W bogatej obrzędowości Podlasia Wielki Post i poprzedzające go zapusty były równie ciekawe, jak zwyczaje związane z Wielkanocą. Do dziś uroczyście obchodzi się tu tłusty czwartek, a wiele gospodyń, jak dawniej, własnoręcznie wypieka pączki i chrust, którymi częstuje gości podczas zakrapianej uczty we wzorowo wysprzątanej izbie. To tylko jedna z imprez zapustów, czyli tygodnia przed Środą Popielcową, charakteryzującego się największą ilością zabaw i – jak to określił słynny etnograf Oskar Kolberg – „figlów pochopnością”.
Młodzież zbierała się po zmierzchu na tzw. wieczornice w chatach z dużą izbą. Dziewczęta, często przy przędzy, wymieniały się „gadką”, a chłopcy robili psikusy i opowiadali kawały. W niedzielę na wieczornice zapraszano muzykantów, a tańczącej młodzieży pilnowali starsi. Na karczmiane zabawy nazywane „kusakami” ostatnie trzy dni przed Popielcem panny i kawalerowie musieli się wkupić, najpierw przyciągając do izby drewniany bal, a następnie częstując jadłem. Dopóki strawa nie przypadła do gustu wszystkim biesiadnikom, bezlitośnie oblewano ich wodą. Następnie kobiety skakały przez bal „na wysoki len”, a mężczyźni „na owies”, wyznaczając w ten sposób wysokość tegorocznych zbiorów.
Kobiety wróżyły sobie szczęście w miłości, a te, które za bardzo zwlekały z zamążpójściem, zaprzęgano do „kloca”, czyli potajemnie przytwierdzano im do sukni szkielet śledzia lub szmacianą lalkę.
Tradycyjny obrzęd zapustny reaktywowano 17 lat temu w podłomżyńskim Radziłowie, gdzie kobiety czatowały na mężczyzn z pończochami wypełnionymi popiołem i biły ich, żądając wykupu na babską zabawę. Jak pisze Zygmunt Ciesielski w „Plastyce ludowej roku obrzędowego w województwie podlaskim”, w zapusty na wsi bawiono się zwykle do północy, ale najwytrwalsi na mszę w Środę Popielcową wstawali zza biesiadnego stołu. Sama środa miała jeszcze na wpół karnawałowy charakter.
Strach przed wężem
Wielki Post rozpoczynano równie uroczyście. W opisanych przez Kolberga okolicach Kodnia, we „wstępny poniedziałek” gospodynie i gospodarze zbierali się w karczmach na „płukaniu zębów”. Przy stołach zastawionych postnymi śledziami, obwarzankami, suszonymi owocami i gotowanymi grzybami wznosili toasty za pomyślność żniw. Jak pisze Artur Gaweł w książce „Rok obrzędowy na Podlasiu”, im bliżej Wielkanocy, tym ściślej przestrzegano postu. Po trzech tygodniach postu młodzi chłopcy wrzucali do domów garnki wypełnione popiołem drzewnym i uciekali, by nie zostać złapanymi przez gospodarzy.