Adam Gąsianowski z Zamościa śmieje się, że fotografią zainteresował się w wieku 7 lat, kiedy porwał zdjęcie dziadka. Potem skończył szkolę czeladniczą w zawodzie fotografa, prowadził własny zakład, pracował na etacie fotoreportera w miejscowym tygodniku, aż potem znowu poszedł na własne. Cały czas zbierał jednocześnie stare fotografie oraz aparaty.
– Jako mój osobisty sprzeciw wobec fotografii cyfrowej – mówi Adam Gąsianowski.
Dziś jego Muzeum Fotografii zlokalizowane przy Rynku Wielkim w Zamościu eksponatami wypełnione jest szczelnie od podłogi aż po sufit. Zgromadził około 6 tys. starych fotografii, najstarsze z połowy XIX wieku. W zbiorach ma ferrotypy, czyli odbitki wykonane na stalowych blaszkach oraz liczącą ok. 4 tys. egzemplarzy kolekcję szklanych negatywów. Do tego około tysiąca aparatów fotograficznych. Najstarsze, mieszkowe z tzw. harmonijką liczą już ponad sto lat. W jego muzeum można oglądać też aparaty szpiegowskie, lotnicze montowane w podłogach samolotów, drewniane aparaty studyjne i ukryte w puszce coca-coli. A także licznie zgromadzony stary osprzęt fotograficzny: koreksy, powiększalniki, lampy, oliwiarki, kolekcje żarówek czy pudełka po negatywach. Gąsianowski zrekonstruował też fotoplastykon kolumnowy z 58 zdjęciami stereoskopowymi, które ogląda się przez oryginalny okular z 1895 roku. To jedyny taki fotoplastykon w regionie i okazja, aby zobaczyć jak spędzali czas nasi przodkowie zanim wymyślono kino.
– Szczególnie cieszy, że odwiedza mnie coraz więcej turystów także z zagranicy, którzy pocztą pantoflową dowiadują się, że w Zamościu istnieje takie miejsce jak moje – mówi Adam Gąsianowski.
Turyści przyjeżdżają, wyjeżdżają i – wiedząc o pasji Gąsianowskiego – wysyłają mu potem kurierem eksponaty, które zalegają u nich w domach.