Czasem logotyp jest kluczową częścią identyfikacji, a czasem tylko pomaga, uzupełnia. W przypadku towarów znak graficzny „ciągnie” wizerunek, ale już np. w usługach ważne jest wnętrze lokalu, wygląd strony WWW, druki, dobór zdjęć… Dopiero w tle mamy logo. Istnieje wiele udanych identyfikacji wizualnych z przeciętnym znakiem, zdarzają się też świetne logotypy na tle bałaganiarskiego wizerunku. Wreszcie, jest wiele firm, które świetnie działają, wyglądając paskudnie, i wiele, które padają mimo fantastycznie zaprojektowanej identyfikacji.
Jak zmieniła się funkcja logotypu od czasu Pierwszej Ogólnopolskiej Wystawy Znaków Graficznych w 1969 roku?
Mamy zupełnie inne czasy i obu sytuacji nie da się porównać – ale można wyciągnąć wnioski. Dziś logotyp to co najwyżej wizerunek marki. Dawniej znak, tworzony przez artystę plastyka w czasach nierynkowych, był symbolem w pełnym znaczeniu tego słowa – musiało się w nim zawrzeć wszystko, bo projektowanie „identyfikacji wizualnej” nie istniało. Bliżej mu było do symboli religijnych, politycznych czy kulturalnych. Większość z tych znaków była czarno-biała i niepodpisana nazwą przedsiębiorstwa. A odbiorca musiał się dowiedzieć, czy ma do czynienia z fabryką butów, hutą czy spółdzielnią pracy.
To była próba udawania, że PRL jest normalnym krajem?
Z jednej strony była to próba naśladowania Zachodu, z drugiej – uprzyjemnienia ludziom życia przy wykorzystaniu rozwiązań stamtąd. W latach 60. kraj stopniowo zaczął się otwierać, organizowano międzynarodowe wystawy i targi, wybrane firmy produkowały na eksport – to także skutkowało potrzebą projektowania znaków towarowych. Niektórym projektantom udawało się wyjeżdżać na Zachód i podpatrywali, co się tam dzieje.
Projektować mogli jedynie zawodowcy.