Przed najmłodszym trenerem w Polskiej Lidze Koszykówki postawiono trudne zadanie: mimo mniejszego budżetu, inne medale niż złote traktowane byłyby jak porażka. Na dodatek wymagania podwyższył poprzedni trener zielonogórzan Saso Filipovski, który przed rokiem mistrzostwo zdobył w znakomitym stylu, nie ponosząc ani jednej porażki w fazie play-off.
Tymczasem 32-letni Artur Gronek nigdy nie był wcześniej pierwszym trenerem, a w zespole miał starszych od siebie zawodników. W Zielonej Górze pracował od 2013 roku, gdy był asystentem najpierw Mihailo Uvalina, później Andrzejka Adamka, a w końcu Filipovskiego. – Propozycja objęcia drużyny trochę mnie zaskoczyła, ale przyjąłem ją pozytywnie. Wiem, że przed podjęciem decyzji klub konsultował się z ludźmi, z którymi pracowałem, w tym także z trenerem Filipovskim. Na pewno będę kontynuował to, co zrobił Saso, ale też pewne rzeczy będą w moim systemie wyglądały trochę inaczej – zapowiadał przed sezonem Gronek.
Po rundzie zasadniczej, czyli rozegraniu 32 spotkań, Stelmet BC zajmował drugą pozycję w tabeli, ustępując Anwilowi Włocławek, który na medal czeka już siedem lat, czyli jeszcze od czasów trenera Igora Griszczuka i niezniszczalnego Andrzeja Pluty. Włocławianie dalej jednak poczekają, bo w ćwierćfinale niespodziewanie przegrali pięciomeczową rywalizację z ósmymi po rundzie zasadniczej Czarnymi Słupsk. To stawiało Stelmet w roli faworytów.
Swoją rywalizację z Polpharmą Starogard Gdański drużyna naturalizowanego Amerykanina Thomasa Kelatiego wygrała 3:1. W półfinale było już trudniej – rywalizację ze Stalą Ostrów Wielkopolski zielonogórzanie rozstrzygnęli dopiero w piątym pojedynku, wykorzystując wyższe rozstawienie i atut własnego parkietu. W finale, rozgrywanym już do czterech zwycięstw, Stelmet „przełamał” rywala w czwartym spotkaniu, wygranym na wyjeździe z Polskim Cukrem Toruń 81:78.