Z baz NATO do Ameryki, a teraz Azja

Nasza ceramika cieszy się coraz większą popularnością wśród Azjatów. Znów doceniają ją też Polacy – opowiada Paweł Zwierz, współwłaściciel Fabryki Naczyń Kamionkowych Manufaktura.

Publikacja: 24.08.2017 22:00

Rz: Manufaktura zaczynała 25 lat temu jako rodzinna firma zatrudniająca dziesięć osób. Dziś pracuje 240 osób.

Paweł Zwierz: Początki firmy są typowe dla większości polskich biznesów. Podczas transformacji ustrojowej przełomu lat 80. i 90. pan Wiesław Smoleński, prezes państwowej Ceramiki Artystycznej, i mój ojciec Janusz Zwierz, jej główny technolog, połączyli siły i postanowili stworzyć własną firmę. Jako pragmatycy po jedynym w kraju Wydziale Chemii Ceramicznej na Akademii Górniczo-Hutniczej wiedzieli, że jeżeli chcą odtworzyć bolesławicką ceramikę, muszą to zrobić sami, własnymi siłami i z własnych funduszy. Liczba przeszkód organizacyjnych i rozwojowych w zakładach państwowych potrafiła zniechęcić każdego. Zresztą, w wielu jest taka do dziś.

Co kazało wspólnikom wierzyć, że osiągną sukces?

Zainspirowała ich pani Irena Heise, Polka, która wyszła za mąż za Niemca, a pod koniec lat 80. przyjechała do Bolesławca, odgrzebała w muzeum tutejsze wyroby i postanowiła produkować je na skalę przemysłową, a potem sprzedawać Niemcom. Przekonała tatę i pana Smoleńskiego, że ta inwestycja się zwróci. Rzeczywiście, z roku na rok firma rozwijała się coraz lepiej, a prawie 100 procent produkcji z naszego zakładu w Tomaszowie Bolesławieckim, położonym 8 kilometrów od Bolesławca, szło do magazynu pani Heise pod Hannoverem i do jej sklepu w Berlinie.

Berlin skupował całą produkcję?

Nie, większość szła do sklepów w całych Niemczech, ale także do Włoch czy Francji. Pani Heise miała nosa. Tradycyjnie zdobiona bolesławiecka ceramika bardzo podobała się nie tylko Niemcom, ale też Francuzom i Włochom. A potem także Amerykanom, którzy poznali ją dzięki żonom żołnierzy stacjonujących w bazach NATO w Heidelbergu i Mannheim, w Niemczech. Nadmiar czasu wykorzystywały na podróże po Europie. W ten sposób trafiły do Bolesławca, skąd – jak to Amerykanki – wyjeżdżały z całymi zastawami. A ponieważ nasze naczynia okazały się nie tylko ładne, ale i praktyczne, bo nadawały się zarówno do piekarnika, jak i mikrofalówki czy zmywarki, ich sława szybko rozeszła się w bazie NATO. Amerykanie przyjeżdżali do Bolesławca coraz częściej, a gospodynie wracały po prezenty dla bliskich w ojczyźnie albo po to, by uzupełnić zastawę. A kiedy po czterech latach ich mężowie skończyli misję, postanowiły importować naszą ceramikę do Stanów.

Ich zamówienia zwiększyły produkcję?

I to znacznie. Do Stanów płynęły całe kontenery. Zainteresowanie amerykańskie wymusiło inwestycję w nowoczesne piece do wypalania, by nadążyć z produkcją. Miejsce było, bo już w 1998 r. przejęliśmy upadły PRL-owski zakład produkujący kratki ściekowe – najpierw jedną halę, a potem kolejne. Do dziś eksport do USA stanowią 50 proc. produkcji.

Reszta to Niemcy, Francja i Włochy?

Ależ skąd. Cała Europa, razem z Polską, pochłania zaledwie 10 proc. eksportu. Obecnie 10 proc. wyrobów eksportujemy do Japonii, 10 proc. do Korei Południowej i po kilka procent do Chin i na Tajwan oraz do Australii. Od sześciu lat Azjaci są jednymi z naszych kluczowych klientów. Bardzo zresztą cennymi, bo osoby ze Wschodu bardzo cenią rękodzieło artystyczne i tradycyjnie z ogromnym szacunkiem odnoszą się do przedmiotów wyrabianych ręcznie. W każdym naczyniu widzą twarz człowieka, który poświęcił nieraz długie godziny, by je ozdobić. Ceramika z Bolesławca tak się w Azji podoba, że jej popularność błyskawicznie rozlewa się na inne kraje.

Jak zaczął się azjatycki boom na Polish Pottery?

Kryzys gospodarczy sprawił, że jak wiele firm musieliśmy szukać innych rynków. Jednocześnie sprzedawcy z Korei Południowej szukali produktów na targach designu we Frankfurcie czy Mediolanie i nasze naczynia spodobały im się na tyle, że postanowili rozpocząć drobną sprzedaż. Kiedy jednak w lipcu w 2011 r. w życie weszła umowa handlowa między Unią Europejską a Koreą Południową, sprzedaż gwałtownie podskoczyła. Z Korei nasza sława szybko rozprzestrzeniła się na Japonię, a także na Tajwan.

Czy klient azjatycki ma specjalne wymagania?

Tradycyjne bolesławieckie zdobienie metodą stempelkową mu się podoba, ale kolory są zdecydowanie zbyt stonowane. W Azji podobają się barwy bardziej intensywne i weselsze, takie jak pomarańcz, turkus czy mięta. Musieliśmy więc zmodyfikować produkcję i po pigmenty jeździmy do Instytutu Szkła i Ceramiki w Warszawie. Specjalnie dla Koreańczyków stworzyliśmy w Manufakturze odrębną stylistykę, stawiając na uwielbiane przez nich wzory kwiatowe. Serie koreańskie projektuje główna projektantka Manufaktury Magdalena Gazur. Współpracujemy jednak także z projektantami ze światowej czołówki – Dorotą Koziarą, Anną Orską, Oskarem Ziętą.

To dzięki nim buncloki zyskały bardziej współczesny wygląd?

I przekonały do siebie dotychczas dość im niechętnych młodych Polaków. O ile jeszcze kilka lat temu tradycyjna bolesławiecka ceramika kojarzyła się z babcinymi zastawami, teraz jest synonimem jakości. Nowoczesne wzory sprawiają, że nasze produkty coraz częściej znajdują miejsce w nowoczesnych mieszkaniach. Po prostu świetnie do nich pasują. Poza tym, po okresie zachłyśnięcia się tanią chińską masówką, Polakom znów zaczyna zależeć na jakości.

Czy to przekłada się na rosnącą sprzedaż w Polsce?

Na pewno nie tak gwałtownie jak eksport do Azji. Cała Europa, razem z Polską, pochłania zaledwie 10 proc. produkcji.

Są państwo największą firmą w Bolesławcu?

Choć dziś na 10 tys. mkw. powierzchni pracuje u nas 240 osób, w tym 100 artystów, jesteśmy jedną z trzech największych firm. Oprócz nas ceramikę na masową skalę produkują też Zakłady Ceramiczne Bolesławiec a także spółdzielnia skupiająca artystów Ceramika Artystyczna. Wszystkich zakładów z naszej branży jest w Bolesławcu ponad 20. Gliny białowypalające się kupują w Kopalni Czerwona Woda i Kopalni Janina.

Zakłady ceramiczne muszą być w okolicy pracodawcą numer jeden.

Stopa bezrobocia w Bolesławcu jest rekordowo niska – w zeszłym roku wynosiła 4,1 proc., choć dziesięć lat wcześniej kształtowała się na poziomie 27 proc. Z ceramicznych sukcesów korzystają jednak wszyscy mieszkańcy gminy. Ci, którzy nie pracują bezpośrednio przy produkcji, znajdują zatrudnienie np. w turystyce. W Bolesławcu jak grzyby po deszczu wyrastają kolejne pensjonaty i lokale gastronomiczne, a na organizowane rokrocznie w sierpniu Święto Ceramiki przyjeżdża ponad 200 tys. turystów.

CV

Paweł Zwierz – od 2006 r. razem z Małgorzatą Smoleńską-Szewczyk kieruje Fabryką Naczyń Kamionkowych Manufaktura. Absolwent zarządzania i marketingu na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, w 2000 r. przyszedł do firmy, żeby pomóc ojcu i pomaga do dzisiaj.

Rz: Manufaktura zaczynała 25 lat temu jako rodzinna firma zatrudniająca dziesięć osób. Dziś pracuje 240 osób.

Paweł Zwierz: Początki firmy są typowe dla większości polskich biznesów. Podczas transformacji ustrojowej przełomu lat 80. i 90. pan Wiesław Smoleński, prezes państwowej Ceramiki Artystycznej, i mój ojciec Janusz Zwierz, jej główny technolog, połączyli siły i postanowili stworzyć własną firmę. Jako pragmatycy po jedynym w kraju Wydziale Chemii Ceramicznej na Akademii Górniczo-Hutniczej wiedzieli, że jeżeli chcą odtworzyć bolesławicką ceramikę, muszą to zrobić sami, własnymi siłami i z własnych funduszy. Liczba przeszkód organizacyjnych i rozwojowych w zakładach państwowych potrafiła zniechęcić każdego. Zresztą, w wielu jest taka do dziś.

Pozostało 89% artykułu
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej