Kiedyś mówiło się, że mógłby być polskim Disneylandem teraz, że jego magia świetnie pasowałaby do przygód Harry’ego Pottera.
Nazwa podopolskiej miejscowości brzmi wprawdzie anatomicznie, choć z anatomią nie ma nic wspólnego. Moszna, gdzie znajduje się pałac pochodzi od nazwiska Moschin, rodziny przybyłej tu w XIV wieku. Wioska i pałac przechodziły burzliwe dzieje. Na przykład w średniowieczu miejscowość należała do zakonu templariuszy.
– Tę niezwykłą budowlę nazywa się zamkiem, choć nie pełniła ona nigdy funkcji obronnych, więc lepiej pasowałoby określenie pałac – mówi Tomasz Ganczarek, prezes Moszna Zamek spółka z o.o. – Najpierw pełnił funkcję pałacu myśliwskiego, a potem był rezydencją rodzinną. Jednym z wyróżników budowli jest 99 wieżyczek i 365 pomieszczeń. Liczba pomieszczeń jest oczywiście nawiązaniem do kalendarza, z liczbą wież sprawa jest bardziej skomplikowana. Wedle jednej teorii pomysłodawca i budowniczy zamku w obecnej formie, czyli Franz Hubert von Tiele-Winckler, przemysłowiec ze Śląska miał 99 majątków, druga mówiła, że miał ich więcej, ale gdyby pałac miał 100 wież właściciel musiałby dokładać się do utrzymania garnizonu wojska.
Diabelskie tempo
– Zamek zbudowany został na przełomie XIX i XX wieku na miejscu pałacyku barokowego, który spłonął w 1896 roku w niewyjaśnionych okolicznościach – opowiada Tomasz Ganczarek. – Wtedy to Franz Hubert von Tiele-Winckler podjął się jego rozbudowy. Wybrał styl eklektyczny. Mamy więc barokowe skrzydło wschodnie i renesansowe skrzydło zachodnie. Budowa tego ostatniego owiana jest mgłą tajemnicy, bo okazało się, że trwała zaledwie dwa lata. Legenda głosi, że takie szybkie tempo możliwe było jedynie dzięki paktowi z diabłem.
Franz von Tiele-Winckler zaprojektował niezwykłą budowlę w tak nowatorski sposób, że z wielu rozwiązań technologicznych korzysta się do dziś. Woda, z której zasilany jest zamek gromadzona jest w zbiorniku w najwyższej wieży tzw. wieży ciśnień i pompowana z własnych ujęć. Jeszcze w ubiegłym roku cały system odprowadzania nieczystości również odbywał się w taki sposób, jak za Wincklera.