Małgorzata Jackiewicz-Garniec, historyk sztuki, autorka wraz z mężem Mirosławem Garncem monografii „Pałace i dwory dawnych Prus Wschodnich”, zapytana przeze mnie o przykłady udanych prywatyzacji wymienia Nakomiady, Galiny, Jełmuń, Pacółtowo, Sople, Dawidy, Jędrychowo.
– Te obiekty łączą funkcję odrestaurowanego zabytku z mieszkaniem właścicieli i działalnością biznesową. A Bogatyńskie, Skandławki, Gąsiorowo to pięknie odrestaurowane letnie rezydencje bogatych Polaków. Te obiekty miały najwięcej szczęścia. Dużo więcej takiego szczęścia nie miało. Nowi właściciele często nie poradzili sobie z odbudową. Zabytki znów niszczeją lub jako tako utrzymane są wystawiane na sprzedaż – dodaje ekspertka.
Dlaczego tak się stało? Pani Małgorzata zwraca uwagę, że przyszli właściciele najczęściej oglądali obiekty wiosną lub latem, więc ulegli urokowi miejsc, bo pruskie lokalizacje zawsze były starannie wybrane i wkomponowane w krajobraz.
– Zauroczenie często skutkowało brakiem biznesplanu. Dopiero kiedy ruszała renowacja, to się okazywało, jak ogromnych pieniędzy potrzeba na przywrócenie dawnego blasku. Po drugie, potrzebna była koncepcja funkcjonowania obiektu. Jeżeli nowy właściciel miał dość pieniędzy, to mógł po prostu urządzić rodzinną rezydencję. Częściej jednak szansą na trwałe funkcjonowanie, szczególnie tych największych obiektów, okazywał się pomysł na biznes – dodaje pani Małgorzata.