Reklama
Rozwiń

Wielcy wioślarze z małego klubu

Kruszwica wiosłami stoi. Artur Mikołajczewski i Jerzy Kowalski to czołowi zawodnicy wagi lekkiej w kraju i kandydaci do olimpijskiej osady na igrzyska w Tokio.

Publikacja: 26.04.2017 21:00

Jerzy Kowalski (z przodu) i Artur Mikołajszczewski chcą wystartować na kolejnych igrzyskach olimpijs

Jerzy Kowalski (z przodu) i Artur Mikołajszczewski chcą wystartować na kolejnych igrzyskach olimpijskich

Foto: materiały prasowe

Na ścianie budynku klubu wioślarskiego jeszcze do niedawna wisiał billboard jednego ze sponsorów Artura Mikołajczewskiego i Jerzego Kowalskiego do igrzysk w Rio de Janeiro. Na nim wizerunki tych sportowców i dopingujące hasło: „Wspieramy naszych zawodników w drodze po sukces olimpijski”. Obok, na wzgórzu, wznosi się legendarna Mysia Wieża. Z perspektywy jej 32 metrów doskonale widać jezioro i tor wioślarski, na którym kilkanaście lat temu obaj wioślarze zaczynali kariery. Największy sukces chcą osiągnąć w Tokio.

Od WF-u do wioślarstwa

Kruszwicki projekt dwójki podwójnej wagi lekkiej w Rio się nie powiódł. W igrzyskach wystąpił tylko Mikołajczewski. W finale w parze z Miłoszem Jankowskim zajęli szóste miejsce. Kowalski obejrzał ten wyścig w telewizji. Miał przerwę przed drugą częścią sezonu, którą mógł zaliczyć do udanych. Indywidualnie zdobył srebrny medal w Akademickich Mistrzostwach Świata i złoty w mistrzostwach Polski. Jego marzenia o Rio prysły wcześniej. Igrzyskom podporządkował kilka lat treningów, ale był to okres przeplatany kontuzjami, operacjami i rehabilitacjami. – Żałuję, że nie było mnie w Brazylii. Igrzyska są najważniejszą imprezą dla sportowca – mówi Kowalski, który za trzy lata w Tokio będzie miał 32 lata, Mikołajczewski – 30. To najlepszy wiek dla wioślarzy.

Obaj do tego sportu trafili jako 13-latkowie. Wypatrzył ich Robert Januszek, nauczyciel wychowania fizycznego w kruszwickim gimnazjum i trener juniorskich grup w klubie. – Siłę można wyrobić, techniki się nauczyć. Najdłuższej pracuje się nad wydolnością, kluczową w wioślarstwie. Obaj od początku imponowali przygotowaniem motorycznym. Podczas sprawdzianów biegowych, których w gimnazjum jest sporo, dystans 1 km pokonywali w mniej niż 3 minuty. Wtedy zacząłem ich przekonywać do wioślarstwa – wspomina Januszek.

W Kruszwicy największą popularnością wśród dzieci i młodzieży cieszy się, jak wszędzie, piłka nożna. Nabór w miejscowym klubie prowadzony jest już dla 7-latków. – Młodzi garną się do piłki, w ostatnich latach także do koszykówki. Do wioślarstwa trafia się dopiero od szóstej klasy szkoły podstawowej. To najlepszy czas, by zacząć naukę wiosłowania. Z perspektywy trenera byłoby jeszcze lepiej, gdyby po kilku latach uprawiania sportu drużynowego kilkunastolatek przechodził do wioślarstwa. Zdarza się to rzadko, ale taką drogę przeszli Artur i Jerzy – przypomina Januszek.

Mikołajczewski był zapalonym piłkarzem. Na pierwszy wioślarski trening przyszedł po trzech miesiącach zachęcania. Do nowego sportu na dobre przekonał się dopiero po pół roku. Kowalski cały wolny czas spędzał na grze w siatkówkę. Występował w  lokalnej lidze, gdy trenował już wioślarstwo.

Pod opieką nestora

Sukcesy na wodzie przyszły szybko. Medale zdobywali w różnych osadach. Po roku trenowania Mikołajczewski był trzeci w dwójce podczas mistrzostw Polski młodzików. Kowalski po pierwszy medal, od razu złoty, popłynął sam podczas mistrzostw Polski juniorów. – W imprezie rangi krajowej na pierwsze podium wchodzi się najwcześniej po trzech lub czterech latach treningów. Oni zaczęli odnosić sukcesy w ciągu trzech pierwszych sezonów – zaznacza Janeczek.

Do jednej łódki wsiedli w 2009 roku. Byli już wtedy pod opieką Kazimierza Naskręckiego, olimpijczyka i brązowego medalisty mistrzostw Europy, 12-krotnego mistrza Polski oraz przez pięć lat trenera męskiej kadry wioślarzy. – Chcąc mieć w Kruszwicy grupę młodzieżowców i seniorów reprezentujących wysoki poziom, potrzebowaliśmy fachowca – mówi o powodach zatrudnienia Naskręckiego Stefan Janeczek, prezes Klubu Wioślarskiego Gopło Kruszwica. – On ma doświadczenie, sukcesy, ogromną wiedzę i świetne podejście do zawodników.

Obaj wioślarze podkreślają, że w ich karierach były dwa najważniejsze momenty. Pierwszy, gdy odkrył ich i na początku dobrze prowadził Robert Januszek; drugi, gdy trafili do Kazimierza Naskręckiego – Jerzy w 2006 roku, Artur dwa lata później.

– Kilka miesięcy po połączeniu nas w jedną osadę startowaliśmy w mistrzostwach Polski seniorów. Od razu zdobyliśmy złoty medal – przypomina Mikołajczewski. – Od tamtego czasu z Jerzym pływa mi się najlepiej.

Naskręckiego chwali Kowalski: – Przychodząc do klubu, byłem niski i chudy. Z zazdrością patrzyłem na starszych kolegów, gdy przywozili medale z dużych imprez. Później sam zacząłem je zdobywać. W pewnym momencie poczułem jednak, że sięgnąłem szklanego sufitu. Trener Naskręcki nauczył mnie nowego spojrzenia, zwłaszcza na technikę wiosłowania. Szybko okazało się, że ten sufit jest do przebicia – przyznaje.

Pływając razem, Mikołajczewski i Kowalski cztery razy zostali mistrzami Polski wśród seniorów, raz wicemistrzami, po złotym medalu przywieźli też z akademickich mistrzostw Europy i młodzieżowych mistrzostw kraju. Do tego doszły sukcesy w innych osadach i te indywidualne. – Gdyby nie problemy zdrowotne Jerzego, razem mogliby osiągnąć więcej – twierdzi Naskręcki.

Po 21. urodzinach kariera Kowalskiego wyhamowała. W ciągu pięciu lat przeszedł operacje kręgosłupa i prawego kolana. – Trenowałem jeszcze mocniej i wróciłem silniejszy. Liczę, że to zaprocentuje w przyszłości – mówi wioślarz.

Dwa miejsca, czterech kandydatów

Obecnie o dwa miejsca w reprezentacyjnej olimpijskiej osadzie wagi lekkiej rywalizuje sześciu zawodników. Najbardziej zacięta walka toczy się pomiędzy Kowalskim, Mikołajczewskim i Miłoszem Jankowskim – w takiej kolejności skończyli styczniowe mistrzostwa Polski na ergometrze – oraz Łukaszem Stasiewiczem.

– Mikołajczewski ma bardzo duże możliwości fizyczne. Razem z Jankowskim płynęli w finale olimpijskim. Po igrzyskach do składu wrócił Kowalski, o którym mogę powiedzieć, że to profesjonalista w każdym calu. Kruszwiczanie mieli stanowić skład dwójki podwójnej. Jednak w lutym Międzynarodowa Federacja Wioślarska wycofała z konkurencji olimpijskich męską czwórkę wagi lekkiej. Zawodnicy z tej osady włączyli się więc do walki o dwójkę i dlatego jest czterech poważnych kandydatów. Przed żadnym z nich nie zamykam drzwi, każdy ma takie same szanse – ocenia Piotr Buliński, trener kadry polskiej wagi lekkiej mężczyzn.

Pomimo propozycji z innych klubów Mikołajczewski i Kowalski przez całą karierę reprezentują barwy kruszwickiego Gopła. – Stworzyliśmy im tak dobre warunki, jak tylko mogliśmy. Zapewniliśmy sprzęt, świetnego trenera, stypendia – wymienia prezes klubu. – Fakt, że dwóch zawodników z Kruszwicy walczy o miejsca w olimpijskiej łódce, świadczy o tym, że wykonuje się tam dobrą pracę – przyznaje trener reprezentacji.

Mikołajczewski występ na igrzyskach ma już za sobą. – W Rio było szóste miejsce, nie mogliśmy zrobić więcej – twierdzi. Dzisiaj, podobnie jak jego klubowy kolega, myśli o kolejnych igrzyskach.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku