Łódź w czasie wojny straciła blisko połowę mieszkańców, do których należało wiele gruntów i kamienic. Ich majątki przejęło państwo. Nawet po 70 latach pod ich rzekomych spadkobierców podszywają się oszuści. Miasto ma na nich sposób: swoich „detektywów”.
– W 2012 r. powołaliśmy specjalny wydział złożony z prawników, archiwistów i historyków. Analizują dostępne informacje, występują o nie do innych państw i badają, czy roszczenia do nieruchomości w Łodzi nie niosą uzasadnionego podejrzenia wyłudzenia lub oszustwa – mówi Ireneusz Jabłoński, wiceprezydet Łodzi.
Zespól ds. Ochrony Praw Własności ujawnia nawet oszustwa doskonałe. – Mamy zacięcie śledcze do wykrywania nadużyć. Podejrzenia wzbudza czcionka, papier, pisownia – mówi Lucyna Lenc, szefowa zespołu. – ujawnialiśmy sfałszowane testamenty, akty dziedziczenia, podstawione osoby wyszukane np. w Izraelu. W jednej ze spraw pojawiło się 40 sfałszowanych testamentów i aktów notarialnych z 1939 r. Trafiła do prokuratury..
– Niektórzy uciekają się do wyrafinowanych sposobów. Mieliśmy przypadek, że testamenty były fałszowane na papierze z epoki i atramentem z epoki, czyli sprzed kilkudziesięciu lat – opowiada wiceprezydent Jabłoński. Oszustów – szajki złożone z rasowych przestępców, ale i prawników, zdradzają detale.
Spektakularny sukces
– Większość fałszywych roszczeń z uwagi na strukturę etniczną dawnej Łodzi dotyczy nieruchomości, które należały do obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, rzadziej do obywateli niemieckich – wyjaśnia Ireneusz Jabłoński.