Dziś toruński duet taneczny Natalia Kaliszek – Maksym Spodyriew nie może liczyć na taką estymę, jaką cieszyła przed laty także toruńska para Teresa Weyna – Piotr Bojańczyk.

Łyżwiarstwo figurowe stało się sportem drugorzędnym, który zyskuje na ważności tylko podczas igrzysk olimpijskich. Trudno powiedzieć, dlaczego popisy łyżwiarzy – skrzyżowanie sportu, baletu i muzyki – przestały budzić emocje, choć dzisiejsza telewizja pokazuje je fantastycznie, a kiedyś sprawozdawca musiał opowiadać, w jakiej sukience jedzie tancerka, bo z kolorów na ekranie widzieliśmy tylko czarny i biały. Nie tylko ja się nad tym zastanawiam, te pytania padają wszędzie, może z wyjątkiem Japonii, bo tam wciąż kochają łyżwiarzy i sale są pełne. Jednym z najczęściej wskazywanych powodów jest zmiana punktacji, stara była może niesprawiedliwa i korupcjogenna, ale zrozumiała, nowej nie nauczył się nikt. A jeśli czegoś nie rozumiemy, to nie oglądamy.

Dawne łyżwiarstwo miało swój wdzięk, przede wszystkim podczas ostatniej nocy, gdy medale były już rozdane i najlepszych czekały tylko uwielbiane przez publiczność pokazy mistrzów. Na tę jedną noc często tworzyły się zupełnie inne pary niż na lodzie i miało to swój wdzięk. Naszym asem był wówczas Grzegorz Filipowski, wicemistrz Europy i medalista mistrzostw świata, człowiek spokojny, prawdziwy sportowiec, dla którego ta ostatnia noc nigdy nie była atrakcją.

Będąc blisko, można się było dużo dowiedzieć o łyżwiarskiej kuchni. Kiedyś podczas mistrzostw świata w Lozannie spotkałem w tramwaju (może autobusie?) grupę pań rozmawiających po rosyjsku. Okazało się, że to wielbicielki łyżwiarstwa figurowego, a ta, która taszczyła wielki wór pluszowych zabawek, okazała się kuzynką gwiazdy Oksany Bajul (mistrzyni świata i złota medalistka olimpijska z Ukrainy). Zapytałem, co to za misie, a ona odpowiedziała, że przecież dzieci muszą coś rzucać na lód po programie w dowód zachwytu i miłości do Oksany, bo to ma wpływ na sędziów. Kochanego przez ludzi trudniej skrzywdzić – takie było w skrócie rozumowanie tej pani.

Podobno najstarsze z tych misiów miały po kilka lat i zjeździły cały świat, bo Oksana pracowicie zbierała je z lodu i odnosiła do hotelu.