Konrad Janczura w swojej debiutanckiej powieści odwołał się do tradycji niezbyt bogatej, a jednak bardzo wyrazistej. Bo Sergiusz Piasecki to pisarz legenda. Przemytnik, przestępca, pracownik wywiadu, żołnierz AK i uzależniony od kokainy literat. Urodzony w Lachowiczach przy granicy II Rzeczypospolitej z Sowietami, młodość spędził na nielegalnych przeprawach na odcinku Raków–Iwieniec. To fragment graniczny położony na zachód od Mińska, dzisiejszej stolicy Białorusi, a niegdyś serca Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Zakazana legenda
Piasecki, radykalny antykomunista i awanturnik, stał się zakazaną legendą w PRL. W związku z tym jego książki ukazywały się w drugim obiegu oraz w zagranicznych wydawnictwach. Popularność prozy Sergiusza Piaseckiego odżyła po zniesieniu cenzury w 1990 r., ale awanturnicza historia polsko-sowieckiego pogranicza z II RP była już zamierzchłą przeszłością. Dlatego w nowych czasach, jeśli już opowiadano o przemycie, to raczej ze strony świeżo otwartej granicy z Niemcami na Odrze. Tam narodziła się legenda nowej kontrabandy, gdzie królowały „młode wilki” jeżdżące do Reichu po niemieckie auta i na „jumę”, czyli bezczelną kradzież luksusowych towarów w biały dzień ze sklepów. Ten dziki nadodrzański zachód przeminął wraz z wejściem Polski do strefy Schengen i zupełnym otwarciu granicy z Niemcami. Od tamtej pory granica wschodnia znowu stała się popularnym rejonem przemytu.
Właśnie o tym opowiadają „Przemytnicy” 29-letniego pisarza z Podkarpacia. Konrad Janczura imał się w życiu różnych zajęć. Studiował przez pewien czas krytykę literacką na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Pracował w sklepie spożywczym, no i oczywiście sam był przemytnikiem. Jak mówi, w jego okolicach trudno znaleźć kogoś, kto w mniejszym lub większym stopniu nie miałby na koncie szmuglu. Obecnie mieszka w rumuńskim Bukareszcie, gdzie pracuje w dużej korporacji.
Akcja „Przemytników” rozgrywa się w okolicach Lubaczowa, rodzinnego miasta Konrada Janczury. Para przyjaciół 27-letni Fery i młodszy od niego 21-letni Zola, mieszkają we wsi Krowica Lisia. Chociaż najbliższe przejście graniczne mają w pobliskim Budomierzu, to niechętnie z niego nie korzystają. Wolą jeździć na Korczową. „A bo tam kwitł handel. Tym z Budomierza zresztą nikt nie ufa, nawet nie wiadomo, czy to jest czynne. Bo ludzie przywykli, żeby na Korczową jeździć” – czytamy na stronach powieści.
Zola i Fery jeżdżą z towarem dla Senseja, miejscowego mafiosa, który ma rozległe kontakty wśród Ukraińców i pracowników Straży Granicznej. Sensej reprezentuje wszystkie wady polskiej prowincji – sobiepaństwo, arogancję i poczucie, że za pieniądze można dostać wszystko.