Rz: Województwo lubuskie słabo wypada w rankingach innowacyjności, niemniej ma silny sektor informatyczny. Ma pan w tym spory udział. Jak zaczęła się pańska przygoda z tym biznesem?
Dr hab. Janusz Szajna: W naszej małej ojczyźnie mieliśmy szczęście, bo na lokalnej uczelni, czyli Wyższej Szkole Inżynierskiej, pracował na przełomie lat 70. i 80. prof. Ferdynand Wagner, który był jednocześnie pracownikiem Europejskiego Instytutu Badań Jądrowych CERN w Genewie. Pół roku przebywał w Szwajcarii, pół w Polsce. Było to niezwykle ważne. Dzięki jego wysiłkom, pomimo embarga, docierały do nas najnowsze idee z dziedziny informatyki, ponadto elementy elektroniczne, aparatura itp. Praktyczna elektronika i informatyka stosowana uzyskały na Uniwersytecie Zielonogórskim bardzo wysoki poziom. Z kolei dziekan Antoni Wysocki zadbał o odpowiednią atmosferę wokół informatyki. Profesor Wagner przyciągnął wielu entuzjastów. Niemały wkład w jej rozwój regionalnego potencjału miał również pan Jeske, bardzo aktywny nauczyciel informatyki z technikum elektronicznego, bowiem jego uczniowie, zdolni, trafiali na Wydział Elektryczny WSI.
Tak region dorobił się znakomitych kadr informatycznych. Socjalizm upada, a absolwenci świetnie odnajdują się w kapitalizmie.
Profesor Wagner wyjechał, a uczniowie z dorobkiem zostali. Dzięki profesorowi uzyskaliśmy dużą wiedzę. Trzech zielonogórzan, czyli Krzysztof Kolbuszewski, Mariusz Walkowiak i ja, oraz pochodzący z Poznania Andrzej Rybicki założyliśmy w 1995 roku Advanced Digital Broadcast Polska (ADB). Umiejętności nam nie brakowało, nawet kilka lat przed Apple’em zbudowaliśmy tablet, ale nie umieliśmy go sprzedać. Dzięki Andrzejowi Rybickiemu zrozumieliśmy rolę marketingu i niuanse sprzedaży, ponieważ Andrzej miał bardzo duże doświadczenie w tej dziedzinie, wyniesione m.in. z Singapuru i USA. Powstała zupełnie wyjątkowa w skali polskiej firma. Kiedy odchodziłem z przedsiębiorstwa w 2011 roku, ADB sprzedała do najbardziej rozwiniętych państw 30 mln dekoderów TV cyfrowej, w tym np. 3 mln do Izraela, czyli opanowując rynek. W firmie pracowało wtedy 500 inżynierów. Tworzyliśmy polską myśl technologiczną, projektowaliśmy cały hardware i software, a produkcja odbywała się na Tajwanie, w Tajlandii, później w Chinach. Naszymi konkurentami byli tacy potentaci jak Samsung czy Motorola i rywalizację wygrywaliśmy. To była często najlepsza technologia na świecie. Projektowaliśmy dla Grundiga, Thomsona, Philipsa, a oni dawali jedynie logo. Słowem, podbijaliśmy świat. Przyświecała nam dewiza „pierwsi na świecie albo wcale”. I tak było. Na szwajcarskim rynku kablowym opanowaliśmy 50 proc. popytu, jak Silvio Berlusconi cyfryzował TV, mieliśmy 75 proc. udział w rynku włoskim. A firmę budowaliśmy od zera, mając komputer i dwóch pracowników. Natomiast w roku 2013 założyłem z kolegami kolejną firmę Digital Technology Poland (DTP).
Znów wyprzedzając czas, weszliście w tematykę Przemysłu 4.0…