Młodzi nie garną się już gremialnie do pracy w kopalniach, które dawały chleb ich dziadkom i rodzicom. Choć nie brakuje kierunków specjalistycznych.
Na koniec lutego branża zatrudniała niespełna 84 tys. osób, a liczba pracowników w górnictwie węgla kamiennego stopniała od początku ubiegłego roku o ponad 8 tys. W najbliższych miesiącach – po finalizacji połączenia Polskiej Grupy Górniczej i Katowickiego Holdingu Węglowego – prawdopodobnie ta liczba przynajmniej się podwoi. Część ekspertów wskazuje, że z pracy w sektorze powinno zrezygnować przynajmniej połowę dziś zatrudnionych, by w ogóle mówić o efektywnym kosztowo górnictwie.
Można powiedzieć: na Śląsku idzie nowe, choć stare jeszcze nie odeszło. To wyzwanie dla każdej transformującej się gospodarki czy w skali mikro- jak region, czy makro, kiedy mówimy o ewolucji miksu energetycznego Polski.
Jednak każda przemiana powinna się odbywać w sposób planowy. Problem w tym, że koncepcji na Śląsk jutra u decydentów na razie nie widać. Tak samo jak nie ma jasnej wizji co do transformacji gospodarki kraju na mniej emisyjną czy zróżnicowania struktury wytwarzania, w ponad 80 proc. opierającego się dziś na węglu.
Plan dla Śląska pozostawiony przez poprzednią ekipę rządową (PO–PSL) już dawno odszedł w zapomnienie. Z tego powodu trudno dziś powiedzieć, czy dziś w górnictwie nadal jest zbyt dużo rąk do pracy lub czy za chwilę ich nie zabraknie. Co prawda spółki wydobywcze chwalą się złowieniem młodego narybku, ale czy są to wystarczające moce, by zasypać tworzącą się lukę pokoleniową?