Szczyrk – nowa-stara stolica nart?

Czy Szczyrk znowu – jak dawniej – będzie zimową stolicą Polski? Przez kilkanaście ostatnich lat był areną gorszących sporów. W efekcie stał się raczej muzeum narciarskiej infrastruktury rodem z PRL-u. Teraz jest szansa, że to się zmieni.

Publikacja: 15.11.2016 22:00

Długość trzynastu tras zjazdowych, wynosząca dziś 19 km – po zmianach ma wzrosnąć do 22 km. Różnica

Długość trzynastu tras zjazdowych, wynosząca dziś 19 km – po zmianach ma wzrosnąć do 22 km. Różnica może nie jest wielka, ale ponad 80 procent tras ma być naśnieżanych.

Foto: 123 rf

Kiedy w marcu 2014 roku na wspólnej konferencji prasowej występowali ówczesny burmistrz Szczyrku Wojciech Bydliński, prezes Szczyrkowskiego Ośrodka Narciarskiego Stanisław Richter oraz prezes słowackiej spółki Tatry Mountain Resorts Bohus Hlavaty, włodarz miasta mówił o historycznej chwili. Wielkie słowa akurat w tym przypadku wydawały się uzasadnione – po latach kłótni i grodzenia działek, na których znajdują się trasy narciarskie, wreszcie zanosiło się na przełom. Plany Słowaków zabrzmiały jak bajka, jak powrót do pięknej przeszłości, w której Beskidy miały narciarski kurort z prawdziwego zdarzenia.

Raj dla narciarzy

Pierwszą narciarską inwestycją w Szczyrku była budowa wyciągu krzesełkowego na Skrzyczne w 1959 roku. Potem powstawały kolejne wyciągi i trasy, w tym słynna wyczynowa trasa FIS z licencją międzynarodową. Masowo odwiedzali Szczyrk zwłaszcza mieszkańcy Górnego Śląska. W weekendy zjeżdżały autobusy pełne górników z rodzinami. To był ośrodek górniczy, więc mieli prawo czuć się tu, jak u siebie. Powstała okazała jak na tamte czasy infrastruktura – wielkie ośrodki wypoczynkowe, które dzisiaj niszczeją, wtedy przeżywały oblężenie.

„Szczyrk, zimowa stolica Beskidów, jest jednym z dwu, obok Zakopanego, prawdziwie dużych w naszych górach ośrodków narciarskich, z którymi, tak naprawdę, reszta nie ma co stawać w zawody. Szczyrk ustępujący Zakopanemu tylko warunkami naturalnymi, przewyższa go sposobem zagospodarowania narciarskiego” – tak w przewodniku narciarskim z lat 80. pisał Marek Baran.

Jak można było to wszystko zepsuć? W największym skrócie: ośrodek narciarski Czyrna-Solisko na stokach Małego Skrzycznego powstał w latach 1968-1972 dzięki kopalniom. Wyciągi powstawały na prywatnych gruntach, ale nikt się wtedy nie przejmował sprawami własnościowymi. Powstał okazały Górniczy Ośrodek Narciarski. Wszyscy byli zadowoleni. Górnicy i inni amatorzy białego szaleństwa przyjeżdżali na narty, a miejscowi liczyli zyski.

Lata 90. przyniosły zmiany w górnictwie. Szczyrkowski ośrodek stał się częścią Gliwickiej Agencji Turystycznej (GAT). Jego szefem był Stanisław Richter. O sobie mówił, że jest niepokorny. W górnictwie działał na odcinku turystyki, najpierw jako kapitan jachtowy pływał przez lata po morzach w klubie żeglarskim Gwarek. Potem oddelegowano go do Szczyrku. Okazało się, że tu nadal jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Nie miał zamiaru słuchać przełożonych, jego spór z panią prezes GAT zamienił się w otwartą wojnę. Pod koniec lat 90. Richter pożegnał się z agencją.

Kłódki na wyciągach

Miał już wtedy kawał ziemi pod wyciągami w Szczyrku. Skupował ją, kiedy kierował ośrodkiem. Większość gruntów pod trasami należała do ponad stu prywatnych właścicieli, GAT je dzierżawiła. Wkrótce rozgorzał spór pomiędzy właścicielami a GAT. Na czele grupy zbuntowanych właścicieli stał Richter. Zaczęło się grodzenie tras, które trwało w sumie przez kilkanaście lat. Nie działała większość z trzynastu wyciągów. Szczyrk skutecznie zniechęcił narciarzy.

Kto miał rację – nie sposób chyba dziś rozstrzygnąć, w każdym razie cierpieli na tym wszyscy: narciarze i mieszkańcy żyjący z turystów. Część obwiniała Richtera, że toczy z GAT prywatną wojnę, inni oskarżali GAT, która fatalnie zarządzała ośrodkiem (wojewoda śląski Lechosław Jarzębski oceniał na spotkaniu zwaśnionych stron w 2003 roku, że GAT za zarządzanie należy się dwója z wykrzyknikiem), nie umiała dogadać się z właścicielami gruntów i nie inwestowała w infrastrukturę. W 2011 roku wystawiła ośrodek na sprzedaż.

Nabywcą został Szczyrkowski Ośrodek Narciarski (SON), który skupiał właścicieli gruntów, z Richterem na czele. Wydawało się, że to najlepsze rozwiązanie, zaświtała nadzieja, że to koniec problemów. Na krótko. Okazało się, że SON nie może się dogadać z gminą, obie strony przerzucały się oskarżeniami, sprawą zajmowały się sądy. Przez trzy kolejne lata SON czynił pewne inwestycje, ale nie takie, jakich się spodziewano. I kiedy już wydawało się, że degrengolada Szczyrku jako ośrodka narciarskiego jest nieunikniona, wówczas zdarzył się cud: 97 procent udziałów w SON kupiła spółka Tatry Mountains Resorts (TMR). Słowacy zapowiedzieli, że za parę lat stworzą najnowocześniejszy ośrodek narciarski w kraju. Był marzec 2014 roku.

Słowacki cud

Dlaczego wybrali właśnie Szczyrk? – Pierwsza rzecz to gotowe już trasy, których nie trzeba wytyczać. Zdaję sobie sprawę, że w Polsce zbudować ośrodek gdzieś, gdzie niczego nie ma, gdzie będzie trzeba wyciąć las, jest bardzo trudne. Jest dużo gmin, które mają ambitne plany, spotkałem się z wieloma z nich, ale zdajemy sobie sprawę, że to trwałoby bardzo długo. Szczyrk ma też inne zalety, bo jest tu duża baza noclegowa, blisko jest aglomeracja śląska, skąd ludzie mogą przyjeżdżać nawet na wieczorną jazdę na nartach. No i są ludzie, którzy chcą prężnie działać – mówił prezes firmy Bohus Hlavaty lokalnemu „Dziennikowi Zachodniemu”.

TMR to to największa firma działająca w branży turystycznej w Europie Środkowej, akcje spółki można kupić na giełdach papierów wartościowych w Bratysławie, Pradze i Warszawie. Słowacy chwalą się, że pięć najlepszych ośrodków narciarskich na Słowacji to ich inwestycje, 70 km tras zjazdowych w Jasnej i Tatrach Wysokich, ośrodek narciarski Szpindlerowy Młyn w Czechach. Z danych TMR wynika, że aż 26 procent klientów słowackich ośrodków ubiegłej zimy stanowili Polacy.

Kto jednak liczył na natychmiastową odmianę Szczyrku, mógł się czuć zawiedziony. Najpierw trwały żmudne analizy, powstawały mapy geodezyjne, zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego, ciągnęły się sprawy dzierżawy terenów pod przyszłą stację – trzeba było uzgadniać nowe wieloletnie umowy. – Mieszkańcy często mnie pytają, dlaczego jeszcze nic się nie dzieje. Dzieje się, cały czas – tłumaczył lokalnym mediom burmistrz Szczyrku Antoni Byrdy, mając na myśli porządkowanie zaniedbanych przez kilkadziesiąt lat spraw własnościowych.

Na niedawnej konferencji prasowej Słowacy sprecyzowali swoje plany. Zamiast pamiętających dawne czasy 13 orczyków, w Szczyrku pojawi się sześć nowoczesnych kolei linowych: cztery 6-osobowe kanapy, jedna 8-osobowa kanapa i jedna 10-osobowa gondola. Do tego cztery wyciągi orczykowe. Przepustowość, która dziś wynosi 8700 osób na godzinę, wzrośnie do ponad 18000. Długość trzynastu tras zjazdowych wynosząca dziś 19 km – po zmianach ma wzrosnąć do 22 km. Różnica może nie jest wielka, ale ponad 80 procent tras ma być naśnieżanych. Do tego restauracje, bary, parkingi. Prace mają ruszyć na wiosnę przyszłego roku. Inwestycja ma kosztować ponad 60 mln euro do 2019 roku, kiedy zaplanowano jej zakończenie.

Na słowacką rewolucję trzeba więc jeszcze trochę poczekać. Za to już w drugiej połowie grudnia tego roku ma ruszyć Beskid Sport Arena, całoroczny ośrodek sportowy, zlokalizowany w innej części Szczyrku, w dolinie Biłej, na stoku góry Beskid. Inwestorem jest polska firma z Katowic. Docelowo ma tu powstać sześć tras narciarskich o łącznej długości 3,5 km. Narciarzy będą wozić sześcioosobowe kanapy z podgrzewanymi siedzeniami i osłonami przeciwwiatrowymi. – Jest to inwestycja przygotowana od A do Z, wszystko jest tam przemyślane. Pokazuje, że ośrodek narciarski to nie tylko wyciąg i trasa, ale także nowoczesny system naśnieżania i oświetlenia, parkingi, zaplecze sanitarne, zaplecze dla ratowników GOPR i osób, które ulegną wypadkom, gastronomia. To tworzy pewną całość – mówił w Radiu Bielsko burmistrz Byrdy, który wierzy, że dzięki nowym inwestycjom Szczyrk wróci na zajmowane kiedyś miejsce – czołowego ośrodka narciarskiego w kraju. To marzenie dzielą z burmistrzem inwestorzy, mieszkańcy, a przede wszystkim narciarze.

Kiedy w marcu 2014 roku na wspólnej konferencji prasowej występowali ówczesny burmistrz Szczyrku Wojciech Bydliński, prezes Szczyrkowskiego Ośrodka Narciarskiego Stanisław Richter oraz prezes słowackiej spółki Tatry Mountain Resorts Bohus Hlavaty, włodarz miasta mówił o historycznej chwili. Wielkie słowa akurat w tym przypadku wydawały się uzasadnione – po latach kłótni i grodzenia działek, na których znajdują się trasy narciarskie, wreszcie zanosiło się na przełom. Plany Słowaków zabrzmiały jak bajka, jak powrót do pięknej przeszłości, w której Beskidy miały narciarski kurort z prawdziwego zdarzenia.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej