Aquaparki to niezwykle kosztowne inwestycje samorządów, które spłaca się latami zazwyczaj na nich nie zarabiając. Takie są doświadczenia trzech, istniejących od wielu lat na Śląsku kompleksów basenowych. Mimo to, na budowę kolejnego zdecydowały się Tychy. Inwestor twierdzi, że wziął pod uwagę błędy poprzedników.
Inaczej niż poprzednicy
Wodny Park Tychy buduje Regionalne Centrum Gospodarki Wodno-Ściekowej. To gminna spółka, która zyski z wieloletnich ekoinwestycji (sprzedaży energii odnawialnej i zielonych certyfikatów) postanowiła zainwestować w aquapark. Wyłożyła 50 mln zł (połowę kosztów budowy), drugą część chce sfinansować z obligacji. To model finansowania inny, niż stosowany do tej pory przy podobnych inwestycjach (oparty na kredycie).
Bartłomiej Jarocha, prezes Aquadromu w Rudzie Śląskiej przyznaje, że największy koszt jego firmy to spłata kredytu, amortyzacja związana z wytworzonym majątkiem, a także wydatki na zakup energii elektrycznej i ciepła, które park w całości kupuje u zewnętrznych dostawców.
– To trudny rynek, nawet przy dużej frekwencji może nie być zyskowny – ocenia Krzysztof Mejer, wiceprezydent Rudy Śląskiej, gdzie Aquadrom działa od niespełna czterech lat i każdy rok zamyka ze stratą netto: w 2013 r. było to ponad 16 mln zł, w 2014 r. blisko 8 mln zł, w ubiegłym – 3 mln zł.
Dlaczego niska rentowność aquaparków nie zniechęciły tyskiej spółki? Zbigniew Gieleciak, prezes RCGW, klucz do sukcesu widzi głównie w nowoczesnym pomyśle na sfinansowanie i utrzymanie, które dzięki ekologicznym technologiom ma obniżyć koszty mediów o kilkadziesiąt procent.