Reklama
Rozwiń

Wielki skromny człowiek

Polscy piłkarze ręczni w mistrzostwach świata uzyskali wynik najgorszy od lat, ale dla Adama Malchera turniej był bardzo udany. Bramkarz Gwardii Opole wrócił do kadry po długiej przerwie i pierwszy raz w karierze ma w niej mocną pozycję.

Publikacja: 30.01.2017 23:00

Adam Malcher w meczu ze Słowenią w eliminacjach Mistrzostw Europy 2012 (Zielona Góra 2011 r.)

Adam Malcher w meczu ze Słowenią w eliminacjach Mistrzostw Europy 2012 (Zielona Góra 2011 r.)

Foto: Fotorzepa/Roman Bosiacki

Wiodąca rola Adama Malchera pozornie nie powinna dziwić, był w końcu jednym z zaledwie pięciu zawodników w składzie, mogącym pochwalić się medalem mistrzostw świata. W dodatku jedynym, który pamięta z boiska trzecie miejsce na mistrzostwach świata w Chorwacji z 2009 roku.

Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że na tamtym turnieju był jedynie zmiennikiem Sławomira Szmala. Zagrał we wszystkich meczach, ale łącznie tylko około półtorej godziny. – Wtedy był to niedoświadczony zawodnik, pierwszy raz jechał na tego rodzaju turniej – wspomina w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Szmal.

Pierwszy i na długo ostatni, bo od tego czasu nie uczestniczył w żadnej dużej imprezie, a przecież reprezentacje Bogdana Wenty, Michaela Bieglera i Tałanta Dujszebajewa uczestniczyły przynajmniej w jednej rocznie.

Na każde zawołanie

Szmal, który debiutował na MŚ 2003, był niezastąpiony, ale Malcher nie był już jego pierwszym zmiennikiem. Nawet gdy „Kasa” z powodu kontuzji nie mógł zagrać w mistrzostwach Europy w 2012 roku, polskiej bramki bronili Marcin Wichary i Piotr Wyszomirski. Ten ostatni na igrzyskach w Rio nawet nieco starego mistrza przyćmił. I pewnie to właśnie on byłby pierwszym bramkarzem kadry, gdyby nie uraz.

– Nie składam broni. Zawsze jest cień szansy. Każdy sportowiec ma chyba takie ambicje – grać w reprezentacji kraju. Jeżeli znalazłbym uznanie w oczach selekcjonera, na pewno stawię się na każde zawołanie – mówił Malcher we wrześniu minionego roku w rozmowie z katowickim „Sportem”.

I to zawołanie przyszło, a po kontuzji Wyszomirskiego i dobrym występie Malchera na turnieju towarzyskim w Hiszpanii to jego selekcjoner uczynił pierwszym bramkarzem kadry. – Dla Adama to pozytywne zaskoczenie, że może jeszcze raz reprezentować Polskę na mistrzostwach świata, to marzenie każdego zawodnika. Odpłaca się dobrą grą i zaangażowaniem. Czapki z głów przed nim, chce grać nawet wtedy, gdy ma problemy zdrowotne – mówił TVP trener Dujszebajew przed meczem z Francją.

Malcher rzeczywiście pod koniec mistrzostw grał z pękniętą kością palca, na środkach przeciwbólowych. Podobny uraz doskwierał mu podczas przygotowań. Ale otrzymaną szansę za wszelką cenę chciał wykorzystać.

– Dobrze, że Tałant „odkopał” Adama i on może nam pomagać. Nie grał w kadrze od wielu lat, wcześniej oczywiście numerem jeden był Sławek Szmal. A teraz Adam skończył mecz z Francją z takim samym procentem skuteczności (28 proc. – red.), jak Thierry Omeyer. Samo to jest komplementem – mówił dziennikarzom po spotkaniu z Trójkolorowymi inny reprezentant Polski, Maciej Gębala.

Kibice zwrócili na niego uwagę już w pierwszym meczu mistrzostw, z Norwegią. Miał 44 proc. skutecznych interwencji, w tym obronione trzy z siedmiu rzutów karnych. Sam przed kamerami był po spotkaniu skromny.

– Mieliśmy dobrze przeanalizowanego rywala. Szedłem tam, gdzie przeciwnicy mieli rzucać. Rzeczywiście był to mój dotychczas najlepszy mecz w kadrze, ale mam nadzieję, że mecz życia jest jeszcze przede mną – powiedział Malcher, szybko nazwany w internecie nowym „Ministrem Obrony Narodowej” (nawiązanie do jednego z pseudonimów Sławomira Szmala) lub „SzMalcherem”.

Być jak Yogi

Utrzymał dobry poziom także w grupowych meczach z Rosją i Francją, a także przeciwko Tunezji w Pucharze Prezydenta (MVP meczu). Z Japonią trener dał szansę zagrać tylko 23-letniemu Adamowi Morawskiemu, który też bronił sporo w spotkaniu z Brazylią, jedynym w grupie, w którym Malcherowi nie udawało się zbyt często zatrzymać rywali.

– Obaj udowadniają, że są mocnymi punktami zespołu. Teraz to Adam Malcher jest tym doświadczonym zawodnikiem, ciąży na nim większa odpowiedzialność. On to oddaje zespołowi, widać w nim pewność siebie, a to jest ważne i dla niego i dla drużyny. Z Norwegią zagrał rewelacyjnie, ze mną w bramce przegralibyśmy pewnie wyżej – mówi „Rz” Szmal.

Ze względu na swoje warunki fizyczne Malcher nazywany bywa „Yogi”. Przeciwnicy na mistrzostwach świata musieli dostrzec to, co ligowi rywale wiedzą już od dawna: że z pozoru misiowata postura to jeden z wielkich atutów polskiego bramkarza.

– On zasłania dużą część bramki, dlatego na jego konto powinny iść nie tylko rzuty obronione, ale też niecelne, bo to właśnie jego sposób grania i postura utrudniają rywalom życie. Przy swoich rozmiarach (198 cm i 114 kg – red.) ma też bardzo szybkie nogi, mnóstwo piłek w ten sposób odbija. To rzadkość wśród bramkarzy jego postury – zauważa Szmal, który miał okazję obserwować reprezentację podczas przygotowań, ponieważ po zawieszeniu gry w kadrze zgodził się pomóc w przygotowaniu następców. Chwali ich za komunikatywność i otwartość.

– Widać, że oni dużo ze sobą rozmawiają podczas gry, wymieniają uwagi o rzutach rywali. Nie zamykają się – dodaje Szmal.

Adam Morawski przyznał, że przed meczami, oprócz analiz wideo z całym zespołem, bramkarze spędzali jeszcze we Francji czas na oglądaniu akcji przeciwników.

– Wasz bramkarz też dobrze zagrał. Ja nie powiem, że jestem taki świetny i dlatego obroniłem tak dużo rzutów Polaków. Mieliśmy ich dobrze rozpracowanych, ale trzeba też pamiętać, że w grze bramkarza duże znaczenie ma fart – powiedział dziennikarzom po meczu bramkarz reprezentacji Rosji Wadim Bogdanow, na co dzień bramkarz Azotów Puławy.

Gwardia z szansą na normalność

Malcher skończy w maju 31 lat. Po tak udanych mistrzostwach może zadomowić się w kadrze na dłużej.

Tylko w niej może zdobywać międzynarodowe doświadczenie, bo w piłce klubowej poza kilkoma meczami w Lidze Mistrzów i jedynym w karierze mistrzostwie Polski zdobytym w barwach Zagłębia Lubin (2007) wiele nie osiągnie, gdyż Gwardia Opole, choć w tym sezonie spisuje się nieźle, nie należy jednak do ligowej czołówki.

Dla klubu najważniejsza jest jednak teraz spokojna egzystencja, ponieważ w poprzednim sezonie klub miał trudności finansowe. Nawet Malcher był bliski odejścia.

– Byłem już praktycznie spakowany. Miałem propozycję z innego klubu w kraju. Ale w tym momencie pojawiła się szansa na normalność w Opolu i zostałem, bo jestem stąd. Sportowiec oczywiście musi się liczyć z tym, że zmienia kluby, miejsce zamieszkania, tym bardziej jak jest fajna oferta. Mam nadzieję, że Gwardia będzie się rozwijać, pojawią się sponsorzy, a my będziemy walczyć o coraz wyższe cele, może nawet grać w europejskich pucharach. Chciałbym jeszcze tego posmakować, tym bardziej w barwach swojego klubu, miasta, regionu – mówił we wspomnianym wywiadzie dla „Sportu”.

To nowa jakość w stosunku do zeszłego sezonu, gdy poprzednie władze klubu zalegały zawodnikom z wypłatami, a sezon udało się dokończyć tylko dzięki zaangażowaniu władz miasta. Teraz o Gwardii zrobiło się nieco głośniej za sprawą wielkiego, ale bardzo skromnego człowieka w polskiej bramce.

—współpraca Filip Czyszanowski / TVP Sport

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku