„Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale” to jeden z najważniejszych utworów w historii polskiego teatru. Wojciech Bogusławski, założyciel narodowej sceny, dał prapremierę 1 marca 1794 roku.
Historycy nie mają wątpliwości, że jeśli nawet nie miała wpływu na ogłoszenie powstania kościuszkowskiego 24 marca na krakowskim Rynku to idealnie wyrażała nastroje przed jego wybuchem. Chociaż premiera odbyła się w Warszawie, akcja została umieszczona w podkrakowskiej Mogile, obok klasztoru cystersów w karczmie i młynie. Dziś to obszar krakowskiej Nowej Huty.
Intrygę uruchamia małżeńska intercyza, która jest w konflikcie z miłością młodych ludzi. Gdy dochodzi do otwartej wojny między Krakowiakami i Góralami – niczym deus ex machina godzi ich student Bardos, wykorzystując w cudowny sposób elektryczność.
Trudno uciec od siebie
Sztukę Bogusławskiego wystawiali wszyscy najwięksi polskiego teatru, poczynając od Leona Schillera, który nazwał ją „wodewilem narodowym”, po Kazimierza Dejmka, ucznia Schillera. Tak się składa, że choreograf Emil Wesołowski (ur. 1947), reżyser elbląskiej premiery, pracował też z Dejmkiem, choć zanim został choreografem zaczynał w poznańskim Polskim Teatrze Tańca Conrada Drzewieckiego.
– Półtora roku temu jadłem zupę przy rodzinnym stole, gdy z propozycją realizacji „Krakowiaków i Górali” z okazji jubileuszu 40-lecia elbląskiego teatru zadzwonił do mnie dyrektor Mirosław Siedler – mówi „Rzeczpospolitej” Emil Wesołowski. – Poznaliśmy się w pracy, kiedy realizowałem ruch sceniczny w „Balladynie” reżyserowanej przez Janusza Wiśniewskiego.