Poprawianie świata po godzinach

Budowanie kojców dla psów, wizyty w domach seniora, korepetycje. Korporacje ruszyły z pomocą.

Publikacja: 26.10.2017 21:30

Dużo pracowników wrocławskich korporacji opiekuje się psami w schronisku prowadzonym przez Fundację

Dużo pracowników wrocławskich korporacji opiekuje się psami w schronisku prowadzonym przez Fundację Pomocy Zwierzętom Matuzalki.

Foto: materiały prasowe

– Mamy tych korporacji chyba już z pięć. Tak naprawdę wszyscy są zadowoleni. Ludzie pracujący w korporacjach mogą się wykazać empatią i realizować się, a nam ta praca bardzo pomaga utrzymać i rozwijać ośrodek – mówi „Rzeczpospolitej” Miron Chmielewski, szef Fundacji Pomocy Zwierzętom Matuzalki, która pod Wrocławiem opiekuje się starymi psami. – Gdy przyjeżdża zespół z firmy, kilkanaście osób zrobi w jeden dzień tyle, co my w miesiąc – dodaje.

Mikrokosmos nad Odrą

Tym lepiej się składa, że firmy coraz chętniej finansują projekty wolontariatu pracowniczego. Łączą one wodę z ogniem, rzeczy z pozoru nie do połączenia, jak interes firmy i przeznaczanie przez pracownika czasu pracy na sprawy zupełnie z biznesem niezwiązane, np. budowanie domków dla jeży czy odwiedziny w domu seniora. Tymczasem jest w tym sens dość głęboki. By związać emocjonalnie pracownika z firmą, zarządy firm są w stanie nawet dopłacić. A dla milenialsów często liczą się sprawy nieprzeliczalne na pieniądze, takie jak sympatia dla firmy. Na posiedzeniach zarządów coraz większą popularnością cieszą się akcje CSR (Corporate Social Responsibility), traktowane jako dobry sposób na integrację pracowników. Okazuje się, że zaangażowanie pracowników np. w remont domu dziecka czy budowę domków dla jeży jednoczy mocniej niż wspólne imprezy. Choć efekty są miękkie i trudno mierzalne, temu trendowi ulegają coraz większe firmy, które na każdy pomysł muszą mieć swój budżet i cel biznesowy.

Cytaty są cenne

– To wszystko jest wkomponowane w koszty, bo przynosi i dobry wizerunek, i cytaty w mediach, a to już pośrednio odbija się na notowaniach firmy jako dobrego pracodawcy – mówi nieoficjalnie „Rzeczpospolitej” Krzysztof (imię zmienione), dyrektor w jednej z działających we Wrocławiu korporacji. Portfele wielkiego biznesu zmiękczył rynek pracy, na którym walka o pracownika jest coraz bardziej zacięta. Ważne jest też, by nie zostać w tyle. – Wszyscy to robią, więc żeby zaistnieć, pojawić się w gazetach, social mediach, wydajemy na to coraz więcej pieniędzy – przyznaje.

Wolontariat wymaga jasnego przywództwa. – Tak naprawdę chodzi o pomysł, ktoś musi powiedzieć „chodźcie, idziemy”– mówi Ania, która trafiła z wolontariuszami do schroniska. – Wtedy odzew jest niebywały – przyznaje. Szacuje, że tylko z wrocławskiej korporacji, gdzie dziś pracuje, w schronisku pomaga nawet 300 osób. Organizowno też inne projekty, np. wsparcie dla mieszkańców domu seniora (program rozrywkowy czy podarunki na święta).

Efekt kuli śnieżnej

Nieważne, czy to moda czy konieczność – można spokojnie powiedzieć, że na pomaganie psom u Mirona zapanowała w korporacyjnym światku swoista moda. Wszystko zaczęło się jednak od pracownicy Volvo, która szukała schroniska dla zwierząt, by zorganizować tam wolontariat dla pracowników firmy. Schronisko nie było jednak zainteresowane, po jakimś czasie trafili do Mirona.

– Kupowali rozłożone budy i składali na miejscu. Potem budowali kojce. Podpatrzyły to inne korporacje… no i się zaczęło – śmieje się Miron. Na tyle skutecznie, że dziś na swojej stronie fundacja dziękuje darczyńcom z takich form, jak Volvo, Credit Suisse, Gaz-System Wrocław, BNY Melon, Kamil Hala Fashion Design, Novotel & Ibis. Wsparcie rzadko polega na przekazywaniu pieniędzy, firmy raczej kupują materiały budowlane i wysyłają ludzi, którzy do podwrocławskiego Rakowa przyjeżdżają w grupach nawet po 15 osób. Na miejscu budują, wyrównują teren, sprzątają kojce. – Trafiają do nas osoby, które pierwszy raz trzymają łopatę w ręku i nie wiedzą, co z nią zrobić. Za to potem cieszą ich nawet odciski na dłoniach i zakwasy – śmieje się Miron. Dziwi go, że inne stowarzyszenia opieki nad zwierzętami mniej chętnie korzystają ze wsparcia, on bardzo je docenia. – To niewiarygodne pomoc w utrzymaniu fundacji – mówi.

A prawdziwą dobrą zmianę widać po psach, które, doświadczone życiem, na początku ogromnie się bały obcych ludzi. A teraz na dźwięk nadjeżdżających samochodów stado starych psów wpada w szał ze szczęścia. Wolontariusze oznaczają smakowite kąski, głaskanie i spacery. I nowe domy. – Te psy zwykle nie mają szans na adopcję, ale przez akcje wolontariatu zaczęliśmy być rozpoznawalni i adopcje ruszyły – mówi Miron.

Tysiące godzin

Pracownicy EY, którzy zaangażowali się w projekt miejskiego wolontariatu, należą do grupy charytatywnej Charity, która we Wrocławiu organizuje korepetycje dla dzieci, pomaga zdawać egzaminy w szkole. A co ich działalność daje firmie? Zdaniem zarządu to sposób na otwarcie się firmy na swoich pracowników. – Okazując im zaufanie, powierzając budżety do samodzielnych decyzji, umożliwiamy naszym pracownikom realizację projektów z takich dziedzin, jakie tylko sobie wymyślą – od zaplanowania, poprzez wszelkie działania, aż po jego rozliczenie – mówi „Rzeczpospolitej” Dariusz Sus, dyrektor EY Global Delivery Services Poland.

Raport „Odpowiedzialny biznes w Polsce” podaje więcej przykładów z Wrocławia, m.in. pracownicy Hewlett Packard Enterprise prowadzą szkolenia komputerowe i kursy językowe dla lokalnych seniorów, Dozamel wsparł treningi strzeleckie Bractwa Kurkowego Miasta Wrocławia. W ubiegłym roku w Credit Suisse wolontariusze przepracowali 22 tys. godzin, a pracownicy mają zagwarantowany pełnopłatny dzień na wolontariat. Za zgodą szefa – nawet cztery dni w roku. Trafili już do hospicjum dla dzieci, pomagają w odrabianiu lekcji w Infopunkcie Nadodrze, remontują budynki z fundacją Habitat for Humanity. W samo sprzątanie brzegów Odry zaangażowało się 700 osób.

– Mamy tych korporacji chyba już z pięć. Tak naprawdę wszyscy są zadowoleni. Ludzie pracujący w korporacjach mogą się wykazać empatią i realizować się, a nam ta praca bardzo pomaga utrzymać i rozwijać ośrodek – mówi „Rzeczpospolitej” Miron Chmielewski, szef Fundacji Pomocy Zwierzętom Matuzalki, która pod Wrocławiem opiekuje się starymi psami. – Gdy przyjeżdża zespół z firmy, kilkanaście osób zrobi w jeden dzień tyle, co my w miesiąc – dodaje.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej