Rz: Proszę przyjąć gratulacje za spektakl „Ślub”, który rozbił bank z nagrodami na Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim w Radomiu i wygrał Klasykę Żywą w Opolu. I proszę przypomnieć, co zwróciło pani uwagę w dramacie Gombrowicza i jak pani chciała to zaprezentować?
Anna Augustynowicz: Dziękuję. Potwierdzenie wartości naszej pracy to potwierdzenie sensu zapisanego w utworze Gombrowicza. „Ślub” jest określany mianem tragedii świadomości. Mam wrażenie, że ten utwór ma szansę stać się bliski każdemu, kto świadomie uczestniczy w życiu społecznym. Henryk powołuje teatr, żeby wydobyć z szaleństwa myśl. Pragnie stać się kapłanem, żeby dowiedzieć się o złu – utwór powstał w latach 40. poprzedniego wieku wobec doświadczenia przez świat faszyzmu – o możliwości zarażenia się nim na skutek „dotknięcia się” jego formy. Namiętność władzy i potrzeba jej sakralizacji czyni go uczestnikiem dramatu: osobą, która zmaga się z otchłanią bezformia i z własną historią. Zapraszam na nasze przedstawienie wszystkich, którzy ciekawi są konieczności zmagania z formą.
Spektakl powstał w koprodukcji z Teatrem im. Kochanowskiego w Opolu. Czy zadecydowały o tym względy artystyczne czy ekonomiczne?
Koprodukcje zwiększają zasięg teatru – tego, co „jest do ujrzenia”. Dzięki uznaniu, które otrzymaliśmy, mogliśmy się podzielić tym nie tylko z publicznością w Opolu i Szczecinie, ale także w Radomiu, Warszawie, Toruniu, przed nami – zaproszenie do Rzeszowa. Przyjęcie przedstawienia pokazuje, że całkiem duża widownia chce rozmawiać o formach pozostawionych w nas dość trwale przez mesjanistyczny spadek po romantyzmie, o świadomości niebezpieczeństwa tego spadku. Reakcje podczas przedstawienia, rozmowy po spektaklach potwierdzają sens naszej pracy, a koprodukcje pozwalają się uporać z ekonomią. W wypadku „Ślubu” jest to wymierne przedłużenie żywota przedstawienia, poszerzanie jego publiczności.
Jak się pracuje z aktorami dwóch zespołów? Czy to wymaga dodatkowego dostrojenia artystów i zachowania parytetów obsadowych?