusconi cyfryzował TV, mieliśmy 75 proc. udział w rynku włoskim. A firmę budowaliśmy od zera, mając komputer i dwóch pracowników. Natomiast w roku 2013 założyłem z kolegami kolejną firmę Digital Technology Poland (DTP).

Znów wyprzedzając czas, weszliście w tematykę Przemysłu 4.0…

Nastawiliśmy się na rynek niemiecki. Zauważyliśmy, że Niemcy intensywnie współpracują z potęgą chińską, a jednocześnie obawiają się dalekowschodniej konkurencji. Chińczycy są już bowiem bardzo zaawansowani technologicznie, bardzo pracowici i, mówiąc trywialnie, jest ich dużo. Niemieckie towary mogą więc zostać wyeliminowane z rynku. W sferach przemysłowych Niemiec dominuje zatem myśl, aby obniżyć cenę produkcji i jednocześnie zwiększyć atrakcyjność wyrobów przez możliwość personalizacji. Uważają, że można stopniowo ograniczyć bardzo kosztowny wkład pracy ludzkiej na rzecz nowej generacji robotów, bezpośredniej komunikacji maszyn, internetu rzeczy, wykorzystania narzędzi wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości itp. Ten proces nazywany jest czwartą rewolucją naukowo-techniczną (ang. Industry 4.0). W firmie doszliśmy do wniosku, że jesteśmy w stanie w tym uczestniczyć, mamy umiejętności i doświadczenie na skalę światową, które pozwalają włączyć się w proces budowy nowej rzeczywistości.

Dla kogo pracujecie?

Dla czołowych niemieckich firm w dziedzinie Industry 4.0: Rittala, ePlanu i Hartinga. Mamy swą siedzibę w w Parku Naukowo-Technologicznym Uniwersytetu Zielonogórskiego w Nowym Kisielinie. Zielona Góra ma wielki atut, jesteśmy położeni tylko 1,5 godziny jazdy samochodem od Berlina. Po trzech latach inwestowania, czyli dokładania do firmy prywatnych pieniędzy, przekroczyliśmy próg rentowności. Dziś zatrudniamy około 20 projektantów. To wybitni specjaliści, często światowej klasy. Dla Hartinga opracowujemy zminiaturyzowane urządzenia pomiarowe i moduły funkcyjne do ich nowego komputera przemysłowego MICA. Dla ePlanu i Rittala oprogramowanie pozwalające znacznie skrócić i uprościć montaż okablowania. Dzięki niemu wymagania dotyczące kwalifikacji montera są znacznie mniejsze, a czas montażu skraca się według przeprowadzonych badań o ok. 40 proc. Projektujemy zarówno hardware, jak i software. Bardzo ważny dla naszego dalszego rozwoju jest projekt europejski z RPO dotyczący wykorzystania tzw. rozszerzonej rzeczywistości do usprawnienia procesów przemysłowych.

Pracujecie też nad specjalistycznymi okularami do zastosowania w przemyśle?

Rozszerzona rzeczywistość pozwala na nakładanie na to, co widzimy normalnie przez okulary, elementów dodatkowych, wirtualnych. Dzięki okularom Microsoftu i odpowiedniemu oprogramowaniu, które tworzymy w firmie, można np. spoglądając na dane urządzenie, widzieć jego wnętrze, schematy ideowe, informacje tekstowe, obserwować na bieżąco przebiegi elektryczne. Można też projektować przestrzeń, widząc w pustej hali wirtualne wyposażenie czy w pomieszczeniu wirtualne meble. Pokazywaliśmy prototyp na targach w Hanowerze kanclerz Angeli Merkel i premier Beacie Szydło, w obecności ministrów Morawieckiego i Gowina. Jestem przekonany o tym, że kiedyś ludzie będą chodzili z takimi okularami, tak jak dziś z telefonami komórkowymi.

A do czego mogą się jeszcze przydać?

Na przykład w górach nie będą potrzebne mapy i informacje dodatkowe. Nazwy szczytów będą wyświetlane w okularach obok nich, podobnie szlaki na śniegu itp. Dane mogą być wielorakie. Rozpoznawanie obrazu odbywa się za pomocą technik sztucznej inteligencji. W fabryce ta technika może pomagać np. w prowadzeniu montera czy operatora. Załóżmy, że jestem tym ostatnim, patrzę na urządzenia, nie używam książki, instrukcji, rezygnuję z poszukiwań w internecie. Informacje pokazują mi, mówiąc kolokwialnie, co do czego służy. Można też wprowadzić funkcje kreatywne, np. zdalne wykorzystanie ekspertów, inżynierów, majstrów, ratowników. Wybitny chirurg może pomagać przy operacji prowadzonej przez mniej doświadczonego kolegę, ekspert od samochodów pomagać strażakowi w przecięciu ramy w pojeździe po wypadku. Analogicznie z zastosowaniami w wojsku. W projekcie zastosowaliśmy bardzo zaawansowane technologie informatyczne, uczenie maszynowe, rozpoznawanie obrazów, tzw. głębokie sieci neuronowe itp.

Szukacie funduszu venture capital?

Nie. Chcemy się rozwijać organicznie. Naszym kapitałem są umiejętności. Olbrzymie doświadczenie zespołu w konstruowaniu nowoczesnych urządzeń informatycznych i elektronicznych. Wybitne, światowe osiągnięcia z zakresu algorytmiki i sztucznej inteligencji zespołu prof. Diksa. Znajomość rynku niemieckiego pana Ernsta Rauego, który przez wiele lat był szefem Cebitu, a dzisiaj buduje nasz marketing w Niemczech. W 2004 r. jako szef ADB Polska otrzymałem od EY tytuł przedsiębiorcy roku w kategorii obejmującej R&D. Nagrodę dostałem, cytuję: „za upowszechnianie polskiej myśli technicznej na rynkach międzynarodowych i zatrzymanie talentów w Polsce”. To jest także dzisiaj naszym celem. Tym razem w dziedzinie Przemysłu 4.0.

Rz: Województwo lubuskie słabo wypada w rankingach innowacyjności, niemniej ma silny sektor informatyczny. Ma pan w tym spory udział. Jak zaczęła się pańska przygoda z tym biznesem?

Dr hab. Janusz Szajna: W naszej małej ojczyźnie mieliśmy szczęście, bo na lokalnej uczelni, czyli Wyższej Szkole Inżynierskiej, pracował na przełomie lat 70. i 80. prof. Ferdynand Wagner, który był jednocześnie pracownikiem Europejskiego Instytutu Badań Jądrowych CERN w Genewie. Pół roku przebywał w Szwajcarii, pół w Polsce. Było to niezwykle ważne. Dzięki jego wysiłkom, pomimo embarga, docierały do nas najnowsze idee z dziedziny informatyki, ponadto elementy elektroniczne, aparatura itp. Praktyczna elektronika i informatyka stosowana uzyskały na Uniwersytecie Zielonogórskim bardzo wysoki poziom. Z kolei dziekan Antoni Wysocki zadbał o odpowiednią atmosferę wokół informatyki. Profesor Wagner przyciągnął wielu entuzjastów. Niemały wkład w jej rozwój regionalnego potencjału miał również pan Jeske, bardzo aktywny nauczyciel informatyki z technikum elektronicznego, bowiem jego uczniowie, zdolni, trafiali na Wydział Elektryczny WSI.

Pozostało 85% artykułu
500 Internal Server Error

500 Internal Server Error


cloudflare
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej