W przypadku Przemysława Pawlickiego sprawdza się powiedzenie „do trzech razy sztuka”. W tym roku właśnie po raz trzeci wystąpił w turnieju Grand Prix Challenge w Togliatti, będącym przepustką do grona najlepszych jeźdźców, z którego awans do cyklu uzyskuje trzech zawodników. Raz był już o włos od awansu – przed dwoma laty w Rybniku w ostatnim biegu, tuż przed metą, dał się wyprzedzić Brytyjczykowi Chrisowi Harrisowi. Awansowałby, gdyby dojechał przed nim.
Pawlicki musiał obejść się smakiem, w Grand Prix po raz kolejny pojechał zaś znienawidzony przez kibiców Anglik. Znienawidzony, bo w cyklu startował dziewięć lat i przez ten czas tylko raz zdołał zmieścić się w najlepszej ósemce. Awans w Rybniku uzyskali za to brat Przemysława – Piotr oraz późniejszy brązowy medalista mistrzostw świata – Bartosz Zmarzlik.
Skomplikowane zasady
Zasady przyznawania miejsc w mistrzostwach świata są nieco skomplikowane. Pewne miejsce ma w nich pierwsza ósemka z poprzedniego sezonu Grand Prix, trzech najlepszych zawodników z kwalifikacyjnego cyklu Challenge oraz czwórka wskazana przez promotora mistrzostw, angielską firmę BSI. W tej chwili pewni miejsca w przyszłym roku mogą być Przemysław Pawlicki oraz Patryk Dudek, aktualnie trzeci zawodnik klasyfikacji generalnej Grand Prix. Drugi w mistrzostwach świata jest Maciej Janowski, a szósty Bartosz Zmarzlik. Obaj raczej z pierwszej ósemki już nie wypadną, a nawet jeśli, to będą kandydatami do otrzymania dzikich kart od BSI. Możemy więc być raczej pewni, że ponownie w cyklu zobaczymy czterech Polaków.
Maleją w związku z tym szanse Piotra Pawlickiego. Żużlowiec Unii Leszno jest w klasyfikacji generalnej 11., ale choć wygrał jeden z turniejów (w Daugavpils), to cały sezon jeździ w kratkę. Organizatorzy mistrzostw nie będą raczej zachwyceni pomysłem, by w Grand Prix jeździło aż pięciu Polaków. To sprawia, że aby myśleć o utrzymaniu w cyklu, Piotr musi awansować do pierwszej ósemki. Na odrobienie strat ma jeszcze cztery turnieje.