W reprezentacji występował na najważniejszych imprezach, w tym dwukrotnie podczas mistrzostw Europy. W zeszłym sezonie wrócił do koszykówki po najdłuższej w karierze przerwie i z miejsca stał się liderem Asseco Gdynia, którego skład był złożony jedynie z polskich zawodników. Na parkiecie był dla nich partnerem do gry i nauczycielem. Świetna gra rozgrywającego i indywidualnie rekordowy sezon nie uszły uwadze ekspertów i obserwatorów ligi. Jego nazwisko coraz częściej pojawiało się w kontekście powrotu do kadry, która obecnie przygotowuje się do kolejnych mistrzostw Starego Kontynentu. Trenuje jednak bez Szubargi, powołania dla niego do Gdyni nie wysłano.
– Nie raz już powtarzałem, że byłem i jestem gotowy do gry w reprezentacji Polski. Oczywiście, żałuję, że nie będę mógł w niej wystąpić, ale w tym konkretnym przypadku chyba muszę podzielić zdanie selekcjonera Mike’a Taylora, który tłumacząc powołania, powiedział, że nie byłbym zadowolony z roli trzeciego rozgrywającego – mówi „Rzeczpospolitej” Szubarga.
42 punkty w Toruniu
Po trzeciej przegranej z rzędu z Rosą Radom na początku maja 2015 roku, AZS Koszalin, w którym wówczas występował, zakończył udział w rozgrywkach. Krzysztof Szubarga po tamtym spotkaniu nie wyjechał na wakacje. Dla niego rozpoczął się okres leczenia kontuzji i rehabilitacji. Gdy niecały rok później był już zdrowy i mógł dograć sezon w jakimś klubie, zrezygnował z tego i postawił na indywidualne treningi do rozgrywek, które miały wystartować dopiero kilka miesięcy później. Do gry wrócił po 520 dniach. – Pierwszy mecz z Dąbrową Górniczą był moim najsłabszym w lidze. Można to też zobaczyć w statystykach, liczby nie kłamią. W dalszej części sezonu odzyskałem pewność siebie – opowiada 33-letni Szubarga.
Był liderem Asseco i czołowym graczem ligi, trafił w niej 105 rzutów za trzy punkty, czego nie zrobił nikt w poprzednich siedmiu sezonach, w Toruniu zdobył rekordowe w sezonie 42 punkty, trenerzy wybrali go najlepszym polskim zawodnikiem. – Cieszą spotkania z takimi zdobyczami. Ale akurat na tamten mecz trzeba spojrzeć z innej, zespołowej perspektywy. Zawsze od indywidualnych statystyk ważniejszy jest końcowy wynik drużyny, a ten był dla nas niestety niekorzystny. Jeszcze na siedem sekund przed końcem mieliśmy przewagę pięciu punktów. Popełniliśmy prosty błąd, Toruń to wykorzystał, doprowadził do dogrywki, zwyciężył w niej i w całym spotkaniu – przypomina. Indywidualnie zakończył sezon z 18 punktami średnio zdobywanymi w meczu. – Taką rolę dostałem od trenera i jak najlepiej starałem się z niej wywiązywać. Miałem kreować grę i oddawać dużo rzutów. Nie do końca jestem zadowolony z liczby asyst, bo pięć na spotkanie, to w mojej ocenie zbyt mało. Mogłoby być ich więcej – podsumowuje.