Rekord oddam chętnie

Mam nadzieję, że podczas mistrzostw świata w Londynie zdobędziemy 4–5 medali, czyli będzie lepiej niż na igrzyskach w Rio – mówi Artur Partyka, łodzianin, dwukrotny medalista olimpijski w skoku wzwyż.

Publikacja: 01.08.2017 23:00

Artur Partyka

Artur Partyka

Foto: Fotorzepa / Marian Zubrzycki

Rz: W piątek rozpoczynają się mistrzostwa świata. Dwa lata temu reprezentacja Polski zdobyła w Pekinie osiem medali: trzy złote, srebrny, cztery brązowe. Czy w Londynie ten wynik zostanie poprawiony?

Artur Partyka: Wydaje mi się, że będzie ciężko. Bardzo dobrym rezultatem byłoby już poprawienie dorobku z igrzysk w Rio, gdzie zdobyliśmy trzy medale.

Trudno sobie wyobrazić, by bez złota wróciła Anita Włodarczyk. Przeszkodzić mogłaby jej tylko kontuzja.

Mamy dwoje liderów, czyli Anitę i Pawła Fajdka. Anita co prawda zmaga się z kłopotami zdrowotnymi, ale tydzień temu na mistrzostwach Polski w Białymstoku pierwszy raz w tym roku posłała młot poza granicę 80 metrów. Jest w grupie kilku sportowców, jak np. Marija Lasickiene w skoku wzwyż, którzy powinni wygrać bez żadnych problemów.

Paweł Fajdek doznał w Białymstoku pierwszej porażki od igrzysk w Rio. Pretensje o złe przygotowanie rzutni były uzasadnione?

Może był jakiś problem, ale przecież Wojtek Nowicki startował w takich samych warunkach. Widocznie Paweł musi mieć w sezonie jedną taką klapę. W zeszłym roku przytrafiła się niestety na igrzyskach, teraz na mistrzostwach Polski. Mam nadzieję, że ten najgorszy występ ma już za sobą i w Londynie młot znów będzie latał daleko.

Kto jeszcze może nam sprawić radość w Anglii?

Zacznijmy od kobiet. Bardzo duże szanse na medal ma Kamila Lićwinko w skoku wzwyż. Moim zdaniem w tym sezonie nie pokazała jeszcze pełni swoich możliwości. Stać ją na pokonanie 2 metrów. Jeśli chodzi o nasze dziewczyny w biegach średnich, to mam nadzieję, że formę zacznie powoli łapać Asia Jóźwik na 800 m. Klasą samą dla siebie jest Angelika Cichocka. Pobiła rekord Polski na milę i przy mocnym biegu może zejść poniżej granicy 4 minut na 1500 m. W tej samej konkurencji finał jest na pewno w zasięgu Sofii Ennaoui. Bardzo bliska medalu powinna być sztafeta 4×400 m. Dziewczyny prezentują się świetnie, musi tylko wrócić kontuzjowana Justyna Święty. Może niespodziankę sprawi jeszcze młoda Malwina Kopron. Kto wie, czy dzięki niej nie będziemy mieli dwóch medali w młocie kobiet.

Piotr Małachowski, który będzie bronił tytułu mistrza świata w rzucie dyskiem, słabo wypadł w Białymstoku, ale tydzień później w Cetniewie znów pokazał klasę.

Proszę pamiętać, że to jego dziesiąty sezon na najwyższym światowym poziomie. Być może przejściowy. On nie ma już 25–26 lat i musi umiejętnie gospodarować siłami. Tym bardziej że poważnie myśli o igrzyskach w Tokio i chciałby pewnie zakończyć tam karierę z przytupem. W Białymstoku pierwszy raz od dawna miał gorszy wynik niż Robert Urbanek. Jeśli Piotr przywiezie medal z Londynu, będzie to bardzo duży sukces. Coś niesamowitego w Białymstoku zrobił oszczepnik Marcin Krukowski, bijąc rekord Polski (88,09). Jest na dobrej drodze, żeby namieszać w czołówce. Chciałbym, żeby to się stało już na mistrzostwach świata. Z oszczepnikami jest ten problem, że w mityngach rzucają naprawdę rewelacyjnie, ale w dużych imprezach rzadko kiedy przekraczają 80 metrów.

W pchnięciu kulą Konrad Bukowiecki ustanowił w tym roku rekord Polski, Michał Haratyk poprawił kilka razy rekord życiowy. Stać ich na medale?

Konrad rzuca nieregularnie. Nie wiem, czy nie jest to spowodowane zbyt dużą liczbą startów. Michał spokojnie przygotowuje się do zawodów i osiąga naprawdę świetne rezultaty. Ale o medal będzie bardzo ciężko. To, co wyprawia Ryan Crouser, to coś nieprawdopodobnego. Do tego pojawili się Brazylijczyk Darlan Romani i Jamajczyk O’Dayne Richards.

A przedstawiciel najbliższej pańskiemu sercu konkurencji, czyli Sylwester Bednarek? Od ostatniego polskiego medalu w skoku wzwyż na wielkiej imprezie (właśnie Bednarka na MŚ w Berlinie) minęło już osiem lat…

Skok wzwyż nie stoi w tym roku na wysokim poziomie. Dominuje Katarczyk Mutaz Essa Barshim (2,38), ale po Diamentowej Lidze w Paryżu zabolało go coś w kolanie i zrobił sobie miesięczną przerwę. Potem są Niemiec 25-letni Mateusz Przybyłko (2,35) i jeszcze młodszy Rosjanin Danił Łysienko (2,34), a czwarty wynik na świecie (2,33) ma Białorusin Maksym Nedasekau, mistrz Europy juniorów. Za nim jest czwórka: Bednarek, Rosjanin Iwan Uchow, Ukrainiec Bohdan Bondarenko i Syryjczyk Majd Eddin Ghazal (wszyscy po 2,32). Sylwek nie jest więc bez szans. W mistrzostwach Polski uzyskał 2,30. Pamiętajmy, że na tym samym stadionie pięć lat temu brązowy medal olimpijski dawało 2,29.

Dwa lata temu na MŚ w Pekinie emocji dostarczyli nam Adam Kszczot i Marcin Lewandowski. Pierwszy zdobył srebro na 800 m, drugi był o włos od finału.

Marcin błyszczy na 1500 m, pobił rekord Polski, jest też w niezłej formie na 800 m. Uzyskał minima na obydwu dystansach. Podejrzewam, że pobiegnie na 800 m i jeśli nie awansuje do finału, spróbuje sił na 1500 m. Adaś cały czas czeka na bieg poniżej 1.45, ale to wielki wojownik. Ciężko powiedzieć, czy chłopaki przywiozą medale.

W skoku o tyczce Piotr Lisek na starym sprzęcie Siergieja Bubki pobił rekord życiowy i zdobył złoto mistrzostw Polski, a dwa dni wcześniej wygrał mityng Diamentowej Ligi w Monako. Widzi go pan na podium w Londynie?

Piotrek, jak i Paweł Wojciechowski są w gronie kandydatów do medalu, być może nawet do zwycięstwa, bo w tyczce też takiego wyraźnego lidera teraz nie ma. Renaud Lavillenie od olimpijskiej porażki z Thiago Brazem prezentuje się wręcz fatalnie. Formą imponuje tylko Amerykanin Sam Kendricks i właśnie ten chłopak ma w Londynie największe szanse na złoto. Polacy bronią brązowych medali z Pekinu.

Był pan w Białymstoku na mistrzostwach Polski?

Niestety, nie. Ale znam to miasto, wielokrotnie byłem na tamtejszym stadionie.

Wszyscy chwalili atmosferę. Piotr Małachowski powiedział, że gdyby droga z Warszawy była lepsza, mógłby tam startować co tydzień.

Widziałem w telewizji, że kibice dopisali. Żyli tą imprezą i pokazali, że chcą oglądać lekkoatletykę. Może warto pomyśleć o organizacji jakiegoś mityngu? Proszę zobaczyć, ilu tam jest zawodników: Lićwinko, Nowicki, Daria Zabawska, sprinterzy. Stamtąd pochodzi także prezes polskiego związku Henryk Olszewski.

Wróćmy do pańskiego skoku wzwyż. Pewnie ma pan już dość pytań o to, kto rozprawi się wreszcie z pańskim rekordem Polski (2,38). Czekamy już 21 lat…

Mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej. Gdyby nie kontuzje, myślę, że Bednarek już by skoczył 2,40. Sporo się wycierpiał, ale z drugiej strony ma rezerwy w treningu. To może mieć duży wpływ na jego długowieczność. Jeśli nic złego się nie wydarzy, do Tokio może być w fazie wzlotowej.

Ogląda pan często swój rekordowy skok?

Mam nagranie. Ale staram się do niego nie wracać. To już przeszłość. Przy okazji wykładów motywacyjnych, które prowadzę, prezentuję zestawienie swoich skoków. Tego z Eberstadt akurat tam nie ma, ale jest ten z Atlanty, który dał mi olimpijskie srebro.

Na igrzyskach w USA stworzył pan wspaniałe widowisko z Charlesem Austinem. Utrzymujecie ze sobą kontakt?

Od czasu do czasu kontaktujemy się przez Facebooka. Każdy pyta o Atlantę, bo tamten konkurs był bardziej spektakularny, ale bliższy końcowego sukcesu byłem cztery lata wcześniej w Barcelonie (brązowy medal – przyp. red.). Pamiętam, że wszyscy, włącznie z Javierem Sotomayorem, męczyliśmy się z wysokością 2,34. Ja byłem zdecydowanie najbliżej, żeby skoczyć 2,37. Dwa razy strąciłem jednak poprzeczkę.

Zamieniłby pan te dwa medale na jedno złoto?

Ależ oczywiście. Jakby była taka możliwość, proszę bardzo. Trzeba pogadać z Charlesem (śmiech).

Mistrzostwa świata będą pożegnaniem Usaina Bolta. Spodziewa się pan jakiegoś spektakularnego występu najszybszego człowieka na Ziemi?

Niedawno pobiegł w Monako 9,95, stać go na 9,80, tylko musi poprawić start. Miejmy nadzieję, że nie dojdzie do powtórki z Daegu (dyskwalifikacja za falstart – przyp. red.). Nie spodziewajmy się kolejnego rekordu, niech wygra ten królewski dystans i odejdzie w chwale. Uważam, że wybrał bardzo dobry moment. Widać, że jest już zmęczony. Kończy się epoka, wszyscy zastanawiają się, jak będzie wyglądał świat bez Jamajczyka. Na pewno inaczej. Ale myślę, że kwestią czasu jest wykreowanie nowej gwiazdy. Sądzę też, że niedługo zobaczymy sprintera, który będzie biegał bardzo szybko. Czy tak jak Bolt? Raczej nie ma co liczyć, że ktoś wkrótce rozprawi się z jego rekordem. Skoro przez osiem lat sam go nie poprawił, może to trochę potrwać.

Kto w takim razie może stać się nową twarzą królowej sportu?

Ciężko powiedzieć. Karierę kończy również Mo Farah. Może Wayde van Niekerk? Dominuje na 400 m, choć jest naciskany przez Isaaca Makwalę. W ogóle to nietypowa sytuacja, bo ta dwójka ma także najlepsze czasy na 200 m. Rezygnacja Bolta ze startu na tym dystansie była więc nieprzypadkowa. Na horyzoncie nie widać na razie takiej osobowości jak Jamajczyk, kogoś, kto od razu wskoczyłby na jego miejsce. Czekamy i szukamy.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10