W dwa dni się spakowałem i jestem

Krzysztof Warzycha, legenda Ruchu Chorzów, jako trener ma ratować klub przed spadkiem z ekstraklasy.

Publikacja: 09.05.2017 23:30

Krzysztof Warzycha wrócił do Chorzowa po 28 latach.

Krzysztof Warzycha wrócił do Chorzowa po 28 latach.

Foto: Edytor.net, Paweł Bonk

Rz: Wrócił pan z Aten po 28 latach…

Krzysztof Warzycha: Ruch jest w tarapatach… Dziękuję prezesowi i całemu zarządowi za zaufanie, bo kariery trenerskiej nie mam zbyt bogatej i ze strony Ruchu Chorzów zatrudnienie mnie to pewne ryzyko. Przyjeżdżam do siebie, znam środowisko; wszystkie mecze oglądałem na żywo, więc znam drużynę i umiejętności piłkarzy. Jest ciężko, ale uważam, że nasze zadanie jest możliwe do wykonania.

Za panem już debiut na Cichej. Czuł się pan, jakby nigdy nie wyjeżdżał?

To prawda, jedyna zmiana to krzesełka zamiast ławek. Na szczęście doping kibiców został taki jak 28 lat temu, kiedy zdobywaliśmy mistrzostwo. Kibice przyjęli mnie bardzo serdecznie, za co im dziękuję. Gęsia skórka pojawiła się na całym ciele. Punkt za remis 1:1 z Zagłębiem ma słodko-gorzki smak. Trzeba go szanować, ale uważam, że zasłużyliśmy na zwycięstwo, bo byliśmy lepsi od Zagłębia. Po meczu wszyscy kibice zostali na trybunach i bili moim piłkarzom brawo. W szatni zawodnicy byli trochę podłamani, ale ja się cieszyłem, bo zagraliśmy o wiele lepiej niż w meczu z Wisłą Płock.

Ale trzeba zacząć wygrywać.

Zgadzam się. Z jednej strony się cieszę, że piłkarze byli smutni w szatni, ale powiedziałem im, że jeśli będziemy robili tak szybko postępy, to jesteśmy na dobrej drodze, żeby w najbliższym meczu zdobyć trzy punkty.

Podobno szybko się pan zgodził na objęcie posady w Ruchu?

W dwa dni się spakowałem i przyleciałem do Polski. Jesteśmy z Januszem Patermanem przyjaciółmi od kilkunastu lat, ale prezes mówił publicznie, że zatrudniając mnie, nie kierował się naszą przyjaźnią, ale wierzy, że sobie poradzę z zadaniem utrzymania Ruchu. To jest zbyt poważna sprawa, żeby się bawić w jakieś sentymenty. Już latem, kiedy prezes po raz pierwszy pełnił tę funkcję, proponował mi objęcie posady menedżera, bo chciał zostawić Waldemara Fornalika na następny sezon. Teraz wszystko szybko się potoczyło. Telefon od prezesa, samolot do Polski i od dwóch tygodni już jestem w Chorzowie. Na samym początku powiedziałem piłkarzom, że nie chcę, żeby myśleli o sytuacji pozaboiskowej klubu, tylko skoncentrowali się na grze. Jeżeli komuś się wydaje, że nie da rady pomóc klubowi, to lepiej niech będzie uczciwy wobec siebie, kolegów i kibiców.

Patrykowi Lipskiemu, który złożył do PZPN wniosek o rozwiązanie kontraktu, w dalszym ciągu pan ufa?

Ufam, nie wyszedł w pierwszym składzie, bo jest po kontuzji, a do składu wszedł Bartosz Nowak i gra bardzo dobrze. Zadecyduje postawa na treningach, a może się zdarzyć też tak, że zagrają razem. Widzę, że wszyscy na treningu ciężko pracują. Może to efekt „nowej miotły”? Mam nadzieję, że taka postawa utrzyma się do samego końca.

Jeśli spełni się czarny scenariusz, to zostanie pan w klubie?

Jeśli, odpukać, Ruch się nie utrzyma, to ja ze swojej strony deklaruję wolę pozostania w klubie i dalszej pracy, ale do tego potrzebna jest też wola prezesa i rady nadzorczej. Mam jednak nadzieję, że nie trzeba się będzie nad tym zastanawiać.

Pan widział wielki futbol z bliska. Ma pan również pomagać Ruchowi w kwestiach organizacyjnych?

Teraz nie ma na to czasu, bo trzeba robić wszystko, żeby Ruch zwyciężał, ale w pewnym momencie usiądziemy i porozmawiamy z prezesem oraz dyrektorem sportowym, by ustalić plan na przyszłość. Kilku zawodnikom kończą się kontrakty, kilku jest tylko wypożyczonych, niektórzy chcą zostać w klubie, inni deklarują wolę odejścia.

Kibice podchodzą, życzą powodzenia?

W Chorzowie jest kawiarnia, w której i za moich czasów zbierali się kibice. Tam panuje rodzinna atmosfera, wiszą zdjęcia, koszulki z autografami. Czuję się tak, jakby historia wydarzyła się wczoraj.

Rzadko się zdarza, żeby piłkarz w trakcie kariery zdążył zostać legendą w dwóch klubach…

W Ruchu grałem tylko przez sześć lat, w Panathinaikosie występowałem znacznie dłużej. Pocieszające jest to, że w Atenach i w Chorzowie ludzie o mnie nie zapomnieli.

Podobno niektórzy kibice Panathinaikosu wiedzą nawet, gdzie leży Chorzów?

Może teraz się bardziej zainteresowali, kiedy rozeszła się informacja, że mam być trenerem Ruchu (śmiech). Na pewno najwierniejsi kibice wiedzą, skąd pochodzę i gdzie zaczynałem karierę. Trafiłem na dobry okres Panathinaikosu. Co roku graliśmy w europejskich pucharach.

Najważniejszy pana gol to ten półfinałowy z Ajaksem Amsterdam? Czy tylko kibice i dziennikarze tak uważają, a pan myśli inaczej?

Na pewno tamto trafienie było bardzo ważne, dało nam dwa tygodnie nadziei, że zagramy w finale Ligi Mistrzów 1996. Było bardzo ważne dla Panathinaikosu i całej greckiej piłki. Ajax był wtedy świetną drużyną, na dziesięć meczów mieliśmy szansę wygrać jeden, dwa zremisować, a w siedmiu raczej byśmy przegrali.

Za tamtego gola dostał pan jakąś szczególną nagrodę, jak to się nieraz zdarzało w klubach na południu czy wschodzie Europy?

Nie było żadnego upominku, chociaż niektórzy pisali o jachcie, ale to nieprawda (śmiech). Dostałem samochód za zdobycie tytułu króla strzelców, ale ufundował go sponsor ligi.

Rz: Wrócił pan z Aten po 28 latach…

Krzysztof Warzycha: Ruch jest w tarapatach… Dziękuję prezesowi i całemu zarządowi za zaufanie, bo kariery trenerskiej nie mam zbyt bogatej i ze strony Ruchu Chorzów zatrudnienie mnie to pewne ryzyko. Przyjeżdżam do siebie, znam środowisko; wszystkie mecze oglądałem na żywo, więc znam drużynę i umiejętności piłkarzy. Jest ciężko, ale uważam, że nasze zadanie jest możliwe do wykonania.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej