Rz: Wrócił pan z Aten po 28 latach…
Krzysztof Warzycha: Ruch jest w tarapatach… Dziękuję prezesowi i całemu zarządowi za zaufanie, bo kariery trenerskiej nie mam zbyt bogatej i ze strony Ruchu Chorzów zatrudnienie mnie to pewne ryzyko. Przyjeżdżam do siebie, znam środowisko; wszystkie mecze oglądałem na żywo, więc znam drużynę i umiejętności piłkarzy. Jest ciężko, ale uważam, że nasze zadanie jest możliwe do wykonania.
Za panem już debiut na Cichej. Czuł się pan, jakby nigdy nie wyjeżdżał?
To prawda, jedyna zmiana to krzesełka zamiast ławek. Na szczęście doping kibiców został taki jak 28 lat temu, kiedy zdobywaliśmy mistrzostwo. Kibice przyjęli mnie bardzo serdecznie, za co im dziękuję. Gęsia skórka pojawiła się na całym ciele. Punkt za remis 1:1 z Zagłębiem ma słodko-gorzki smak. Trzeba go szanować, ale uważam, że zasłużyliśmy na zwycięstwo, bo byliśmy lepsi od Zagłębia. Po meczu wszyscy kibice zostali na trybunach i bili moim piłkarzom brawo. W szatni zawodnicy byli trochę podłamani, ale ja się cieszyłem, bo zagraliśmy o wiele lepiej niż w meczu z Wisłą Płock.
Ale trzeba zacząć wygrywać.