Elżbieta Zapendowska: Idolka nie tylko idoli

Elżbieta Zapendowska, ekspertka o słuchu absolutnym, która wykreowała czołówkę polskich wokalistów, mówi o życiu niepokornym, krętych drogach kariery i festiwalu w swym ukochanym Opolu.

Publikacja: 29.05.2017 23:00

Elżbieta Zapendowska

Elżbieta Zapendowska

Foto: PAP

Rz: Podobno już w kilkanaście sekund potrafi pani ocenić, czy ktoś nadaje się na estradę czy nie.

Elżbieta Zapendowska: To spore uproszczenie. Ale jak się pracuje tyle lat w tym zawodzie co ja, to człowiek czuje się jak dobry piekarz, który potrafi ocenić jakość pieczywa po wyglądzie, a gdy je powącha, ma pewność.

A na co zwraca pani uwagę, oceniając śpiewających?

Na wiele czynników. Same warunki głosowe to zdecydowanie za mało. Niektórzy mają piękny głos, wspaniale śpiewają, tylko nikogo to nie interesuje. Oczywiście wielu ludzi w wytwórniach płytowych poszukuje sprawnych rzemieślników, ale mnie to nie wystarcza. Interesują mnie wykonawcy, którzy mają znamiona artysty. Muszą być kreatywni i poza warunkami mieć jeszcze jakąś wartość dodaną. Takich ludzi szukam, bo wiem, że oni przetrwają na rynku przynajmniej przez parę lat.

Ci, którzy wyszli spod pani ręki, jak choćby Edyta Górniak, Doda, Natasza Urbańska, Natalia Sikora, Katarzyna Cerekwicka, utrzymują się na tym rynku znacznie dłużej.

Prawda jest bardziej gorzka. Tysiące ludzi wyszło ode mnie, ale też część jest niezłymi rzemieślnikami, a część w ogóle nie pracuje w swoim zawodzie. Różnie toczy się potem ich kariera. Czasem trafiają na ludzi, którzy chcą szybko na nich zarobić, nie umożliwiając pracy nad sobą, ciągłego doskonalenia swoich możliwości.

Pani droga artystyczna była dość kręta. Ponoć miała pani różne pomysły na życie.

Oczywiście, jak każdy człowiek, który szuka spełnienia. Kiedy jest się młodym, ma się różne kretyńskie pomysły, bo głupota jest domeną młodości. Też byłam niepokorna, więc w różnych miejscach szukałam swego przyszłego szczęścia. Wydaje mi się jednak, że z każdej przygody życiowej potrafiłam wyciągać wnioski.

Czytałem, że w szkole miała pani szaloną wyobraźnię i żadnych oporów.

Istotnie, miałam pewną dozę szaleństwa, zwłaszcza w denerwowaniu głupich nauczycieli. Bo nauczyciel musi dawać sobie radę, jeśli nie, wtedy wyobraźnia uczniów ma wielkie pole do popisu.

Dzieci potrafią być okrutne.

Tak, niektórym to się przenosi również na młodość. Były szalone pomysły, a moja mama straciła co najmniej kilka par butów na wycieczki do szkoły z powodu mojego zachowania. Co ciekawe, z dzisiejszej perspektywy to były niewinne żarty, które teraz nie zwróciłyby niczyjej uwagi. W tamtych latach zaś każde wariactwo było postrzegane jako niesubordynacja i kończyło się obniżeniem oceny z zachowania.

Zawsze chciała się pani obracać w kręgu sztuki, stąd pomysł bycia aktorką czy piosenkarką.

Świat sztuki wydawał mi się istotnie środowiskiem naturalnym. Tyle że nigdy nie starałam się wysuwać na pierwszy plan. Myślę, że po prostu nie jestem egocentryczna. Teraz, gdy pojawiam się w telewizji, wszelkie założenia szlag trafił, bo kiedy ktoś występuje publicznie, jego prywatność się kończy. I tak niestety jest w moim przypadku. Im bardziej jednak siedzę w mediach, tym bardziej tęsknię za prywatnością.

A dlaczego nie została pani aktorką?

Przyznam, że miałam pewne sukcesy w tej dziedzinie. Przechodziłam nawet do ostatniego etapu w różnych konkursach recytatorskich. Z aktorskiego zawodu eliminował mnie jednak wzrok. Od aktorów wymaga się dużej sprawności fizycznej, a z taką wadą wzroku jak moja wszelkie ćwiczenia fizyczne są surowo zabronione, bo grożą utratą wzroku w ogóle. I zawsze ten temat był podnoszony.

Muzyka za to przewijała się przez pani całe życie. Nigdy nie myślała pani o własnej karierze muzycznej?

Nie. Po pierwsze, szkołę średnią skończyłam znacznie później, niż należało to zrobić. Po drugie, nie mam zdolności wirtuozerskich, a tylko one mogą przynieść sukces. To jest u instrumentalistów kwestia budowy ręki, siły fizycznej, ale i siły psychiki, poza tym pewnej systematyczności. Jeśli zaś chodzi o śpiew, to śpiewanie w moim wykonaniu nigdy mnie nie interesowało. Oczywiście miałam jakąś przygodę w szkole, bo gdy okazuje się, że dziecko ma dobry słuch, trzeba je najpierw zapisać do chóru, a potem zgłosić na festiwal piosenki.

Czy będąc jurorką „Idola”, wyobraża sobie pani siebie sprzed lat jako uczestniczkę tego programu?

Nie. To zupełnie program nie dla mnie. Nie umiem się w życiu rozpychać łokciami i trudne to by było dla mnie do uniesienia. Poza tym nigdy nie zabiegałam o żadne role jurorskie czy udział w komisjach. To były zawsze propozycje z drugiej strony. Jak już wspominałam, jestem za mało egocentryczna. Jak ktoś mówi o mnie „gwiazda”, to mnie bardzo rozśmiesza.

Od lat obserwuje pani młodych ludzi, którzy marzą, by zostać artystami. Jaka jest ich wizja kariery? Talent czy popularność liczy się najbardziej?

To zależy, z jaką młodzieżą ma się do czynienia. Tego nie da się łatwo szufladkować. Są młodzi ludzie, bardzo wrażliwi, wprost nie z tej epoki. Z nimi mam najłatwiejszy kontakt. Im jest najtrudniej, ale za to ta ich droga, jeśli się uda, stanowi o byciu w branży przez wiele lat. Błyskotliwe kariery natomiast najczęściej kończą się błyskotliwym upadkiem. Stary człowiek nie jest przygotowany na sukces, a cóż dopiero młody. Trudno sobie z tym poradzić.

Poproszę zatem o kilka dobrych rad…

To będą niestety banały.

Ale wypowiedziane przez niekwestionowany autorytet…

Bez przesady… Myślę, że przede wszystkim trzeba mieć nieco więcej szarych komórek niż przeciętny „wyjec”, aby móc uświadomić sobie, jak trudny to zawód. Znacznie trudniejszy od wielu innych zawodów artystycznych. Najlepiej, kiedy trafi się na swojego kompozytora i autora tekstów i kroczy się z nimi przez życie. Wtedy artysta staje się wiarygodny, poprzez muzykę, którą czuje, i tekst, z którym się utożsamia. Większość wykonawców nie trafia na takich ludzi, nie umie też samodzielnie pisać tekstów i komponować, działa więc po omacku. Przychodzi producent, któremu zależy przeze wszystkim na tym, by się „produkt” dobrze sprzedał. A najlepiej sprzedaje się produkt prosty, a prostota bardzo często kroczy w kierunku prostactwa. I to jest początek końca, pojawiają się pretensje, mówi się o zmarnowanym życiu. Cóż, chęć zrobienia kariery jest czasem silniejsza od rozumu.

Pani nazwisko bardzo mocno kojarzone jest z Opolem jako stolicą polskiej piosenki. Rozmawiamy w gorącym czasie, wszystko wskazuje na to, że po raz drugi w historii festiwal w Opolu się nie odbędzie. Jak ocenia pani tę sytuację?

Nie ma co ukrywać, że od pewnego czasu opolski festiwal znacznie podupadł artystycznie. Różne są tego przyczyny. Zaczął być całkowicie podporządkowany telewizji, a jej zależy na oglądalności, więc im niższy poziom, tym dla niej lepiej. Gdyby TVP spełniała rolę misyjną, do której jest zobowiązana, to opracowałaby taką formułę festiwalu, by był on atrakcyjny zarówno dla przeciętnego widza, jak i tego bardziej wymagającego. Prezydent miasta zdecydował się w tym roku na desperacki krok. Uznał, że jeśli wycofuje się z tej imprezy coraz większe grono artystów i we wszystko wkracza polityka, to coś tu jest nie w porządku. Uważam, że podjął bardzo dobrą decyzję. Przynajmniej będzie okazja zaprosić młodych, prężnych ludzi, którzy znajdą pomysł, by powstał festiwal, który będzie atrakcyjny i stanie się rzeczywistym świętem polskiej piosenki. Nie tylko tego popowego nurtu, ale też alternatywy, która jest bardzo ciekawa.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska