Moje Mazury to binduga Czterech Sosen w Niedźwiedzim Rogu nad Śniardwami, z widokiem na Czarcią i Pajęczą, Wierzba, tarpanisko nad Bełdanami, gdzie do niedawna pan Zenek robił karkówkę lepszą od asado na argentyńskiej pampie. Tam rosną też dorodne prawdziwki, na które warto pójść, mimo że z lasu przynosi się również kleszcze.
Kocham się w pałacach, zamkach, dworach, kościołach. Mam ich na Warmii i Mazurach bez liku. Zamek w Rynie poraża potęgą, pałac w Nakomiadach z warzywnymi rabatkami obok przypomina Francję, kościół w Chwalęcinie zachęca do medytacji w samotności. Dwór Mazurski Janusza Majewskiego i Zofii Nasierowskiej w Laśmiadach, gdzie w filmie „Po sezonie” Leon Niemczyk przeżywa z Magdaleną Cielecką ostatni romans życia, jest najpiękniej położoną rezydencją na Warmii i Mazurach.
Jest mi wszystko jedno, czy jem kiełbaskę pieczoną samodzielnie w ognisku nad zatoką Skanał, piję kawę na tarasie pięciogwiazdkowego hotelu Mikołajki na Ptasiej Wyspie, pływam w basenie Ognistego Ptaka w Ogonkach, czy jeżdżę po zjawiskowych drogach. Jestem uzależniony od Warmii i Mazur. Wszędzie jest bajecznie.
Przed miesiącem, kiedy przyjechałem do Mikołajek, trafiłem na zamieć i niemalże mróz. Postawiłem jak zwykle samochód obok magistratu, obejrzałem się i stanąłem twarzą w twarz z panią Teresą, najsłynniejszą parkingową w kraju. Jej fioletowy kapelusz z piórami sprawił, że – jak banalnie by to zabrzmiało – od razu zrobiło się ciepło i słonecznie.
Zarys pałacu z Sztynorcie jest jednym z elementów mojego ekslibrisu. Zdjęcie mariny w Wilkasach, gdzie czarteruję łódkę (tak naprawdę to ja tylko zajmuję miejsce w hundkoi), jest tapetą na moim laptopie. Patrzę na Niegocin i od razu mi lepiej.