Turystyka zakupowa jest teraz zjawiskiem praktykowanym często i intensywnie, zwłaszcza w przypadku ruchu bezwizowego. GUS niedawno podał, że Polska zyskuje na ruchu granicznym, dodatkowo wydatki gości z innych państw w Polsce rosną szybciej, bo o 7,2 proc., od tych ponoszonych przez Polaków za granicą. Te w pierwszym kwartale wzrosły bowiem 5,7 proc. W sumie w tym okresie polskie granice przekroczyło niemal 62 mln osób, z czego za 60,9 proc. odpowiadali cudzoziemcy. Dlatego w strefach przygranicznych inwestycje handlowe prowadzone są na dużą skalę – na wschodzie powstają głównie sklepy spożywcze, na zachodzie krajobraz ubogacają jeszcze zagłębia usługowe – Niemcy przyjeżdżają do Polski choćby do fryzjera.
Globalizacja i otwarte granice – na wschodzie przynajmniej częściowo – zachęcają do wychwytywania różnic cenowych. Kto nie lubi cenowych okazji? A jeszcze pojechać za granicę po coś na tamtym rynku tańszego, zabierając przy okazji na sprzedaż produkty poszukiwane w tym kraju, to model wypracowany dekadami podróży zarobkowych do państw naszego regionu, ale także do Turcji. Obecnie nadal jest praktykowane, ale Polacy jeżdżą już tylko ewentualnie na wschód po paliwo.
Kto mógłby się spodziewać 20 lat temu, że kiedyś Polska stanie się celem pielgrzymek zakupowych? Wtedy takie prognozy mogłyby zostać potraktowane wyłącznie jako rojenia szaleńca.
Dzisiaj widać, że cudzoziemcy w strefach przygranicznych są poważnymi klientami. Wykupują nie tylko żywność, ale także sprzęt elektroniczny, materiały budowlane. Można wskazać właściwie obywateli wszystkich państw ościennych – Skandynawowie na promach kursujących po Bałtyku utrwalają wytrwale swą miłość do polskich trunków.