Położony w południowo-zachodniej części miasta Białogon słynął w kraju z produkowanych w miejscowej Kieleckiej Fabryce Pomp żeliwnych odlewów, którymi zamykano studzienki kanalizacyjne. Chodził po nich każdy, choć nie każdy zdawał sobie z tego sprawę.
Kiedy istniejąca od początku XIX wieku fabryka w czasach transformacji na początku lat 90. popadła w chwilowy kryzys, chciała pozbyć się należących do niej terenów rekreacyjnych. Boisko, kort tenisowy, spory kawałek ziemi przeznaczony dawniej na rekreację położony nad Silnicą, były kulą u nogi broniącego się przed upadkiem zakładu. Teren niszczał, obciążał przy tym zakład podatkami.
Białogon miał szczęście do społeczników. Inicjatorem powstania protoplasty fabryki – zwanej wtedy Hutą Aleksandra – był ksiądz Stanisław Staszic. Pomysłodawcami, by półtora wieku później wykorzystać jej rekreacyjną część dla klubu sportowego, byli ksiądz z miejscowej parafii Przemienienia Pańskiego Andrzej Drapała oraz dyrektor położonego niedaleko Zespołu Szkół Informatycznych Kazimierz Mądzik. We dwójkę założyli Parafialny Klub Sportowy Polonia Białogon.
Życie na boisku
Ksiądz Andrzej, tworząc klub, kierował się zasadą Jana Bosko, założyciela zgromadzenia salezjanów, wyniesionego na ołtarze patrona uczniów i studentów: „pełne boisko to martwy szatan”. – Bolałem nad tym, że boisko w Białogonie niszczeje, a młodzież nie ma co robić. Zależało mi na formacji miejscowych dzieci, także na pewnej prewencji, by ustrzec ich przed zagrożeniami – opowiada ks. Drapała.
Taka była pierwotna idea, ale pomysł rozwinął się na tyle dobrze, że rodzice chcieli pójść krok dalej, nadać klubowi bardziej profesjonalny wymiar, by dzieci szły po szkole albo po mszy na boisko nie tylko po to, by się poruszać, ale też żeby mogły trenować według planu. Zadbał o to prezes Kazimierz Mądzik.