Nauczyliśmy się pokory

Po przegranym finale jest w nas złość, która kazała nam od razu rzucić się w wir pracy przed nowym sezonem – mówi Jarosław Jankowski z Legii Warszawa.

Publikacja: 30.08.2016 23:00

Nauczyliśmy się pokory

Foto: EAST NEWS

Rz: W zeszłym sezonie do awansu do Tauron Basket Ligi zabrakło Legii jednego zwycięstwa. Jaką lekcję wyciągnął pan z tamtych rozgrywek?

Jarosław Jankowski: Lekcję pokory, ale była to lekcja bardzo bolesna. Przed sezonem wydawało się, że wszystko dobrze poukładaliśmy. Zmieniliśmy pierwszego trenera – Piotra Bakuna zastąpił Michał Spychała. Do tego zatrudniliśmy nowych graczy. Ale życie dość szybko nas zweryfikowało. Przegraliśmy parę meczów, nie było w zespole chemii. Musieliśmy reagować. Podjęliśmy decyzję, by znów oddać drużynę w ręce Bakuna. Zależało nam tylko na tym, by rozbudził w graczach wolę walki, liczyliśmy się z tym, że o awans będzie niezwykle ciężko. Tymczasem okazało się, że znów jesteśmy mocni, doszliśmy do finału. W Miastem Szkła Krosno prowadziliśmy już 2-1, wystarczył jeden mecz, by awansować do elity. Nie udało się, ale wstydu nie było. Słyszałem głosy, że gładko przegramy trzy mecze i odpadniemy. A my pokazaliśmy charakter.

Zatrudnienie Michała Spychały było błędem?

Nie. Choćby z tego względu, że dobrze wpłynęło na Piotra Bakuna. Uważam, że zmienił się jako człowiek, a jako trener dojrzał – i emocjonalnie, i sportowo. Nie jest już choćby tak impulsywny, jak kiedyś.

Rozmowa z Piotrem Bakunem o jego powrocie do roli pierwszego trenera była ciężka?

Nie, trwała jakieś pół minuty. Byłem na urlopie we Włoszech, Piotr był w górach. Kiedy powiedziałem, że Michała w Legii już nie ma, to powiedział, że w tej chwili się pakuje i wraca. Nie było tak, że na tę posadę czyhał. Bardziej zdawał sobie sprawę z wagi sytuacji i z tego, że jest nam teraz potrzebny. Cięższą rozmowę odbyliśmy przed sezonem, gdy komunikowałem mu, że nie będzie już trenerem i proponuję mu rolę asystenta. Było po nim widać, że zabolało go to. Zaimponował mi, że nie tylko został, ale i umiał się w nowej roli odnaleźć. A Michał Spychała? Nie przychodził potem na nasze mecze, mimo że go zapraszałem. Mówił, że chce odpocząć od koszykówki. Jestem przekonany, że zaraz odnajdzie się w innym miejscu, bo to świetny trener i człowiek. Przykre doświadczenie w Legii tylko go wzmocni i ukształtuje.

Przed obecnym sezonem klub postanowił od razu postawić sprawę jasno – Piotr Bakun zostaje.

Chcieliśmy, by trener i zawodnicy wiedzieli, na czym stoją. Było warto, bo zawodnicy chcą pracować z Piotrem. Zostali z nami wszyscy, którym złożyliśmy propozycję na nowy sezon. Nikt nie rozważał odejścia, mimo że sporo graczy dostało propozycję gry w ekstraklasie. Widać, że jest w nich sportową złość, chcą skończyć pewien projekt w Warszawie i awansować do ekstraklasy.

Gwiazdą Legii miał być były reprezentant Polski Marcin Kosiński. Skończyło się na zwolnieniu w trakcie sezonu.

– Byłem jedną z mniej przekonanych do sensowności tego transferu osób. Grupa ludzi w klubie i sam Marcin przekonali mnie jednak, że warto podjąć ryzyko. Uwierzyłem, że to może się udać. Nie udało się. Na szczęście w kontrakcie był zapis o tym, że możemy z Marcinem się rozstać bez dużych konsekwencji finansowych. Nic mu nie ujmując, nie wyszliśmy na tym najgorzej, bo trafił do nas z Anwilu Włocławek Grzegorz Kukiełka.

Wydaje się, że najcenniejsza lekcja Legii z poprzedniego sezonu to praca na żywym organizmie. Zmiana trenera, wymiana kluczowych graczy nastąpiły już w trakcie rozgrywek. Obie wyszły na dobre.

Oba ruchy były bardzo trudne, bo działaliśmy pod presją czasu i wyniku. Ale mamy szczęście do decyzji podejmowanych w trakcie sezonu, przecież Łukasz Wilczek i Marcel Wilczek także trafili do nas w sezonie. W transfery się jednak nie mieszam. Mówię nawet trenerowi: to ty decydujesz o doborze graczy, bo my za ich postawę będziemy cię zwalniać.

Piotr Bakun w niedawnej rozmowie przyznał, że drużyna potrzebuje nowego impulsu. Tymczasem spektakularnych transferów brak.

Wydaje mi się, że wzmocniliśmy klub. Przyszedł do nas jeden z najlepszych rozgrywających I ligi, czyli Łukasz Pacocha. Z Astorii Bydgoszcz ściągnęliśmy jednego z najzdolniejszych strzelców, czyli Piotra Robaka. Na innych pozycjach ciężko znaleźć wolne miejsce, bo mamy na nich najlepszych graczy w lidze. Jedyne, kogo szukamy, to środkowego, który będzie umiał grać tyłem do kosza. Ale z tym jest duży kłopot, rynek jest niewielki.

To dlaczego Legia rozstała się z Cezarym Trybańskim?

Jego dwuletni kontrakt skończył się, a trenerzy uznali, że za te pieniądze mogą poszukać innych rozwiązań.

Trybański, wychowanek Legii i były zawodnik NBA, miał być twarzą drużyny, ambasadorem akademii…

I tą twarzą był, zresztą wciąż mamy prawa do jego wizerunku. Był dla nas wielką wartością marketingową, ale nie był tanim zawodnikiem. Po sezonie szukaliśmy oszczędności. A trenerzy uznali, że poradzimy sobie bez niego. Mimo to Czarkowi przydał się pobyt w Warszawie. Koszykówka przypomniała sobie o nim, wrócił do świadomości kibiców. Na początku twierdził, że po zakończeniu kontraktu wyjedzie z Warszawy, ale ponoć zostaje. Ułożył sobie tu na nowo życie.

Legię i w ogóle koszykówkę ze względów rodzinnych musiał porzucić Adam Parzych. Co teraz?

To wielka szkoda, bo Adam to bardzo pozytywna postać. Był bardzo zaangażowany w życie klubu. Dzięki niemu używaliśmy maszyny do treningu rzutowego sprowadzonej specjalnie ze Stanów, to on był inicjatorem treningów z Jerrym Powelem, który pracował w przeszłości z LeBronem Jamesem. W miejsce Adama na razie nikogo nie zatrudnimy, bo trener uznał, że poradzi sobie, więcej wykorzystując Pacochę i Robaka. Co prawda trenuje z nami Kamil Sulima, bo poprosił o taką możliwość, by utrzymać formę, ale to, gdzie będzie grał w nowym sezonie, jeszcze nie jest rozstrzygnięte.

Brak awansu nie zniechęcił sponsorów?

Nie. Wręcz przeciwnie. Z Krosna, z ostatniego meczu sezonu, wróciliśmy w nocy. Mimo to wstałem dość wcześnie. Obudziłem się z uczuciem złości, ale takiej motywującej do pracy. Od razu rzuciliśmy się w wir przygotowań do nowego sezonu. Podobnie było ze sponsorami czy partnerami. Nikt nie powiedział: nie awansowaliście, to zmniejszamy dofinansowanie. Wręcz przeciwnie, dostaliśmy od nich jeszcze większe wsparcie.

Budżet klubu rośnie z sezonu na sezon – od 250 tys. zł w II lidze, przez 1,5 mln zł w I lidze. A jaki będzie w nowym sezonie?

Trochę większy. Na pewno nie będzie to największy budżet wśród pierwszoligowych klubów. Nie przepłacamy zawodników. Skończmy z mitem, że Legia płaci najwięcej, bo nie płaci.

W zeszłym sezonie straciliście z tego powodu kilku cennych graczy. M.in. na rzecz Krosna…

Tu dochodzą jeszcze inne kwestie niż kontrakt indywidualny. Choćby sprawa mieszkania. W Warszawie wynajem kosztuje 2 tys. zł, a w Krośnie 800 zł. Do tego klub może zapłacić zawodnikom większe pieniądze, bo np. oszczędza na wynajęciu hali, bo miasto udostępnia ją za darmo. My płacimy niemal stawki komercyjne. Dlatego nie dość, że koszykarze mają tam wyższe kontrakty, to do tego otrzymują bonusy, na które my nie możemy sobie pozwolić.

Wywołał pan temat współpracy z miastem. Jak układa się ona w przypadku Legii?

Nie ma wypracowanego modelu współpracy, a jest to na pewno bardzo potrzebne dla nas i pozostałych klubów. Rozmawiamy z władzami miasta, m.in. z wiceprezydentem Jarosławem Jóźwiakiem, który na pewno jest nam życzliwy i pomocny. Mimo to te rozmowy są trudne, bo miasto przeznacza dosyć małe środki na zawodowy sport w Warszawie. Wierzę, że niedługo się to zmieni. Nie rozumiem modelu, w którym taki klub jak Legia, który szkoli dzieci i młodzież i spełnia misję społecznościową, musi płacić za wynajem hali komercyjną stawkę. W innych miastach samorządy udostępniają obiekty za darmo. Ostatnio wyliczyłem, że po odliczeniu opłat za halę, na czysto wychodzi, że miasto dokłada do Legii ok. 170 tys. zł rocznie. Dla przykładu drużyna z Torunia dostaję od miasta 1,7 mln, czyli dziesięć razy tyle, co my, a możliwości budżetowe Torunia i Warszawy są nieporównywalne. Wierzę, że władze Warszawy, w tym także radni zaczną zmieniać podejście do sportu. Kiedy porówna się nakłady finansowe na kulturę i sport w Warszawie, to różnice są kolosalne, prawie 100 do 1. A tymczasem teatry prowadzą niemal wyłącznie działalność komercyjną. Nie mówię, żeby kultury nie wspierać, ale czym się różni klub od teatru i czemu ich dofinansowanie jest na dwóch różnych poziomach?

Miasto planuje kolejny remont w hali na Obrońców Tobruku. Przypomnijmy, że już jeden sezon musieliście grać niemal wyłącznie na wyjeździe, bo trwały tam prace.

Zostaliśmy w pewnym sensie zaskoczeni decyzją o kolejnym remoncie, pierwotnie remont miał nam ograniczyć możliwość rozegrania pełnego sezonu, jednak ostatecznie prace w wewnątrz hali będą rozpoczęte po naszym sezonie. Nowy dyrektor OSIR zdecydowanie lepiej to zaplanował od swoich poprzedników.

W Warszawie remont trwał 20 miesięcy i pochłonął niemal dwa razy więcej niż zakładano, czyli 1,5 mln zł…

Tymczasem parkiet został zrobiony źle i dziś musimy go reklamować. I zaczyna się kolejny. Oczywiście nas to cieszy, ale liczymy, że teraz obędzie się już bez uciążliwości jak podczas ostatniego remontu.

Kiedy rozmawialiśmy rok temu, mówił pan, że Legia za pięć lat będzie grać w Eurolidze. Zostały cztery sezony. Podtrzymuje pan tę deklarację?

Podtrzymam, jeśli uda nam się awansować. Ale nawet jeśli wygramy ligę, to gdzie będziemy rozgrywać mecze? W hali na Kole jest mnóstwo imprez komercyjnych i nie ma terminów, Torwar jest przestarzały, drogi i nieprzystosowany do sportu i także trudno tam o terminy. Miasto planuje wybudować halę na 15 tys. osób, ale dziś powinna przede wszystkim pomyśleć o hali skrojonej na aktualne potrzeby – takiej na 3,5 tys. osób, w której graliby siatkarze w PlusLidze, no i my w Tauron Basket Lidze. No i Eurolidze.

CV

Jarosław Jankowski – były prezes spółki Waryński, sponsora koszykarskiej Legii. Dziś członek rady nadzorczej sekcji koszykówki. Odpowiada za nadzór nad działaniami zarządu spółki oraz realizację planów strategicznych klubu. Kibic Legii.

Rz: W zeszłym sezonie do awansu do Tauron Basket Ligi zabrakło Legii jednego zwycięstwa. Jaką lekcję wyciągnął pan z tamtych rozgrywek?

Jarosław Jankowski: Lekcję pokory, ale była to lekcja bardzo bolesna. Przed sezonem wydawało się, że wszystko dobrze poukładaliśmy. Zmieniliśmy pierwszego trenera – Piotra Bakuna zastąpił Michał Spychała. Do tego zatrudniliśmy nowych graczy. Ale życie dość szybko nas zweryfikowało. Przegraliśmy parę meczów, nie było w zespole chemii. Musieliśmy reagować. Podjęliśmy decyzję, by znów oddać drużynę w ręce Bakuna. Zależało nam tylko na tym, by rozbudził w graczach wolę walki, liczyliśmy się z tym, że o awans będzie niezwykle ciężko. Tymczasem okazało się, że znów jesteśmy mocni, doszliśmy do finału. W Miastem Szkła Krosno prowadziliśmy już 2-1, wystarczył jeden mecz, by awansować do elity. Nie udało się, ale wstydu nie było. Słyszałem głosy, że gładko przegramy trzy mecze i odpadniemy. A my pokazaliśmy charakter.

Pozostało 90% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej