Kiedy Odra była większa niż Wisła

Antoni Piechniczek sprawił, że piłkarzy Odry bała się cała Polska, a Legia przegrała z nią w Warszawie, tracąc pięć goli.

Publikacja: 28.11.2016 23:00

Tak w maju 1979 roku wyglądała ławka Odry Opole. Antoni Piechniczek drugi od lewej.

Tak w maju 1979 roku wyglądała ławka Odry Opole. Antoni Piechniczek drugi od lewej.

Foto: Rzeczpospolita, Jerzy Stemplewski Jerzy Stemplewski

To były złote lata klubu. W roku 1975 Odra pożegnała się z Engelbertem Jarkiem. Był legendą klubu, zdobył dla niego 93 bramki w 222 meczach ligowych. Mówiło się, że kiedy wykonywał rzuty wolne, nikt nie chciał stawać w murze, w obawie, że trafiony piłką w głowę może doznać poważnych obrażeń.

Jarek słynął z „atomowych” strzałów, jednak jako trenerowi wiodło mu się znacznie gorzej. W roku 1974 Odra spadła z I ligi, a rozgrywki sezonu 1974/75 zakończyła na ósmym miejscu w grupie południowej II ligi, m.in. za Uranią Ruda Śląska i BKS Bielsko-Biała.

To, że klub ostatecznie się z nim rozstał przyjęto w Opolu ze zrozumieniem. Ale, że jego miejsce zajął zaledwie 33-letni Antoni Piechniczek, do niedawna czynny piłkarz bez większych doświadczeń trenerskich i związków z Opolem – już nie.

Piechniczek pracował od zaledwie dwóch lat w klubie BKS Bielsko-Biała i niewiele brakowało, a awansowałby z nim do I ligi (dzisiejszej ekstraklasy). Mówił, że gdyby miał lepsze warunki pracy, osiągnąłby cel. Szefowie Odry też tak zapewne uważali, bo takie warunki postanowili stworzyć mu w Opolu.

Kiedy w roku 1975 Piechniczek przyjechał do Opola Odra grała w II lidze. Po roku była już w I. Tempo i styl w jakim wywalczyła awans zdumiało wszystkich w Polsce.

Odra zajęła pierwsze miejsce z przewagą aż dziewięciu punktów nad drugim w tabeli Piastem Gliwice i aż 17 pkt, nad trzecim Starem Starachowice. Strzeliła najwięcej bramek i najmniej straciła. Wbijała przeciwnikom średnio prawie dwa gole na mecz. A kiedy do Opola przyjechał poprzedni klub Piechniczka BKS Bielsko-Biała, Odra pokonała go 5:0. Wiosną, na jego boisku dołożyła jeszcze trzy bramki.

Piłkarze studenci

Atutem Piechniczka było między innymi to, że miał niewiele więcej lat od swoich piłkarzy, więc grał z nimi na treningach jak równorzędny partner i dobrze się nawzajem rozumieli. Szacunek zdobył jeszcze czymś wyjątkowym. Jeździł bardzo dobrze na nartach, ale w Odrze trafił na mistrza zjazdów Wojciecha Tyca, górala z Milówki (stamtąd pochodzą bracia Golcowie), dla którego narty były drugą naturą. Ich rywalizacja na stoku podczas zimowych zgrupowań Odry stanowiła atrakcję dla pozostałych piłkarzy. Raz wygrywał Tyc, raz Piechniczek.

Nawiasem mówiąc Wojciech Tyc grał w piłkę i jednocześnie studiował na Politechnice Krakowskiej oraz w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Opolu. Uzyskał tytuł inżyniera.

W drugiej połowie lat 70. należał do czołówki polskich napastników. Znalazł się w szerokiej kadrze na mundial w Argentynie, nie pojechał tam jednak, bo konkurencja w napadzie była bardzo duża (Grzegorz Lato, Andrzej Szarmach, Włodzimierz Lubański, Włodzimierz Mazur, Marek Kusto).

Do historii Odry przeszedł jako trzeci co do skuteczności strzelec: 45 bramek (za Engelbertem Jarkiem i Norbertem Gajdą). Do historii reprezentacji też, ale jako piłkarz, który grał w niej chyba najkrócej. W roku 1977, w meczu ze Szwecją we Wrocławiu wszedł na boisko w 88. minucie. Nigdy później już koszulki z orłem nie włożył.

Chłopaki z Opolszczyzny

Piechniczek miał szczęście do piłkarzy, ale sam ich wybierał. Tyc nie był jedynym studentem w Odrze tamtych czasów. Bohdan Masztaler, pomocnik pochodzący z Olsztyna, do Opola przyjechał z Gwardii Warszawa, już jako absolwent Szkoły Głównej Planowania i Statystyki. Kiedy Jacek Gmoch wybierał zawodników na mundial w Argentynie, włączył Masztalera do kadry nie tylko ze względu na jego umiejętności piłkarskie, ale i ścisły umysł. Tyle, że wtedy był on już zawodnikiem ŁKS.

Opole na argentyńskim mundialu reprezentował 20-letni Roman Wójcicki. Jeszcze wtedy zajmował miejsce na ławce rezerwowych. Kiedy Piechniczek został trenerem kadry zabrał Wójcickiego jeszcze na dwa mundiale. Ale wtedy grał on już w Śląsku i w Widzewie. Do wielkiej kariery startował właśnie w Opolu.

Innym wyjątkowym zawodnikiem Odry Piechniczka był Zbigniew Kwaśniewski, partner Masztalera z Gwardii. Należał do czołowych rozgrywających w kraju, miał jednak pecha, że w tym samym czasie grał Kazimierz Deyna. Z nim nikt nie mógł rywalizować.

Drugi pech Kwaśniewskiego wiązał się z miejscem jego urodzenia i początkami kariery. To były Suwałki, ówczesne peryferie wielkiego futbolu.

– Gdyby Kwaśniewski urodził się w dużym mieście i szybko trafił do wielkiego klubu, jego kariera wyglądałaby zupełnie inaczej. Miał bowiem talent nie mniejszy niż Deyna – mówił Antoni Piechniczek.

Kwaśniewski także był sprawdzany przez Jacka Gmocha, wytrzymałość i siła fizyczna powodowały, że na testach urywał w stacjonarnych rowerach łańcuchy, a na mecz i tak wychodził Deyna, który zwykle w testach wypadał blado, ale na boisku dobrze.

Większość zawodników tamtejszej Odry pochodziła z Opolszczyzny. Z Nysy (Wójcicki, pomocnik Jerzy Tkaczyk), Strzelec Opolskich (obrońca Henryk Krawczyk), Brzegu (stoper Wiesław Korek, prawy obrońca Franciszek Rokitnicki), Fosowskiego (stoper Józef Adamiec), Bodzanowa (obrońca Tadeusz Podgórny), Raciborza (pomocnik Krystian Gruszka), Zawadzkiego (środkowy obrońca Paweł Król), Opola-Zakrzowa (Antoni Kot), Twardawy (skrzydłowy Alfred Bolcek, do Odry przyszedł z klubu Małapanew Ozimek), Ozimka (napastnik Józef Borzęcki), Straduni (bramkarz Joachim Szczepanek), Opola (bramkarz Andrzej Krupa, obrońca Zbigniew Gano, pomocnik Wiktor Morcinek, napastnik Bronisław Kabat), Kędzierzyna-Koźla (skrzydłowy Józef Klose).

A byli jeszcze: napastnik Bogdan Harańczyk z Wrocławia, pomocnik Andrzej Przenniak z Mysłowic, pomocnik Mirosław Misiowiec z Mielca, bramkarz Jan Szczech z Piszu i Krystian Koźniewski.

Ten napastnik z reprezentacji młodzieżowej uważany był za wielki talent, jednak karierę przerwał mu niezwykły epizod.

Podczas leczenia kontuzji w sanatorium w Korfantowie młody piłkarz skomentował głośno w świetlicy przemówienie Edwarda Gierka. Nie była to opinia entuzjastyczna, nic więc dziwnego, że nie spodobała się jakiemuś partyjnemu czynownikowi, który nadał sprawie bieg. W efekcie tych działań piłkarz został dożywotnio zdyskwalifikowany za „wysoce niesportowe, nieobywatelskie i nie licujące z postawą obywatela i sportowca zachowanie”. Na Opolszczyźnie był więc skończony, został taksówkarzem, w końcu wyjechał do Niemiec, grał jeszcze, ale to już nie było to.

Bramkarz zaufania

Przez kilka sezonów w Odrze nie zmieniał się trener tylko piłkarze. Kimś wyjątkowym w tej starannie dobieranej grupie był Józef Młynarczyk. Między nim a Antonim Piechniczkiem wywiązała się szczególna relacja. Rodzaj przyjaźni między bramkarzem a trenerem.

Piechniczek zobaczył Młynarczyka pierwszy raz w Bielsku-Białej i wiedział, że trafił na bramkarza swojego życia. Kiedy trener wyjechał z Bielska-Białej do Opola chciał zabrać ze sobą Młynarczyka. BKS jednak go nie chciał puścić. Obiecywał nie tylko talon na malucha, ale i pieniądze na jego zakup.

Ten stan trwał dwa lata, ostatecznie BKS przegrał, bo nie mógł zatrzymać zawodnika, który chciał grać w klubie pierwszoligowym. W ten sposób zaczęła się szczególna kariera Młynarczyka, który pięć lat po debiucie w ekstraklasie został bramkarzem trzeciej reprezentacji świata, a po kolejnych pięciu wywalczył w barwach FC Porto Puchar Mistrzów i Puchar Interkontynentalny.

Jego osiągnięcia są wyjątkowe. Jednak nie on jeden wygrał pracując z Piechniczkiem. Z tamtej Odry w kadrze Polski grali także wspomniani wcześniej Bohdan Masztaler, Zbigniew Kwaśniewski, Wojciech Tyc, Roman Wójcicki, Józef Adamiec, Paweł Król, a w drużynie juniorów i młodzieżowej jeszcze więcej zawodników. Niektórzy zamienili Odrę na lepsze i bogatsze kluby, ale to w Opolu zaczynały się ich kariery.

Opolskie początki Miro Klosego

W drugiej połowie lat 70. miasto przez cały rok żyło futbolem, a w czerwcu festiwalem polskiej piosenki. Ale właśnie w czerwcu 1977 roku Odra pokonała w Częstochowie Widzew 3:1 i zdobyła nowe trofeum w polskiej piłce: Puchar Ligi. Dzięki temu jedyny raz wzięła udział w rozgrywkach europejskich.

Niestety w pierwszym meczu przegrała w Opolu z 1.FC Magdeburg gwiazd reprezentacji NRD Joachima Streicha i Juergena Sparwassera 1:2 (pierwszą, historyczną bramkę strzelił Krystian Koźniewski), a w rewanżu zremisowała 1:1. Gola w Magdeburgu zdobył Józef Klose. To był początek jego ostatniego sezonu w Odrze. Kilka miesięcy później urodził mu się syn i z tym niemowlakiem Klose wyjechał grać w AJ Auxerre. Syn ma na imię Miroslav, w barwach Niemiec został mistrzem świata i jest najlepszym strzelcem w dziejach mundiali.

Latem roku 1977 na starym, przedwojennym niemieckim stadionie Odry przy ulicy Oleskiej rozegrano pierwszy mecz przy świetle elektrycznym. Im lepiej grała Odra, tym więcej ludzi przychodziło na trybuny. Kilkanaście tysięcy stanowiło normę. Na spotkanie z ŁKS Jana Tomaszewskiego, Jerzego Sadka i Stanisław Terleckiego przyszło aż 25 tysięcy. Sędzia Jerzy Hołub z Warszawy zgodził się aby kibice stanęli na bieżni i za bramkami, tuż przy boisku. Do żadnych ekscesów nie doszło, opolanie wygrali 2:0.

Wtedy Odra była większa od Wisły, bo z nią wygrywała. Lech przegrał w Opolu 1:7, Legia 1:4 i 0:3. A to, co stało się 29 października 1978 roku przeszło do historii Odry. Tego dnia pokonała Legię w Warszawie 5:3. Wprawdzie Józef Młynarczyk opowiadał, że nikt mu nigdy nie strzelił takiej bramki jak Kazimierz Deyna wówczas, ale Alfred Bolcek wbił wtedy Krzysztofowi Sobieskiemu trzy, a Wiesław Korek i Wojciech Tyc dodali po jednej. A wszystko to w drugiej połowie, bo Legia wygrywała do przerwy 2:0. Takie mecze przechodzą do legendy.

Antoni Piechniczek został wtedy wybrany przez tygodnik „Piłka Nożna” Trenerem Roku. W Opolu zajmował wynajęty olbrzymi apartament przedwojennego domu, w samym centrum, nieopodal amfiteatru. To był salon towarzyski, w którym spotykali się piłkarze, dziennikarze, trenerzy, bo dzięki trenerowi i jego zawodnikom Opole stało się ważnym miejscem na piłkarskiej mapie kraju. Tym bardziej że w roku 1977 w Opolu odbyły się pierwsze halowe mistrzostwa Polski dziennikarzy i wracaliśmy tam zawsze zimą co rok przez kilka lat. W roku 1983 dziennikarz „Trybuny Opolskiej” Juliusz Stecki zainicjował w Byczynie zloty weteranów, połączone z mistrzostwami Polski oldbojów. Trwają do dziś, mimo że Julek nie żyje od pięciu lat. Antoni Piechniczek opuścił Opole w roku 1979. Czekały go jeszcze większe sukcesy. W Opolu zostały wspomnienia.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska