Rz: Wydajesz się aktorem tak bardzo krakowskim, że jak mówisz o-pole, to znaczy, że wychodzisz na dwór…
Jakub Przebindowski: Bo Przebindowscy obecni są w Krakowie właściwie od XVIII w., ja skończyłem tu szkołę teatralną i potem grałem w kilku teatrach. I wtedy mówiłem warszawiakom, że u nas wychodzi się na pole, a nie na dwór, bo we dworach się mieszka. Ale dzieciństwo i młodość spędziłem w Opolu. Moja babcia ze strony mamy po zakończeniu II wojny światowej przybyła z Kresów na ziemie zachodnie i z Wrocławia przeniosła się do Opola. Tam z kolei wychowała się moja mama. W Opolu poznał ją tata i tam urodziłem się ja.
Zapewne poznali się śpiewająco, wszak Opole to miasto piosenki …
Chyba coś w tym było, bo tato jest muzykiem i przez lata pracował w Filharmonii Opolskiej. W Opolu byli rodzice brat, babcia, dom, szkoła i normalne życie. Tu dorastałem, uczyłem się historii. I poznawałem niezwykłe dzieje tego miasta.
Historia Opola musi cię naprawdę interesować, skoro od lat kolekcjonujesz pocztówki, które zgromadzone w wydanym właśnie albumie układają się w pasjonującą opowieść o życiu codziennym tego miasta.