Najbardziej potrzebny jest but

Myśl o zdobyciu szlachetnego miana olimpijczyka to dobra motywacja na treningach – mówi Maciej Lepiato, urodzony w Poznaniu mistrz paraolimpijski z 2012 i 2016 roku, czterokrotny złoty medalista mistrzostw świata niepełnosprawnych.

Publikacja: 07.08.2017 13:25

Późny start nie musi być przeszkodą w dojściu na szczyt – mistrz paraolimpijski Maciej Lepiato lekko

Późny start nie musi być przeszkodą w dojściu na szczyt – mistrz paraolimpijski Maciej Lepiato lekkoatletykę zaczął trenować dopiero w szkole średniej.

Foto: AFP

Rz: Czy do tych tytułów można coś dodać?

Maciej Lepiato: Dwa medale mistrzostw Europy – złoty i srebrny – no i kilka medali w rywalizacji pełnosprawnych, np. podczas mistrzostw Polski (brązowe medale HMP w 2013 i 2014 roku – red.). I rekord świata.

Mimo że późno pan zaczął skakanie…

Za półmetkiem szkoły średniej – jak na lekkoatletykę to bardzo późno.

Przypadek?

Przypadek. Wsadzałem piłkę do kosza – z miejsca. Nauczyciel to zobaczył i posłał mnie do trenera „lekkiej”. Początkowo próbowałem sił także w skoku w dal, ale później postanowiłem skupić się na skoku wzwyż.

Kiedy przyszedł pierwszy sukces?

Pierwszy poważny to juniorskie mistrzostwo świata w 2010 roku w Ołomuńcu. Rok później – pierwsze mistrzostwo świata seniorów.

Ostatnio przywiózł pan z Londynu czwarte złoto MŚ. To był jednocześnie powrót na arenę igrzysk paraolimpijskich 2012.

Myślałem, że będzie fajniej, ale trzy tygodnie przed mistrzostwami przydarzyła mi się kontuzja – niegroźne dziadostwo, ale bolesne. Wystarczyłby tydzień odpoczynku, ale tuż przez zawodami nie mogłem sobie na to pozwolić. Próbowaliśmy zrobić co się da w tej sytuacji. Trochę szkoda rekordu świata (Lepiato atakował własny rekord, 219 cm – red.), ale liczy się złoty medal i Mazurek Dąbrowskiego. Na rekordy przyjdzie czas.

Od czasu pierwszego mistrzostwa rywalizacja się zaostrzyła?

W 2011 roku to było czajenie się przed igrzyskami. Jechałem tam z rekordem życiowym 2,16–2,17 m, a skakałem 2,01–2,02 m – nie chcieliśmy się odsłaniać. Dopiero potem pojawił się fajny rywal, Brytyjczyk Jonathan Broom-Edwards, i tak się motywujemy od tamtego czasu. Jest rywalizacja, na szczęście nie udało mu się jeszcze ze mną wygrać.

W Londynie był blisko.

Dużo rozmawiamy i okazało się, że też miał wtedy drobny uraz. Przy okazji obu nas dobiła godzina finału skoku wzwyż – 10 rano. To oznaczało, że trzeba było wstać o 4.30. Na Brytyjczyka podziałało to jeszcze gorzej, bo niewiele brakowało, by skończył zawody z wynikiem 190 cm (ostatecznie uzyskał 208 cm – red.).

Pozostaje pan niezagrożony?

Piękno konkurencji technicznych polega też na tym, że nigdy nie wiadomo, kto zdobędzie medal. Ale przygotowany jestem bardzo dobrze – ostatnio na zawodach skaczę 2,15–2,16 i potem zawieszam poprzeczkę na 2,20. Do tej pory trochę brakowało do tego rekordu.

To ile jest pan w stanie skoczyć w pełni sił o dobrej godzinie?

Tego nie wie nikt – ani trener, ani ja. Żaden sportowiec nie zna swojego maksa. W wielu elementach nie odstaję od zawodników skaczących 2,30. Przygotowanie motoryczne jest bardzo dobre, moim podstawowym mankamentem jest technika – będziemy ją teraz doskonalić. Jest nad czym pracować, największe rezerwy są w rozbiegu.

Igrzyska w Tokio w roku 2020 są już z tyłu głowy?

Bardzo mocno. Za rok czekają mnie mistrzostwa Europy w Berlinie, w 2019 kolejne mistrzostwa świata – prawdopodobnie znowu w Londynie, potem igrzyska w Tokio… a później pewnie znów czteroletni cykl przygotowań – jak słyszę igrzyska 2024 będą w Paryżu. Późny start przygody ze sportem procentuje.

Emeryturę olimpijską ma pan zapewnioną, jak wygląda finansowanie startów dziś?

Jestem zawodnikiem Gorzowskiego Związku Sportu Niepełnosprawnych Start i nie mam problemów z przygotowaniami. Na przykład z wyjazdami – a tych nie brakuje, bo Gorzów jest największym miastem w Polsce bez stadionu lekkoatletycznego, więc na każdy trening techniczny trzeba jechać. Ale dajemy radę.

Polski sport niepełnoprawnych jest na dobrej drodze?

Jest lepiej, także jeśli chodzi o zainteresowanie mediów i dostęp do informacji. Jeszcze podczas igrzysk w Sydney (2000 r.) bliscy dowiadywali się o medalach dopiero na lotnisku, po powrocie. Ale porównując to z Wielką Brytanią, która może być wzorem, wiele pozostaje do zrobienia. Tam – sam widziałem – paraolimpijczyk to osoba publiczna.

Ma pan stypendium Ministerstwa Sportu?

Od czasu, kiedy w życie weszły obecne przepisy o stypendiach sportowych (rozporządzenie ministra sportu i turystyki z 15 października 2012 r. – red.) przywożę złote medale mistrzostw świata, biję rekordy, ale nie mam stypendium. To wynik zapisu o minimalnej liczbie uczestników rywalizacji – co najmniej 12 zawodników z ośmiu krajów. Dopiero wówczas czołowa ósemka może liczyć na pieniądze. Po igrzyskach w Rio de Janeiro Ministerstwo Sportu zrobiło ukłon w stronę tych, którzy rywalizowali w mniejszym gronie – dostali 50 procent stawki na rok. W 50-osobowej kadrze podczas tegorocznych mistrzostw świata stypendium miało około 30 procent sportowców. Za złoto w Londynie dostanę uścisk dłoni i bombonierkę.

Ilu rywali miał pan w mistrzostwach świata?

Obstawiałem, że będzie nas sześciu, siedmiu. Ostatecznie, łącznie ze mną, było czterech. Być może dlatego, że dla wielu krajowych związków liczy się medal, więc kiedy np. w Brazylii – którą w mojej konkurencji reprezentuje trzech zawodników – widzą, że medale w tej konkurencji są już zaklepane, to nie wysyłają skoczków za ocean. Taki paradoks – windując poziom, podcinamy gałąź, na której siedzimy. Dlatego tak walczę o kolejne rekordy świata – to dla mnie szansa na gratyfikację.

Kiedy najbliższa okazja?

Najbliższa, i ostatnia w tym roku, podczas warszawskiego Memoriału Kamili Skolimowskiej.

Potrzebuje pan specjalistycznego sprzętu?

Potrzebny jest mi but – trudno go wykonać specjalnie dla mnie, a to bardzo pomogłoby mi w przygotowaniach. Ten but, który mam, został zrobiony domowym sposobem.

Sponsorzy?

Od trzech lat współpracuję z firmą Renault. Nie odłożę z tego na dom ani samochód, ale spłacam kredyt mieszkaniowy i mogę reprezentować kraj.

Planuje pan rywalizację z pełnosprawnymi?

Odbywa się coraz więcej integracyjnych mityngów, jak nadchodzący Memoriał Kamili – to dobry pomysł. Natomiast nie jestem za łączeniem igrzysk czy mistrzostw świata, bo uważam, że nie da rady opanować tego logistycznie. Coś musiałoby odbyć się kosztem czegoś i pewnie straciłby sport niepełnosprawnych.

Bierze pan pod uwagę start także w igrzyskach olimpijskich w Tokio?

Myślę o tym od jakiegoś czasu. Myśl o zdobyciu szlachetnego miana olimpijczyka to całkiem dobra motywacja na treningach.

Od czego trzeba by zacząć tę drogę?

Od wspomnianego buta. Podczas badań specjaliści od biomechaniki ruchu powiedzieli wprost – 30 procent tego, co robię na treningach, idzie w powietrze. Niech to będzie 3–5 cm wysokości skoku – taka różnica może zdecydować o minimum olimpijskim.

CV

Maciej Lepiato, rocznik 1988, urodzony w Poznaniu. Mistrz paraolimpijski z 2012 i 2016 roku, czterokrotny mistrz świata niepełnosprawnych, rekordzista świata w skoku wzwyż. Brązowy medalista mistrzostw świata niepełnosprawnych w skoku w dal. Startuje w kategorii T44, przeznaczonej dla sportowców po amputacji lub z poważnym uszkodzeniem jednej z nóg poniżej kolana.

Rz: Czy do tych tytułów można coś dodać?

Maciej Lepiato: Dwa medale mistrzostw Europy – złoty i srebrny – no i kilka medali w rywalizacji pełnosprawnych, np. podczas mistrzostw Polski (brązowe medale HMP w 2013 i 2014 roku – red.). I rekord świata.

Pozostało 96% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej