W tym roku akademickim studia rozpoczęło ponad 19 tysięcy młodych ludzi. Łącznie na wszystkich dziewięciu uczelniach publicznych i niepublicznych kształci się ich blisko 70 tysięcy. Tylko na UMCS, największej uczelni w mieście jest ich ponad 21 tysięcy.
To oni dają nowy impuls krwiobiegowi gospodarczemu Lublina. Napędzają lokalny biznes. Wiedzą o tym ci, którzy prowadzą biznesy. Nie tylko punkty ksero. Ale restauratorzy, właściciele pubów, sklepów, klubów fitness, taksówkarze. Wie o tym doskonale branża deweloperska i agencje nieruchomości pośredniczące w wynajmie. W Lublinie tylko studenci co roku wynajmują ponad 7, 5 tys. lokali. Tak przynajmniej mówią oficjalne dane, a one nie do końca oddają skalę rynku.
Według szacunków urzędników miejskich, wszyscy studenci kształcący się w Lublinie zostawiają tutaj miesięcznie około 100 mln zł. Z roku na rok ta wartość rośnie.
Żyłą złotą dla miasta są szczególnie studenci z zagranicy, których systematycznie przybywa. To dobrze, bo zapełniają dziurę, jaką tworzy niż demograficzny. O ile w 2013 roku w Lublinie kształciło się niespełna 4 tys. studentów spoza kraju, to w tym roku ich liczba przekroczyła 6 tysięcy. Na Uniwersytecie Medycznym anglojęzyczni studenci stanowią już blisko 20 procent wszystkich żaków, średnio to ponad około 6 procent wszystkich lubelskich studentów.
Z danych lubelskiego magistratu wynika również, że studenci z Europy Zachodniej, USA i krajów arabskich wydają miesięcznie (bez opłat na studia) około 4,5 tys. zł, ci zza wschodniej granicy od tysiąca do 2 tys. zł, podczas gdy wydatki studenta krajowego nie przekraczają tysiąca złotych. Operatorzy butików w lubelskich galeriach handlowych nie ukrywają, że to właśnie studenci z tych krajów są coraz częściej ich klientelą.