Problem w tym, że nie chodzi tylko o zaspokojenie głodu, ale i o to, że ptaki traktują winogrona jak prawdziwy smakołyk, rarytas. Ich kulinarne zachcianki nie są w smak winiarzom. I trudno im się dziwić: interes zapowiadał się świetnie, a tymczasem na krzewach zamiast dojrzewających owoców straszą oskubane gałęzie.
Może jednak zamiast załamywać ręce nad drozdami, winiarze poszerzą swoją ofertę handlową. Zamiast jedynie produkować wino, niech zaproszą na nie na Podkarpacie. Przy okazji degustacji można pokazać turystom region, słynny na całą Polskę pomnik w Rzeszowie i piękną filharmonię. Korzyść z takiej działalności może być dwa razy większa niż z produkcji wina.
I wkrótce może się okazać, że winiarze zamiast narzekać na drozdy, będą im wdzięczni za rozkręcenie winiarskiego interesu. W rewanżu warto się postarać o specjalną odmianę do przetestowania dla ptaków. Jeśli się uda, to Podkarpacie może w przyszłości wyrosnąć na konkurenta np. dla Toskanii. A jeśli tak się stanie, to zasługi drozda będą jeszcze większe. I specjalna odmiana winogron może nie wystarczyć. Warto więc zawczasu wymyślić, jak odwdzięczyć się ptakom za zrujnowanie małego interesu i rozkręcenie dużej działalności. Jest dobra okazja. Zbliża się zima.