Dziś, gdy wracam w rodzinne strony, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że okoliczne wsie nie są już tak dzikie i naturalne, jak kiedyś. W krajobrazie coraz częściej dominują działki obsadzone iglakami – w tym powszechnymi w naszym kraju tujami – oraz porośnięte równo przyciętymi trawnikami. Czy dzięki temu jest ładniej? Tego nie jestem pewna, choć trzeba przyznać, że estetycznie polska prowincja wypada dużo lepiej niż w latach PRL-u.
    Wątpliwości nie pozostawia natomiast wpływ, jaki te zmiany wywierają na przyrodę, w tym na pszczoły. Wprawdzie w Polsce nadal średnio cztery ule przypadają na kilometr kwadratowy, czyli jest ich dwa razy więcej niż Zachodzie. Jednak ryzyko, że ich liczba będzie się zmniejszać są spore. Pszczelarze alarmują, że wraz z zanikaniem naturalnych siedlisk i wycinaniem drzew przydrożnych zaczyna brakować pożytków dla pszczół. Na to nakłada się powszechne stosowanie syntetycznych pestycydów, które są dla tych owadów zabójcze.